Natura łowcy

Nudził ją z tymi wiecznie wpatrzonymi w nią z zachwytem oczami.
Naprawdę było jej go  żal, ale co mogła zrobić?
Miała naturę łowcy, potrzebowała tej adrenalinki tropienia zdobyczy, deptania po piętach ale tak, żeby ofiara nie wiedziała, że jest tropiona. Ofiara miała potem myśleć, że wszystko co się wydarzyło jest tylko i wyłącznie jej (JEGO) inicjatywą. Tymczasem Dorota doskonale znała psychikę mężczyzn i wiedziała, który guziczek i w którym momencie nacisnąć, żeby działało. Zawsze działało.
Ale potem… nuda.
Siedzi toto wpatrzone w nią, gotowe spełnić każdą zachciankę, planuje już w myślach wspólne życia, a ona… dusi się. Pragnie znowu powiewu wiatru we włosach, tego pędu nie wiadomo dokąd, radości flirtowania z kimś zupełnie nowym.
Bo jej problemem nie jest pragnienie miłości. Miłość zwykle bywa taka sama. Jej problemem jest pragnienie nowości. Chciałaby, o wiele bardziej od udanego seksu, chociaż raz zostać zaskoczoną, chociaż raz zdziwić się, choćby własnym niepowodzeniem. Chciałaby z tłumu imion móc zapamiętać to jedno, wyjątkowe, warte utrwalenia. Uczucie? Jeszcze nigdy się nie zakochała.
 

 

PS. To słowa kogoś, z kim ostatnio piłam kawkę na deptaku. Kiedy powiedziałam, że brakuje mi czasu i weny do napisania kolejnego postu, stwierdziła, że to co za chwilę powie z pewnością idealnie się wpasuje w charakter  bloga…

Oczywiście imię zmienione, żeby nie było…. 🙂

 

Nad jeziorem…

Ktoś mi radził, żebym nie była taka pazerna na słońce, bo jak będzie świecić u mnie, to nie będzie go gdzie indziej, a innym też się ociupina należy i Ktoś powinien być zadowolony, bo chyba obdzielono nas sprawiedliwie. Słoneczko grzało cudnie w całej Polsce, jeśli nawet padało to też wszędzie po równo (wiem, że sprawiedliwie nie znaczy po równo, WIEM:-). Więc proszę mi tu nie imputować jakobym egoistycznie próbowała zagarnąć je dla siebie:-)

Do jeziora naturalnie, oczywiście, jakżeby inaczej, nie wlazłam. Wspomniane słoneczko za mało się ostatnio starało i temperatura wody była zbyt niska co stwierdziłam empirycznie lewą stopą. Woda zdecydowanie bardziej nadawała się do chłodzenia piwa niż szalonej kąpieli czy nawet pływania na materacu.

Chociaż, hm.., tak mi przyszło do głowy, że dzisiaj widziałam w wodzie prawie samych panów z dosyć pokaźnymi, wystającymi piwnymi brzusiami. Wtedy podziwiałam ich odwagę, bo tak dzielnie wchodzili do zmarzliny, ale teraz mnie oświeciło, oni po prostu chłodzili piwo!:-))

 

Czas nie będzie czekał…..

Właściwie to w kwestii uczuć powiedziane już zostało chyba wszystko. A na pewno wszystko wyczytałam już tutaj, w różnych blogach. Zmieniają się bohaterowie, zmienia się miejsce akcji. Zmienia się finał, chociaż po namyśle, to sądzę, że finał akurat zwykle bywa podobny. Brak happy.

Jedno mnie tylko w takich razach zastanawia, ale od początku.

Poznali się….jak, gdzie, nie ważne. Zaczęli ze sobą konwersować, poprzez…, komunikator też nie ważny. Zostali internetowymi kochankami. Śmieszne, żałosne, dziecinne? Trochę tak, ale kiedy patrzyłam na tę kobietę, w czasie gdy ich miłość kwitła, myślałam sobie, że miejsce, w którym się historia dzieje też nie jest ważna. Jaka różnica, czy to sieć czy świat rzeczywisty skoro jest szczęśliwa? Może tylko spełnienie mniej satysfakcjonujące. Dzisiaj wiem, że oprócz wątpliwego seksu, wadą takiego związku jest też dosyć szybkie przybieranie na wadze. Od ciągłego przesiadywania przed komputerem moja koleżanka przytyła 10 kg, a wtedy pojawiły się kompleksy, przestała wychodzić z domu i koło się zamknęło.

