Dziewczyna w liliowym kostiumie c. d. (11)

Siedziała z oczami wpatrzonymi w tekst, ale nie widziała liter. Nareszcie miała chwilę tylko dla siebie, więc z przyjemnością wsłuchiwała się we własne niewesołe myśli. Bartek nie pozwalał jej na to zbyt często sądząc, że tak będzie lepiej, organizował czas wolny, zabierał na spacery, kupował słodycze. Tony słodyczy! Aż cud, że jeszcze nie utyła. Owszem, był czuły,  delikatny, opiekuńczy, zawsze mogła na niego liczyć. Nawet z tej swojej marnej pensji zabrał ją nad morze, dlatego jeszcze dzisiaj jej twarz zdobiła złota opalenizna.

Co ja zrobiłam – westchnęła bardziej zła, niż smutna. – Jak mogłam do tego dopuścić?

Pamiętała, jak przez mgłę, kiedy po raz pierwszy przyszedł odwiedzić ją w szpitalu. Słodki zapach własnej krwi, którą chwilę wcześniej zatamowała pielęgniarka, zapach środków antyseptycznych. Ból fizyczny i ten drugi, tkwiący gdzieś bardzo głęboko..

Nie czekała na nikogo, była zaskoczona jego wizytą, potem kolejnymi, ale pozwalała na nie. Tak było wygodniej, czas szybciej płynął i mogła w końcu nie rozpamiętywać wydarzeń sprzed wypadku.

Za to Bartek oszalał, ciągle coś do nie mówił, pełen euforii i zapału planował dzień za dniem. I rzeczywiście udało mu się wyrwać ją z depresji, w którą zaczynała wtedy wpadać.

Była mu wdzięczna, chociaż wiedziała też, że na tej wdzięczności długo nie pociągnie. Nie pasowali do siebie. Byli niedobrani pod każdym względem. On ze swoim żargonem busiarza i ona, początkujący adwokat. Poza tym brakowało jej rozmów o sztuce, dowcipów o prawnikach, popołudniowego zacisza kancelarii, zapachu książek. A Bartek, cóż, zbyt ciężkie poczucie humoru i brak obycia tuszował rozbrajającą szczerością tak, że wiele razy musiała się za niego wstydzić.

Z odrętwienia wyrwał ją dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu ujrzała znajomy numer, serce zabiło jak opętane. Przez ostatnie miesiące wielokrotnie odrzucała takie połączenia, jednak dzisiaj zawahała się tylko przez chwilę i  drżącą ręką podniosła słuchawkę.

– Witaj.

Proszę, zadzwoń do mnie……

Poranki potrafią być bardzo osobliwe. Na przykład wczorajszy.

Biegłam do pracy opatulona po same uszy, jedną ręką przytrzymywałam rozwiewającą się co chwila chustę, drugą – spadający pod wpływem wiatru kaptur. Wiało jak cholera.

W pewnym momencie zatrzymał się przede mną mężczyzna, tak na oko, 10 lat starszy ode mnie.

Dygresja pierwsza: To ile pan miał lat??

Podał mi karteczkę, a ja sądząc, że to znowu jakaś ulotka (tutaj zaczynają je rozdawać już od samego rana) odruchowo wyciągnęłam rękę.

Teraz dygresja numer dwa:-)

Zawsze przyjmuję wszelkie tego typu śmieciuchy, które potem naturalnie wyrzucam, kierując się wrodzoną empatią. Szkoda mi po prostu ludzi, którzy przecież nie z własnego wyboru stoją na zimnie i w ten sposób zarabiają na życie. Gdyby mieli jakąś alternatywę, z całą pewnością wybraliby zawód wykonywany w przyjemniejszych warunkach. Więc nie chcąc przedłużać ich godzin stania na chłodzie czy mrozie, biorę wszystkie karteluszki jakie mi się trafią po drodze, wciskam do kieszeni lub torebki, a potem…   wyrzucam. Raczej nie zdarzyło się, żebym została czyimś klientem na skutek takiej reklamy.

Koniec dygresji.

Kartka złożona na pół wylądowała w mojej dłoni, spojrzałam na nią zamierzając zrobić to co zwykle, a tam zamiast reklamy, ujrzałam odręcznie, byle jak zapisany numer telefonu. W tym samym momencie usłyszałam:

– Bardzo mi się spodobałaś, jesteś taka dziewczęca, tu zapisałem swój numer telefonu, zadzwoń do mnie proszę.

Zwykle jestem wygadana, jednak pora dnia, aura i tupet tego pana, wprowadziły mnie w stan totalnego zdumienia. A pan szybko się zmył, jakby w obawie, że go opierniczę, co zdecydowanie by nastąpiło gdyby nie powyższe czynniki.

I tak sobie myślę, że niezależnie od tego czy mu się spodobałam, czy nie, to po pierwsze kiedy zdążył mi się przyjrzeć, skoro ja prawie biegłam, a po drugie od mężczyzny w pewnym wieku oczekiwałabym się jednak bardziej wysublimowanego sposobu zwrócenia na siebie uwagi niż taki banał i postrzępiona kartka.

Panowie (tu trochę uogólnię), gdzie wasza inwencja?:-)

Maybe I’m crazy….

Jestem zadowolona.

