Fragment niewydanej książki

Marcie było przykro, bo Mimi zabroniła mówić o swojej chorobie Łukaszowi. Nie chciała też widzieć go w szpitalu. Może po prostu nie chciała, żeby Łukasz zobaczył ją taką obolałą, po operacji nie wygląda się zbyt kobieco – uspokoiła się Marta.

Niestety musiała Łukaszowi trochę nakłamać, a tego nie lubiła. Dyskwalifikowało człowieka w jej oczach od razu, po prostu zbyt dobrze pamiętała wszystkie kłamstwa Pawła. To ciągle w niej siedziało.

Szpital, w którym Mimi była operowana wyglądał imponująco. Marta ze wstydem pomyślała o obdrapanych ścianach sal tego szpitala, w którym kiedyś leżała jej mama. Polska B! Rodzinne miasto powoli stawało się miejscem, z którego młodzież chętnie ucieka gdzie pieprz rośnie. Jeszcze będąc na studiach potępiała wszystkich, którzy wyjeżdżali. Dzisiaj myślała już zupełnie inaczej. Gdyby nie praca u Jeremiego pewnie sama byłaby  zmuszona do ucieczki.

–       Mimi!  – wykrzyknęła radośnie na widok kobiety, chociaż jest twarz wyglądała mizernie.

–          Marta, czekałam na ciebie, tak się cieszę, że w końcu mogę się do ciebie uśmiechnąć zamiast wklejać te wszystkie lole i serduszka.

–          Nawet nie wiesz jak ja się cieszę. To dobrze, że moje szkolenie wypadło właśnie teraz.

Mimi, a właściwie Basia, miała obandażowaną szyję i widać było, że mówienie przychodzi jej z trudem.

–          To dopiero drugi dzień po operacji. Nie mogę podnosić głowy, więc nie myśl sobie że coś ukrywam i tak patrzę spod oka. – zażartowała.

–          Bardzo boli?

–          Jest zdecydowanie lepiej niż wczoraj. Najgorzej przy przełykaniu, po rurce od narkozy.

–          Przyniosłam ci soki, mam nadzieję, że trochę złagodzą ból. Może kupić jakieś tabletki do ssania?

–          Nie! Siedź tu przy mnie i opowiadaj o tym swoim szkoleniu i w ogóle! Przecież nie gadałyśmy już tydzień.

–          To prawda, jak ty wytrzymujesz bez sieci? – roześmiała się Marta.

Wiedziała, że sieć wciąga, a Mimi była tego doskonałym przykładem. Kiedykolwiek nie włączała komunikator, ona tam była.

–          Przeżywam to strasznie, chociaż wiesz, ciągle dostaję od kogoś z mojej grupy wsparcia telefony, albo sms’y. To miłe. Myślałam, że co z oczu to i z serca. A oni jednak o mnie pamiętają. Ty jesteś tego najlepszym przykładem – uśmiechnęła się Basia.

Marta już miała zacząć opowiadać Mimi o spotkaniu z Łukaszem, o tym że po tych dwóch dniach łączy ich znacznie więcej, ale w tym momencie weszła do sali kobieta. Piękna, może w wieku Marty, może trochę starsza i nastąpiła prezentacja.

–         Joanna pracuje niedaleko, więc często przychodzi do mnie w odwiedziny. Przyjaźnimy się od lat, właściwie od czasu studiów.

–          To fajnie, że nie utraciłyście kontaktu mimo, że nie ma cię w kraju Basiu

–          Prawdziwa przyjaźń przepłynie nawet przez ocean, że tak pojadę metaforą – uśmiechnęła się Joanna, a potem dodała puszczając oczko – czego nie można powiedzieć o miłości, która z czasem staje się tak leniwa, że nie jest w stanie przejść z pokoju do pokoju.

Joanna lakonicznie wytłumaczyła, że przeżyła w małżeństwie piekiełko, ale o szczegółach nie chciała mówić, tłumacząc, że to nie jest odpowiednia pora i miejsce. W dodatku dopiero się poznały, więc nie chciała pozostawiać po sobie wrażenia cierpiętnicy.

Zmieniły temat tak skutecznie, że po chwili Mimi śmiała się, przyciskając opatrunek:

–     Rozejdą mi się szwy, zobaczycie!