Ale wracając do tematu.

On zmienił pracę i wszystko się skończyło. Nie mógł już z nią prowadzić długich namiętnych rozmów, przestał przysyłać sms’y, e-maile. Podobno wieczorami pracował do późna nie mając dostępu do sieci. Bardzo możliwe, chociaż myślę, że dla chcącego nic trudnego.

Wszystko się wypaliło, wyciszyło, czas zrobił swoje, w myśl piosenki, którą niedawno tu polecałam, że czas nie będzie czekał:-)).

Minęło kilka miesięcy i pewnego pięknego dnia kobieta dostała maila okraszonego smutnymi emotikonami, z informacją, że ON nigdy nie przestał o niej myśleć, że nadal ją kocha i wszystko jeszcze może wrócić do poprzedniego stanu, gdyby tylko na to pozwoliła. Czyli przepraszam bardzo, jakiego?

Sorry panowie, ale taką propozycję to może złożyć tylko facet. Moja koleżanka cały smutny koniec swojej historii przepłakała oczekując jakiejkolwiek wiadomości. Każdy telefon podrywał ją w nadziei, każdy sms powodował tachykardię serca. W końcu nauczyła się żyć bez niego, uspokoiła myśli, a pytania pozostawiła po prostu bez odpowiedzi.

I właśnie teraz ma się to wszystko zacząć od nowa??

A tak na marginesie, bez wchodzenia w tematykę czy omawiany związek jest dobry czy zły,  myślę sobie, że… skoro bycie internetowym kochankiem polega na byciu w sieci, to jeśli nie masz czasu na sieć, po co zaczynasz  internetowy flirt?? Nie bądź psem ogrodnika, daj szansę komuś innemu, bo jeśli kobieta jest monogamistką, to nawet w sieci będzie się „spotykać” tylko z jednym:-))

A miał być zwykły dzień….(c.d.)

Ten dzień będzie pamiętać do końca życia.

Bardzo długo wyrzucał sobie, że to może przez niego, że gdyby się wtedy nie zagapił na jej nogi, zahamowałby wcześniej. Była śliczna, ubrana w coś o oszałamiającym liliowym kolorze, a on po prostu nie mógł oderwać od niej oczu. Dziewczęca, zwiewna……jak wiatr, który bawił się jej włosami.

Potem krzyk ludzi, pisk hamulców i poczucie winy tak dotkliwe, że nie był w stanie wysiąść z busa. Więc jeszcze siedząc na swoim krześle wezwał karetkę, a dopiero potem wysiadł i obserwował jak ktoś bardzo profesjonalnie udziela dziewczynie pierwszej pomocy. Ułożona na lewym boku wyglądała bezbronnie, poczuł że strach o nią rośnie w jego gardle, a potem obejmuje cały umysł.

Dreptał w miejscu czekając na karetkę, niecierpliwie przeczesywał ręką włosy, w końcu kiedy ktoś z pasażerów poczęstował go papierosem zapalił, zapominając, że dawno temu rzucił palenie.

Tłum gęstniał z minuty na minutę, żądny widoku niecodziennego wydarzenia, wymieniając się uwagami i pytaniami. Tylko jedna kobieta stała ciągle po drugiej stronie ulicy i w milczeniu patrzyła na leżące nieruchomo ciało. Jakby nadal nie mogła się poruszyć.

Kiedy nadjechał ambulans i drogówka, wszystko potoczyło się już niezwykle szybko. Nosze, gorset na szyję dziewczyny, nazwa szpitala, dmuchanie w alkomat.

Oczywiście odwiedził ją w szpitalu, z bukietem kwiatów, dziękując Bogu za cud. Pamięta jak minął się w drzwiach z pielęgniarką, która wcale go nie zauważając, mamrotała ze złością pod nosem niezrozumiałe wyrazy. Po lewej stronie sali ujrzał dziewczynę wtuloną w szpitalną poduszkę, a poniżej łóżka nieregularne plamy krwi. Właśnie wtedy, w tamtym momencie, zrozumiał że chciałby aby ta smutna blondynka uśmiechnęła się kiedyś tylko do niego, dla niego. Wiedział też, że za ten uśmiech oddałby wszystko.

