Z antyrefleksem….

Czasu brak, weny brak…..to …..idę dzisiaj wcześnie spać.

Chociaż nie wiem, bo niedaleko robią próbę generalną do jutrzejeszego Sylwestra

Hm, a może być wczorajszy?

Jednak powinnam się położyć:-))

 

Dobranoc:-)

Refleksyjnie…

Mamy już drugi dzień świąt.

Bez wyrzutów sumienia z powodu obżarstwa.

Jak co roku mogę stwierdzić, że dni za szybko przemijają mimo, że miłe chwile przedłużaliśmy do nieprzyzwoitej wręcz godziny. Dlatego do tej pory moi domownicy jeszcze śpią.

A ja mam czas dla siebie….czas na filiżankę kawy….i na to co lubię najbardziej;-)

Obok komputera leży książka, którą dostałam, grube tomisko wspaniałej lektury. Że wspaniała będzie to już wiem, bo pierwsze strony pochłonęłam w tempie błyskawicznym. Zastanawiam się tylko jak znaleźć na wszystko czas, którego nie mam zbyt wiele. Z drugiej strony dopiero ten kradziony przynosi efekty, chociaż ze wstydem przyznaję, że to co powinnam zacząć robić już dawno temu, jeszcze ciągle czeka na mój dobry humor… lub jakiś impuls.

A przecież niedługo minie kolejny rok….

Trudny rok…

Rok pełen dziwnych spraw w moim życiu….

Rok pełen zmian, których nie chciałam i oczekiwałam jednocześnie.

Czy jestem silniejsza?

Czy życiowe doświadczenia naprawdę hartują?

Jeśli tak, to powinnam być jak stal, tymczasem znowu zaczynam poranki nerwowa i rozdygotana……

Jak cztery lata temu….

***

W świecie blogowym składamy sobie życzenia świąteczne już od kilku dni, odwiedzamy się wzajemnie i zostawiamy ten szczególny komentarz, czasem zupełnie nie na temat ale jakże przyjemny dowód naszej pamięci i zainteresowania :-))

Dlatego i tutaj, już po raz drugi na forum bloga, chciałabym złożyć życzenia Wam wszystkim i tym komentującym i tym, którzy  zaglądają do mnie nie pozostawiając komentarzy…  to dzięki Wam nadal tu jestem.

Życzę Wam dobrych Świąt Bożego Narodzenia i jeszcze lepszego Nowego Roku, poukładania tego co do tej pory jest w rozsypce, zapomnienia jeśli pamięć sprawia ból,  uśmiechu… wbrew i pomimo wszystko,

miłości, przyjaźni, bliskości, ciepła….

Bez nich nic nie ma sensu:-)

Przed świętami….O kobiecie słów kilka.

Uświadomiłam sobie wczoraj, że jednak nadal ulegam pewnym stereotypom myślenia i chociaż niektóre z nich stają się moim osobistym poglądem na życie, to jednak ich źródło leży w tym, jak na przestrzeni wieków postrzegało się problem w naszym kraju, naszej kulturze i społeczeństwie.

Mamy okres przedświąteczny więc widok kogoś wracającego z firmowej „rybki” nie dziwi wcale, a że rybka lubi pływać, to nie dziwi widok kogoś……no powiedzmy …. pod wpływem.

A jednak…

Wczoraj w metrze naprzeciw mnie usiadła kobieta w długim kremowym płaszczu, zamszowych botkach i gustownie dobranej torebce. Po kilku minutach jazdy rozpięła płaszcz, powiedziała coś o temperaturze w wagoniku, dwa razy odetchnęła głęboko i zasnęła opierając swoją głowę na ramieniu pasażerki siedzącej obok, która w tym momencie rozbawiona spojrzała na mnie. Uśmiechnęłyśmy się do siebie znacząco, ponieważ mimo pozorów maskowania się widać było, że śpiąca kobieta jest po prostu pijana.

A metro mknęło po szynach hucząc donośnie i szarpiąc co chwila zamaszyście, czym doprowadzało mój żołądek do rozpaczy. Z całą pewnością doprowadziło też do rozpaczy żołądek śpiącej królewny, która przy kolejnym zakręcie ocknęła się, spojrzała nieprzytomnym wzrokiem dokoła, po czym wystrzeliła strumieniem, zapewne niedawno spożytej, kolacji. Ecru jej płaszcza i bucików nagle zmieniło kolor na bliżej nieokreślony, a ja cieszyłam się w duchu, że odległość od siedzeń w metrze jest wystarczająca.

Ale co to ma wspólnego ze stereotypami? No otóż ma!

Nie odczułabym takiego zażenowania sytuacją, gdyby bohaterem zajścia był mężczyzna. Nieporadność faceta w stanie upojenia, pod warunkiem, że nie jest agresywny (oczywiście pomijam też stany patologiczne), może się niepodobać, czasem może brzydzić, ale czasem może po prostu bawić. To samo w wykonaniu kobiety nabiera jednak zupełnie innego wydźwięku?!