 

66 myśli w temacie “Fragment niewydanej książki

  1. Czy będziesz tu pisać blogonowelę ? Ja poproszę jakieś męskie wątki! Tylko nie o świniach ;-)))) Miło sie czytało…Co za dyskusje! 🙂 Czy kiedyś obdarujesz nas też jakąś poezją ??? 😉

    Polubienie

  2. Pięknie napisane. Chodzi mi o przyjaźń zdolną przepłynąć ocean. Natomiast leniwa miłość jest chyba znakiem naszych czasów – to bardzo przykre….

    Polubienie

    1. Bo my tak lubimy naśladować, że teraz naśladujemy tzw szybkie związki. Rach, ciach ślub, rach ciach i po ślubie, rach ciach i rozwod…. Albo w ogóle tez żadnych papierków…..bo wtedy łatwiej się rozstać.

      Polubienie

      1. Zastanawiam się, czy jedną z przyczyn nie jest zbyt lekkie traktowanie słów, które wypowiadamy i lekceważenie zobowiązań, które nad nami ciążą lub sami na siebie wzięliśmy. Co w dzisiejszym świecie znaczy obietnica?…czyli w efekcie nasze słowo? Kiedyś złamanie słowa było czymś haniebnym, teraz dziwimy się, kiedy ktoś ma do nas pretensje, że czegoś nie dotrzymaliśmy, bo najczęściej nam się nie chciało. Przecież przeprosiliśmy, więc o co chodzi?… Jak dalece ważny jest dla nas fakt, że ktoś na nas liczy…Czym jest dla nas przyjaźń? Zobowiązaniem?…czy może jedynie braniem tego, co dla nas wygodne i dawaniem tego, co chcemy dać, bo przecież nikt nie może od nas wymagać, żeby… (wstawić pasujące;-)Od tego już krok do egoistycznego traktowania miłości, bo przecież nikt nie może od nas wymagać…itd.Jakiś filozoficzny stan mnie dzisiaj naszedł;-) Może to tak dla równowagi?;-))

        Polubienie

        1. Kiedyś napisałam kilka słów o tych wypowiadanych przez nas słowach. Wkleje tu fragment bo wydaje mi się, że jest bardzo na temat:”Słowa przekazują treść bez względu na to czy zostaną wypowiedziane, wyśpiewane, czy tylko napisane. W dodatku konotują dodatkowe sensy. Można użyć słowo, które jest neutralne, nacechowane ujemnie, bądź dodatnio. Przekaz będzie więc albo zwykłą informacją, albo powie nam coś jeszcze, właśnie owe emocje, od których istnienia odżegnywał się mój znajomy. Słowa mogą ranić, mogą dawać nadzieję, mogą sprawiać najzwyklejszą przykrość. Może rzeczywiście miałam zły dzień i źle zinterpretowałam wczorajszą rozmowę, pan zresztą przeprosił mnie, choć chyba bardziej z grzeczności. Jednak fakt pozostaje faktem, musimy brać odpowiedzialność za wypowiadane słowa, treści, sądy, czy zwykłe stwierdzenia. A co, jeśli kiedyś zmienimy zdanie i będziemy chcieli to znowu jakoś przekazać? Nic, zróbmy to! W sposób taktowny, bezbolesny dla słuchającego, bez uszczypliwości i pisemnego kąsania. Marzenia????”***Chyba myślimy tak samo:-)))

          Polubienie

          1. Moim zdaniem prawdziwą wagą wypowiedzianego słowa jest czyn , który idzie za słowem. Co z tego , że mąż powie mi , że mnie kocha kiedy za godzinę dostanę od niego w twarz , bo zupa była za słona. Co z tego , że polityk powiedział , że zmieni podatek na liniowy , kiedy miesiąc po wyborach powie , że wystąpiły pewne trudności. Co z tego , że moje dziecko powie , że się uczyło , kiedy po klasówce oświadcza , że dostało jedynkę….przykładów można mnożyć. A pustych słów nie lubię…..