O gruszce i o pietruszce…..

Dawno dawno temu, na spotkaniu z moją koleżanką usłyszałam o swoim blogu, że bywa za cukierkowy. Chodziło o tematykę poruszaną tutaj, że tego co mnie naprawdę gryzie nie umieszczam na blogu, że nie obnażam siebie, że wolę pisać historie zmyślone niż rozprawiać o własnych uczuciach. Myślę, że gdyby koleżanka znała adres mojego drugiego bloga, zmieniłaby zdanie. Ostatnio z ust niektórych komentatorów sączyła się taka gorycz, że o mdłościach wywołanych nadmiarem lukru nie ma mowy. Wiem, że wypowiadane przeze mnie, niezwykle rozsądne argumenty trafiały jak kulą w płot, że to była rozmowa na zasadzie „ja o gruszce a ty o pietruszce”, lub „dziad swoje a baba swoje”, ale cóż, do tego by zrozumieć pewne sprawy trzeba być osobą o szerokich horyzontach myślowych, a nie człowieczkiem, który pełen samouwielbienia tratuje wszystkich po drodze. Ale na tym koniec. Jeśli ktoś chce się dowartościowywać wsłuchując w dźwięk własnych słów, przeobrażonych w słowo pisane, bić pianę dla samego bicia piany….to nie u mnie. 

Tak więc, koniec wątpliwej zabawy, wracamy do dawnych dobrych obyczajów. Jeśli komuś to nie pasuje……..to ma problem:-))

Jestem kontrowersyjna:-)

„Proszę Państwa pewna sroka traktowała świat z wysoka” – czyli jak historia kołem się toczy, czyli o wtrącaniu się w cudze życie…..

No dobrze: JESTEM KONTROWERSYJNA. Onet w końcu wie co pisze:-))

Jestem kontrowersyjna, bo uważam, że jednak istnieją tematy tabu.

Jestem kontrowersyjna, ponieważ nie chcę się mieszać w kłótnię bez znajomości szczegółów sprawy.

Jestem kontrowersyjna, ponieważ nie staję po żadnej ze stron. Nie będę tłumaczyć (żeby nie obrażać Waszej inteligencji), dlaczego człowiek nie powinien się angażować w sprawy uczuć dorosłych ludzi (w dodatku ludzi nieznajomych).

Jestem kontrowersyjna, ponieważ uważam, że poznawanie cudzej historii z tzw. drugiej ręki jest rzeczą niesmaczną, zakrawa na najzwyklejsze plotkarstwo, tyle, że prowadzone pod płaszczykiem szlachetnej walki o zwycięstwo dobra nad złem (może ktoś się naoglądał Atomówek?).

Bo uważam, że można, a nawet tak jest fajniej:-), prowadzić dyskusje międzyblogowe, rozmawiać z wieloma ludźmi jednocześnie, debatować z Autorami i ich Czytelnikami ale kierując się …… dobrym smakiem i odrobiną taktu:-).

Jestem kontrowersyjna, ponieważ uważam, że demokracja (w końcu ją mamy, nie?) pozwala na umieszczanie na blogach takich treści, jakie chcemy umieścić, pod warunkiem ………dobrego smaku i odrobiny taktu.

Bo uważam, że można pisać o sprawach prywatnych, jeśli ktoś potrzebuje tego rodzaju ekshibicjonizmu…….pod warunkiem …..czytaj jak wyżej.

A Onet niech to wszystko sprawdza i ewentualnie zamyka takie blogi, które nie przestrzegają tzw. ogólnych norm społecznych, czy też  brakuje im…….czytaj jak wyżej.:-)

„A gdy się spotka, raz i drugi, kobieta po przejściach…”

„Anka, na całym oddziale huczy od plotek, że zrobiłaś sobie lifting”.