Po raz pierwszy nie pomyliłam się w labiryncie podziemnych korytarzy Centrum 🙂

Po raz pierwszy poczułam, że może jednak naumiem się tego, co jeszcze kilka dni temu było czarną magią:-)

Po raz pierwszy, zupełnie spontanicznie, w jakiejś rozmowie o firmie powiedziałam „u nas”… więc jednak zaczynam się utożsamiać:-)

Zrobiłam dzisiaj nawet zdjęcia Warszawy, nie jakieś tam bardzo odkrywcze, tu Pałac Kultury, tam jakiś biurowiec, w tle tramwaj mknący po szynach………ale nie wyszły. A przecież rano było całkiem ładnie, zimno, ale dosyć słonecznie. Innym razem udowodnię, że naprawdę tu jestem:-))

Po raz pierwszy poczułam prawdziwą tęsknotę za Lublinem bo nagle, także dzisiaj (czemu akurat dzisiaj??) zrozumiałam, że nie mogę zmarnować tego wszystkiego, do czego z trudem doszłam, co zorganizowałam, co stało się rzeczywistością ale w związku z tym moje rodzime miasto będę widywać tylko od czasu do czasu.

A może jednak to wszystko to jakiś poroniony pomysł!! Może za kilka miesięcy wrócę z podkulonym ogonem?? Ze świadomością porażki??

Tak więc tkwię w stanie totalnego rozdwojenia i huśtawki nastrojów, z których nie mogę nawet się nikomu zwierzyć, żeby nie wprowadzać nerwowej atmosfery i nie stresować bliskich.

Ale za to, mimo hałasu, rewelacyjnie sypiam:-)!! Byłam pewna, że przez kilka pierwszych tygodni noce będą dalej nieprzespane. A tu taka niespodzianka!

No i ludzie w pracy naprawdę sympatyczni.

 

Podsumowanie:
Jest ok i nie jest, jestem zadowolona ale coś mi doskwiera, niby u siebie ale nie do końca…… cóż,  może jestem w takim stanie jak Kasia (która nawiasem mówiąc jest rewelacyjna, koniecznie posłuchajcie!!) :-))))

 

Jestem:-)

Witam Wszystkich po kilkudniowej przerwie!!:-))

Nie miałam przez ostatnie dni dostępu do sieci także wybaczcie moją ciszę

Żyję i mam się dobrze….i w nowej pracy, i w nowym miejscu. Ciągle jeszcze jestem na etapie organizowania wszystkiego ale już teraz mogę powiedzieć, że DAM RADĘ!!

Jeśli chodzi o sieć to cóż, nie potrafię powiedzieć, jaki powstał błąd, ale jakikolwiek by on nie był, to uniemożliwił konfigurację systemu. Doprawdy nie wiem czemu nie zostałam informatykiem. Co prawda dwa tygodnie temu żałowałam, że nie zostałam lekarzem, a jutro pewnie będę żałować, że nie skończyłam stomatologii!! 🙂

Mam tylko nadzieję, że do poniedziałku już wszystko będzie już ok……..bo stęskniłam się za Wami a poza tym najnormalniej w świecie przywykłam do tych naszych blogowych spotkań.

 

Miłego weekendu:-))

W porannej ciszy…

Kilka słów gwoli wyjaśnienia. Poprzednia notka została napisana na konkurs ogłoszony przez Onet pt. ”Krajobraz po zdradzie”. Nie sądziłam, że wzbudzi aż tak duże zainteresowanie, tym bardziej, że nie wygrałam:-)) Nie podano listy zwycięzców, a szkoda, bo chętnie poczytałabym jak inni ujęli temat.

Jeśli chodzi o moje sprawy zawodowe – w toku:-)

Tymczasem leczę oparzenie, które wydawało się niegroźne na początku, teraz co prawda już się goi, ale za to wygląda brzydko i nieciekawie. Muszę zlikwidować efekty małoestetyczne zanim pójdę do nowej pracy. Akurat w taki sposób nie chciałabym wywołać sensacji.

Oparzenie nie przeszkodziło mi we wczorajszym doniczkowym szaleństwie. Niektóre kwiaty wymagały przeniesienia do większej doniczki, kilku innym na skutek różnych perturbacji (czytaj traktowania mieszkania jako boiska do gry w piłkę) musiałam po prostu dosypać ziemi. Wszystkie poszły pod prysznic. Przy okazji zostałam mile zaskoczona faktem, że ficus, który zwykle w naszym klimacie nie owocuje, nagle te owoce wydał. Skromnie, bez obfitości, ale zawsze:-).

        

Oczywiście w związku ze zmianami bardzo źle ostatnio sypiam. Przykładem jest choćby dzisiejszy poranek. Niedziela a ja siedzę przy komputerze i piszę notkę!! W normalnym stanie duszy jeszcze bym sobie słodko spała. Wszelkie poważniejsze życiowe metamorfozy okupuję bezsennością i to na przemian lub jednocześnie (nie mam pojęcia w zależności od czego) w środku nocy i o poranku.  Mam nadzieję, że wszystko minie jak już się sytuacja unormuje. Tylko co tu kurczę uznać za normę???

Dobra, idę po kolejną porcję kawy, a Wam życzę miłego dnia:-)