            Polubienie

            1. jak ci smakuje zupka – odpowiedział – „znowu znakomita” – pomimo, że słona była jak diabli, ponieważ już była po obiedzie a on jadł odgrzewany, więc kiedy wyszła do pokoju na telenowelę, wylał zawartość talerza do zlewu i spłukał wodą. Znowu ta pomidorówka na kostakach bulionowych – pomyślał – słona jak diabli a lekarz zalecił ograniczenie soli…. Ubrał się ponownie – idę na spacer – rzucił żonce wylegującej się na kanapie. Wyszedł z domu i poszedł kilka ulic dalej do mamy na pomidorówkę na naturalnym drobiowym rosole. No i co dziewczyny – czy to nie wasz ideał mena.

              Polubienie

            2. Ale to jest bardzo idealistyczne podejście do sprawy. Ludzie w gruncie rzeczy więcej mielą ozorem niż działają:-))

              Polubienie

  3. Prawdziwa przyjaźń to chyba najpiękniejsze uczucie… Powinna być pielęgnowana przez całe życie 🙂 Prawda? Cdn??? 😀

    Polubienie

    1. Bo przyjaźń to tez uczucie i dlatego, jak każde uczucie trzeba ją pielęgnować. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to w pewnym momencie rozgląda się dokoła siebie i widzi pustkę.

      Polubienie

        1. Toksyczna przyjaźń….toksyczna miłość…..toksyczne znajomości….lepiej ich unikać, tylko nie zawsze jesteśmy w stanie obiektywnie ocenić sytuację….

          Polubienie

            1. Wlaśnie, tylko jak można się przyjaźnić nie ufając?? Bo jeszcze rozumiem, że można nie być łatwowiernym……..

              Polubienie

              1. Chodziło mi o to że osoby które zaufają nieodpowiedniej osobie na takiej toksycznej przyjaźni ucierpią. Bo rzeczywiście przyjaźnić się bez zaufania się raczej nie da…

                Polubienie

  4. a początek pewnie na tym skasowanym ?pięknie malujesz tę opowieść, ale ja nie w temacie…prawdziwa czy zmyślona ?aż wstyd się pytać ale pytam… co mi tam , najwyżej poczekam na dalej, kawy się napiję… :)pozdrawiam serdecznie i fajnie, że mnie znalazłaś …

    Polubienie

    1. Viveme, to fikcja, od początku do końca. Ponieważ nie czytałaś wcześniejszych kawałków, powiem tak: to historia o dwojgu ludzi, którzy się poznali na czacie, pokój rzeczywiście istniał. Dowiedziałam się o nim od osoby, która często tam gościła. To było bardzo unikalne miejsce, spotykali się w nim ludzie z różnych zakątków świata i rozmawiali na tematy różne różniste. Żaden sekschat ani randkowy portal. Były tam przyjaźnie, ludzie spotykali się w realu, pomagali sobie. Wiem, że dzisiaj ten pokój już właściwie nie istnieje. Pokazano mi go trzy lata temu, w momencie jego „świetności”. Mimi, znała Łukasza rzeczywiście. MArta poznała ich oboje w sieci.

      Polubienie

      1. teraz mam rozjaśnione oblicze pisania, dziękuję za wyjaśnienie…wiesz ja raz czy dwa też byłam na podobnym ale jako ibserwator, czasami sama widzę po sobie, że szukam czegoś czego nie mam w realu…. czegoś innego…dlatego może piszę choć ten swój blog, ale to nie to samo…jzastaję i będę czytać… mocno pozdrawiam basia

        Polubienie

        1. Dla mnie stanowił tylko tą bazę do książki, potem już nie potrzebowałam tam wchodzić. Jednak w takim tłumie ludzi chyba bym się zgubiła:-) Znacznie bardziej odpowiadają mi takie blogowe rozmowy.

          Polubienie

          1. mnie też odpowiada taka forma…kiedy 2 lata temu, nie mając zajęcia z przyczyn niezależnych ode mnie pomagałam pisać prace koleżance na temat osób piszących blogi przesiadywał m wiele w sieci , pisałam notatki, dawałam namiary aż się wciągnęłam sama i zaczęłam pisać…. fascynują mnie ludzie, choć strasznie bolały kłamstwa , które odkrywałam ale mam dystans i wiele się nauczyłam…zanim do kogoś napiszę najpierw się wczytam w osobę.