Kobieta zaczęła się śmiać. Wtedy dopiero pojawiły się zmarszczki. Te mimiczne, które rozchodzą się od oka do skroni, tworząc charakterystyczne, nieregularne słoneczko. Rzeczywiście promieniała. Nawet chód miała inny. Drobnymi kroczkami odpłynęła w kierunku dyżurki, a spódnica kołysała się tworząc harmonijny duet z biodrami. Rozleniwiona porannym słońcem przebierała się w pielęgniarski fartuszek. Było ciepło i spokojnie. Nawet szpitalne odgłosy docierały do niej jakby zza pancernej szyby. Zdecydowanym ruchem włożyła czepek, wsuwając pod niego niesforne loki. Kiedy spojrzała w lustro ze zdziwieniem ujrzała dumnie wyprostowaną, pewną siebie kobietę. Dobrze mi w tym kolorze, stwierdziła.

Wtedy zadzwonił telefon. Spojrzała na wyświetlacz i bez namysłu odebrała połączenie. Słuchała z obojętnym wyrazem twarzy, ale już bez strachu. Niemal znudzonym tonem powtórzyła po raz nie wiadomo który:

– Uderzyłeś mnie wtedy nie po raz pierwszy, ale tamten cios przeważył, dał mi odwagę, żeby odejść. Już się ciebie nie boję, rozumiesz? Nie dzwoń więcej.

Minął rok, a on nadal nie pozwalał o sobie zapomnieć, dzwonił czasem kilka razy dziennie. Przepraszał, prosił, w przypływie nierozsądnej aroganckiej rozpaczy groził. Dużo czasu upłynęło, zanim tak naprawdę doszła do siebie. Siniaki zagoiły się znacznie szybciej niż jej urażona, cierpiąca kobiecość.

Przestała się bać, dopiero wtedy, kiedy kilka miesięcy temu spotkała Marka. Rozmowy z nim, szczerość i otwartość, obudziły tęsknotę za czymś, czego właściwie nigdy nie zaznała. No może na samym początku małżeństwa. Ze zdumieniem zrozumiała, że jest piękna., że potrafi oczarować subtelnym urokiem mężczyznę, wcześniej będąc tylko obiektem ataków. Tak bardzo kiedyś raziła ją własna nieatrakcyjność, dzisiaj bawiły słowa o rzekomym liftingu.

Oczy nabrały blasku, śmiała się zresztą często, a poczucie humoru Marka tworzyło z jej delikatną powściągliwością idealny konglomerat wrażliwości.

Nie nazywała tego co ich łączy i nigdy nie umawiali się na „randki”.

Odprężam śmiało ciało….

Słońce!

Dzisiaj jestem jako ten kolektor…..tyle że już zdecydowanie naładowany:-)

Znajomi zaprosili nas do siebie za miasto, na zieloną trawkę zakrapianą zimnym piwkiem,  z obowiązkiem zagryzania kiełbaskami z grilla.

Tudzież innym karczkami.

Ewentualnie goloneczką.

Lub zapiekanymi pieczareczkami (wersja dla jaroszy).

I słońce!!

Więc potem leżeliśmy na leżakach nie myśląc o jutrze i problemach, które znowu wraz z nim powrócą. Ani o przeszłości chociaż przeszłość maluje się znacznie bardziej kolorowo.

Otóż  ostatnie dni spędziłam w super towarzystwie, w super miejscu, słuchając niezłego koncertu, a potem bawiąc się do białego rana.  Chyba potrzebowałam tego luzu, tego nicnierobienia, tego lenistwa powolnych myśli zupełnie nie na temat i o niczym:-)

W dodatku zmieniłam ostatnio numer telefonu więc nikt mnie nie bombardował sms’ami ani nie musiałam prowadzić żadnych grzecznościowych rozmów.

Acha, à propos „jutro”, to mam też nieprzyjemne skojarzenia, ale obiecałam Słoneczku (nie temu na niebie, tylko temu kto się tak podpisuje:-)), że dzisiaj nie będzie smętnego postu, więc nie będzie:-))

Bo przecież słoneczko (to na niebie) znowu świeci.

Jestem cudownie odprężona i zaraz idę „poodprężać”* się jeszcze troszeczkę biorąc długą, pachnącą kąpiel…. może  w oparach burgundzkiej wanilii…..a może kwiatu kwitnącej wiśni? Bo raczej chyba lepiej nie mieszać co?  :-))

*Wygooglowałam słówko i okazuje się, że z takim fleksyjnym przedrostkiem zostało ono użyten tylko na Blogu Caffe!!! To źle, czy dobrze?