Jak późno. Pieprzone życie przepływa między palcami, stwierdziła z ociąganiem wkładając klucz do zamka. Lekki chrobot przy przekręcaniu gałki, a potem piszczenie uszczelki trochę chyba już zlasowanej, która ocierała o podłogę przy otwieraniu drzwi. Odetchnęła z ulgą kiedy okazało się, że w domu nie ma nikogo. Po 12 godzinach w szpitalu miała ochotę w spokoju wypić filiżankę kawy, zjeść obiad.
Po wejściu do przedpokoju zdjęła płaszcz, spojrzała w lustro i zobaczyła niezbyt atrakcyjną, starzejącą się pomału kobietę. Szybkim ruchem odsunęła z czoła włosy, ale wcale nie poczuła się lepiej widząc poziomą zmarszczkę, biegnącą w poprzek czoła. Ciemne włosy nadal posiadały dziewczęcy blask, ale oczy, te oczy stawały się coraz bardziej nijakie. Jak oczy tej dziewczyny w szpitalu. W głowie znowu pojawił się obraz pięknej blondynki z przerażeniem przyjmującej zwykły zastrzyk. Poczuła złość, kiedy przypomniała sobie ile wysiłku musiała włożyć w uspokojenie smarkuli. Co ona wyczyniała z tą kroplówką? Gówniara popracowałaby trochę w szpitalu, to od razu nabrałaby szacunku do ludzi. I za jakie pieniądze to wszystko! A dzisiaj nie dość, że kilkoro pacjentów wypisywała do domu, to jeszcze salowa zasłabła i trzeba było samemu zmywać podłogę pobrudzoną krwią. Nie przypuszczała, do głowy by jej nie przyszło, że na koniec pacjentka dostanie zapaści.
Siatki z zakupami postawiła na kuchennym stole, włączyła czajnik, nasypała do filiżanki kawy, a potem oparła się o blat zwieszając głowę i przez chwilę stała nieruchomo. Poczuła, że zbiera jej się na wymioty. Resztki niedojedzonego chleba, kawałek ogórka i salceson. Otworzyła okno, ale smród nieświeżego jedzenia unosił się nadal. Wiosna! Dla kogo wiosna, dla tego wiosna, pomyślała że złością, wkładając brudne talerze i szklanki do zlewu. Dobrą chwilę trwało zanim udało jej się doprowadzić kuchnię do stanu używalności. Zapaliła papierosa, zaciągnęła się głęboko lekko miętowym dymem, przez moment zatrzymała go na dłużej w płucach i dopiero wtedy poczuła, że opuszcza ją napięcie. Już prawie dobrze, pomyślała i zaniosła się suchym kaszlem. No tak, wiosna, a ja oczywiście chora, wymamrotała pod nosem. W tym momencie usłyszała zgrzyt klucza w zamku, trochę dziwny, jakby ktoś nie pocelował w otwór. Za każdym razem dziwiło ją, że ten dźwięk automatycznie wywołuje u niej drżenie dłoni. Szybko gasiła papierosa., drugą ręką próbowała ułożyć włosy. Wiedziała, że nie lubił jak wygląda nieporządnie. Kiedy chybotliwym krokiem wtargnął do kuchni uśmiechała się już prawie naturalnie. Jego jednak nie zmylił nerwowy ruch w kącikach warg i skulone, drżące ramiona. Ten strach podziałał jak impuls, poczuł się znowu taki ważny, taki macho, teraz mógł sobie odbić za wszystkie życiowe niepowodzenia. Widziała, jak unosi silną dłoń, przypomniała sobie jeszcze, jak właśnie tę muskulaturę podziwiały zazdrosne koleżanki, a dopiero po chwili poczuła obezwładniający ból.