            Polubienie

            1. Właśnie, ja też kiedyś zajmowałam się takimi internetowymi portalami, gdzie samotni (i nie tylko) ludzie mogą nawiązać kontakt. Pisałam na ten temat wiele razy. Nie oceniam ich negatywnie, po prostu do wszystkiego trzeba podchodzić ostrożnie, nie wypowiadam się oczywiście o sekschatach, bo te były poza sferą moich zainteresowań. Tu motywacje bywają różne. Tak czy siak, każda forma kontaktu z drugim człowiekiem jest do przyjęcia, blog, niedoceniany do niedawna, chyba się trochę, w ostatnim czasie rehabilituje.

              Polubienie

  5. a do tekstu… czy Joanna jest jakoś powiązana z Łukaszem, bo tak mi sie coś tu klaruje? Ale może to tylko moja wyobraźnia

    Polubienie

    1. O kurcze, możesz mieć rację… Wiedziałam, że jak w życiu… I jak tu ufać ludziom?;-) Ja poproszę dwie wersje zakończenia!

      Polubienie

      1. Krajanko, jak trzeba to mogę zmienić zakończenie, znaczy się dopisać drugie, tylko to by znacznie skróciło historię:-))

        Polubienie

    2. Arl, czy Ty chcesz od razu przeskoczyć na koniec książki?:-)))) A gdzie stopniowanie napięcia, gdzie rozwinięcie akcji. Fakt, że ja rzeczywiście wklejam tu fragmenty od środka, pozbawiłam Was początku. Ale przy nastepnych kawałkach, jesli coś będzie niejasne to po prostu zrobię małe wprowadzenie:-))

      Polubienie

      1. Wiem, wiem, wiem… należało mi się. zawsze to robię. Podczas oglądania filmu kryminalnego po 5 minutach mówię mężowi, kto zabił a potem ide spać, a on biedny siedzi i ogląda do końca żeby sie przekonać, czy miałam rację;-)))

        Polubienie

        1. Hi hi, z filmami ja też tak mam. Ale co dalej z książką nie powiem, bo pójdziesz spać…..a jeśli mąż nie czyta bloga, to kto Ci opowie zakończenie??:-))))

          Polubienie

          1. Problem w tym, że w przypadku filmów to ja mam skuteczność 100% i on sie potem koniecznie chce dowiedzieć skąd wiedziałam;-)))) Masz rację, nie mów, on faktycznie nie czyta blogów…

            Polubienie

              1. Ja to wiem i Ty to wiesz, ale małżonek notorycznie podejrzewa, ze ja na pewno ten film już oglądałam i dlatego wiedziałam;-)))

                Polubienie

                1. Wiesz co kiedyś przeżyłam?? To było jeszcze w dzieciństwie, miałam może 10 lat. Oglądaliśmy film „Barbarella” i to była telewizyjna premiera, w kinie na nim nie byłam, natomiast w telewizji kiedyś nie reklamowano filmów tzw „zajawkami”. A ja wiedziałam jak się film skończy, mało tego, mniej więcej znałam jego treść. Dodam, że w tym wieku nie czytałam jeszcze gazet typu „Film” czy inne, gdzie ewentualnie mogłabym przeczytać treść. Jednak ja, opowiadając co się wydarzy wyszłam jakby poza treść. Bo ja wiedziałam jak będą wyglądały postaci i maszyny, które się tam pojawiały.Do dzisiaj w mojej rodzinie powtarzamy tą historię jako ciekawostkę.Bo co to mogło być??

                  Polubienie

                  1. Stawiam na sen na zasadzie deja vu ;-)Zdarzyło mi się ze dwa razy w życiu przeżyć nietypowe deja vu (które jest przecież zwykle chwilowym przebłyskiem) – byłam w stanie przewidzieć z przynajmniej dwusekundowym wyprzedzeniem słowa, zachowania, gesty, przemieszczenie się osób przez dłuższą chwilę, na tyle długą, aby zdążyć poczuć niepokój – będąc w tym stanie. Nie powiem, aby to było miłe ani też zabawne uczucie. Takie serialowe deja vu?;-) Nasz umysł lubi płatać figle…

                    Polubienie

                    1. Oj lubi lubi…..ale żeby serialowe deja vu??:-))) Jeśli samo deja vu jest wbrew logice, to serialowe już supełnie irracjonalne:-))

                      Polubienie

  6. Jak tu kończyć, kiedy Ty nowy wątek wprowadzasz?;-)) … i to jaki na czasie!;-)) Bardzo mi się podoba… No właśnie, jak ona mogła bez tego internetu? Dobrze, że ja mam laptopa – jakby co;-))

