Zrozumiała, że to koniec właściwie dopiero wtedy, gdy pakował walizkę.
– Muszę to przemyśleć – powiedział a potem, zakładając płaszcz, nie odezwał się już ani słowem.
– Nie pozwól, żeby ten jeden nic nie znaczący epizod zniszczył nasze małżeństwo – poprosiła cicho.
W odpowiedzi usłyszała dźwięk, niemal z pietyzmem zamykanych drzwi. Wiedziała, że mógłby nimi trzasnąć, zagłuszyć tym łoskotem nagromadzony w ciągu ostatnich dni ból. Ale nie! On wolał pokazać jak bardzo jest zraniony, wyciszyć ten ból do granic możliwości, pokazać swoją siłę. Zdradzały go pochylone ramiona i spojrzenie pełne urazy.
Oczywiście, że nie była dumna z tego co się stało. Gdyby potrafiła cofnąć czas pewnie zrobiłaby to natychmiast, ale musiała przyznać, że wszystko stało się z premedytacją, z jej całkowitym przyzwoleniem. Chciała tego! I tak naprawdę … to on był wszystkiemu winien.
To nie prawda, że tylko mężczyzna potrzebuje seksu, żeby poczuć pełnię swojego związku, pełnię swojego człowieczeństwa, pełnię siebie. Ona też potrzebowała seksu i zainteresowania.
Nie pamiętała już dokładnie kiedy właściwie przestali się kochać? Najpierw zaczął wracać coraz później do domu, coraz bardziej zmęczony pracą, wykończony dojazdami, ciągłym życiem w biegu. Nawet podejrzewała go o romans, ale bardzo szybko zrozumiała, że jemu po prostu znudziła się zabawa w małżeństwo. Nie chciał mieć dzieci, a ona zgodziła się na taki układ i całą swoją uwagę, całą macierzyńską miłość przelała na niego. Do pewnego czasu wydawało się, że jemu to odpowiada, że cieszy się z tego zainteresowania, troski, zapobiegliwości. Uprzedzała więc jego zachcianki, wymyślała rozrywki, organizowała wolny czas. Tak często wtedy rozmawiali ze sobą, śmiali się z błahostek, cieszyli drobiazgami.
Jednak w pewnym momencie wyczuła, że to co kiedyś sprawiało mężowi radość, teraz wywoływało niechęć lub zupełny brak reakcji. Chciała pomóc, instynktownie czując, że przechodzi jakiś kryzys. Może zbyt wiele odpowiedzialności przytłoczyło go, sprawiło, że przestał sobie radzić z problemami, z codziennością, że rozczarowała powtarzalność dni, gestów i spraw do załatwienia. Próbowała rozmawiać na ten temat, prosiła, wielokrotnie wykrzyczała swój żal. Nie pomagały ani kolacje przy świecach, ani wymyślne obiady, ani śniadania do łóżka.
A ona dusiła się w tym marazmie, w gnuśności życia z dnia na dzień. Pragnęła czegoś innego!!
Czy to tak źle, że chciała znowu poczuć się kobietą, chciała poczuć pożądanie, opływać seksem, płonąć z pragnienia? Czy to źle, że chciała takie same szalone doznania wywoływać w mężczyźnie? Że chciała być słuchana i słuchać tych wszystkich cudownych słów, które ciągle żyły w niej? Nie szukała przygód, wolałaby, żeby wszystkie emocje odbierał jej własny mąż. Ale on był głuchy na jej pragnienia.
Dopiero wtedy, gdy uświadomiła sobie, że coś w ich małżeństwie bezpowrotnie umarło, zwróciła uwagę na innego mężczyznę.
Tak, zdradziła, ale nie czuje się winna, to ona dużo wcześnie została odtrącona.