    Polubienie

      1. Nie Sunny……sieć była tylko punktem wyjścia. Zresztą zaczynałam pisać z zamiarem wykreowania zupełnie innej historii niż to się stało……ale ona w pewnym momencie zaczęła żyć własnym życiem:-))

        Polubienie

      1. Ja się oczywiście śmieję, ale przedwczoraj nagle coś mnie rozłączyło z internetem. Zdarzyło mi się to pierwszy raz i bałam się cokolwiek zrobić, aby czegoś nie popsuć. Jednak myśl, że miałabym czekać do następnego popołudnia, aby to komuś pokazać, wręcz wprawiła mnie w rozpacz – na tyle, że pogrzebałam sama i „coś” zrobiłam (bo nie wiem, czy będę umiała powtórzyć;))) i sie połączyło, co przyjęłam z ogromną ulgą i radością. Naprawdę zaniepokoiłam się swoją reakcją… Czy potrafiłabym już żyć bez internetu?… Pewnie gdybym musiała, to bym się odzwyczaiła, ale ciężko by mi to przyszło…

        Polubienie

        1. Krajanko, bez internetu jako takiego może bym i mogła żyć, ale bez znajomości tutaj zawartych byłoby mi trudno:-)))

          Polubienie

          1. Dokładnie to miałam na myśli;-)) Chociaż i do szybkości wyszukiwania informacji już się przyzwyczaiłam. Jest jeszcze jeden plus – mogę wybierać sobie „niusy”, bo nie zawsze chcę być zalewana potokiem zbędnych, zinterpretowanych już przez kogoś faktów, sensacji czy pseudosensacji.

            Polubienie

            1. To prawda, przydatna bestia w każdej właściwie dziedzinie. Dzisiaj człowiek może po jednym kliknięciu wyszukać wszystko co zechce:-))Ale uzależnia okropnie. Przyznam, że ja już chyba jestem w szponach tej bestii:-)))

              Polubienie

              1. Co ma powiedzieć o sobie? Wracam do domu i pierwsze, co robię, to włączam komputer. oglądam telewizję z laptopem na kolanach. Najgorsze, że przez to coraz mniej czytam, bo głównie w ten sposób oszczędzam czas. A jeszcze w listopadzie odżegnywałam się od tej formy komunikacji z ludźmi… Dobrze, że na razie powstrzymuję się od założenia gg i twardo nie daję się namówić znajomym, bo już zupełnie nie wstałabym z fotela;-))

                Polubienie

    1. Dziękuję Ci:-) Niestety z tej zlości na cały świat skasowałam też gg. Trochę odreaguję i założę nowe,……:-)))

      Polubienie

      1. ale świat jest zły, do bani i w ogóle. To od nas zależy czy my się na taki świat zgadzamy czy nie. Ja zawsze stoję okoniem i dostaję po głowie. Bo taka już jestem i chcę żeby ten świat był lepszy. Czasami jest mi przykro, ale wtedy myślę ,a co mi tam. I walczę dalej…

        Polubienie

        1. Arl wiesz..może nie cały świat. Prawdą jest jednak fakt, że ja za bardzo byłam ufna, zbyt naiwna. Mój mąż mi to tłumaczył od początku……nie chciałam wierzyć. Wolałam wierzyć w ludzi.

          Polubienie

          1. Wiem, że nie cały… Uczymy się przez całe życie i tak naprawdę bez tej wiary w ludzi to wszystko nie miałoby sensu, także blogowanie, które jest zarówno dla Ciebie, jak i dla nas czytelników i komentatorów. Czasami trzeba samemu się przekonać, nie wystarczą ostrzeżenia. Najważniejsze jest jednak to, ze co Cię nie zabije to Cię wzmocni. Silniejsza o nowe doświadczenia, musisz tak to wszystko potraktować, jako doświadczenie… Jesteś dużą dziwczynką i wiesz, ze w życiu muszą być (niestety) także przykre doświadczenia…

            Polubienie

            1. No wiem, bez tych przykrych nie docenialibyśmy tych dobrych:-)Może czlowiek czasem potrzebuje takiego kopniaka, docyś boleśnie, ale jednak, przywracający proporcje:-)

              Polubienie

Dodaj komentarz