Poczułam niesmak, że tak elegancka kobieta, tak nieelegancko zachowała się w miejscu publicznym, dziwiłam się, że nie pojechała do domu taksówką…szybko i bez afiszowania się swoim stanem. I wcale nie uważam, że jeśli już się jest kobietą, to trzeba być skrajną abstynentką, nam też się coś od życia należy:-) Ale chyba jednak musimy zawsze pamiętać, że nie bez powodu mówi się o naszej kobiecości, o pięknie a nie tylko urodzie, o delikatności,  subtelności, o wyczuciu taktu i godności

Moja współpasażerska w jednej chwili została pozbawiona tych wszystkich przymiotów budząc nie tylko niesmak ale nawet obrzydzenie. Chyba nie tylko we mnie…

Przesadzam??

Z cyklu osobliwości poranka….

Poranki bywają osobliwe o czym już kiedyś pisałam.

Bywają też osobliwi ludzie, czasem osobliwie wyglądający, czasem dziwnie zachowujący się, czasem dziwni tak po prostu, biorąc pod uwagę ogólne dziwne wrażenie. Bo czy chcemy czy nie chcemy, to jednak zawsze robimy jakieś pierwsze wrażenie. Prawda?

Na przykład dzisiaj…

To, że  człowiek idący chodnikiem może rozmawiać mimo, że nie ma obok siebie rozmówcy to już nikogo nie dziwi. Zwłaszcza jeśli trzyma przy uchu telefon komórkowy. Nie dziwi nawet wtedy gdy go nie trzyma, ale od ucha biegnie charakterystyczny dla zestawu głośnomówiącego kabelek. Słuchawki są wtedy albo całkowicie niewidoczne, wepchnięte w ucho albo delikatnie zza tego ucha wystające.

Jednak widok eleganckiego pana, w równie eleganckim płaszczu z ogromniastymi słuchawkami na uszach, które wydawałoby się pamiętają jeszcze czasy UNITRY, wymachującego niefrasobliwie (a jakże:-) całkiem eleganckim biznesowym neseserkiem rozśmieszył mnie do łez. Pan był dosyć okrąglutki, maszerował do pracy krokiem bujanym wertykalnie, trochę jakby podskakiwał, trochę jakby szedł na palcach lub unosił się  tuż nad chodnikiem w rytmie palce – pięta, palce – pięta:-)

Żałowałam, że skręcił w uliczkę, którą nie było mi po drodze. Tak rzadko się widuje ludzi pozytywnie zakręconych. A w każdym razie takich, którzy wprawiają z samego rana w dobry humor:)))

 

 

Pan wyglądał mniej więcej tak (tu za czasów Onetu był mój własny rysunek, jak znajdę, to wkleję), wymachiwanie i podskoki musicie sobie wyobrazić, aż tak dobra w rysunku nie jestem:))

 

To nie tak miało być…c.d. (13)

Siedział tak już drugą godzinę, umoszczony wygodnie w skórzanym fotelu swojego mercedesa, dokładnie naprzeciwko znanej mu doskonale z dawnych dobrych czasów kawiarni. Przecierał zmęczone od wpatrywania się w jeden punkt oczy, zastanawiając się czy to w ogóle ma sens…. Przy kawiarnianym stoliku siedziały trzy piękne kobiety i widać było, że bycie w swoim towarzystwie sprawia im autentyczną radość.  Nawet z tej odległości rejestrował, że co chwila wybuchały niepohamowanym śmiechem. Jedna z nich w dziecinny sposób odgarniała włosy znad czoła. Jak dobrze znał ten gest…

 Nagle zaczęła nerwowo szukać czegoś w torebce. „Może będą płacić rachunek?” – pomyślał z nadzieją, wtedy wyszedłby jej naprzeciw, udając że jest tutaj zupełnie przypadkiem, może dałaby się odwieźć do domu, może udałoby mu się z nią porozmawiać…

Okłamywał siebie, dobrze wiedział czego szukała w swojej torebce, dobrze wiedział, że w tej małej bocznej kieszonce zamykanej na srebrną klamrę mieści się tylko mały, damski telefon. Z zazdrością zauważył, że kobieta uśmiechnęła się po odczytaniu sms’a a potem, wyłączając na dłuższą chwilę z rozmowy przy stole, odpisywała nie tracąc uśmiechu z twarzy.

Zazdrość boli. Bolała go tak bardzo, jak bardzo doskwierała mu ostatnio samotność. Po cholerę mu teraz pieniądze, o które tak często kłócił się z Joasią? Zwłaszcza, że tak naprawdę nigdy nie chodziło o pieniądze. Był taki głupi. Chciał ją tylko do siebie przywiązać, uzależnić, sprawić żeby nigdy nie pomyślała o nikim innym, chciał, żeby musiała na niego liczyć i liczyć się z nim. Kiedy zorientował się, że gdzieś popełnił błąd, że wychodzi zupełnie odwrotnie, ujrzał puste szuflady w domu i spakowane walizki.

Niezupełnie tak, zanim się wyprowadziła było to sławetne klasowe spotkanie, to wtedy wszystko się zaczęło. Gdyby nie ten portal, dzięki któremu ludzie sprzed lat wracali jak duchy zza świata…może …wszystko byłoby inaczej….

Asertywność a wyrzuty sumienia…

Czasem powinna powiedzieć „NIE”. Powinna powiedzieć jasno i wyraźnie, zwłaszcza wtedy kiedy wie, że to ona ma rację. I w dodatku powinna powiedzieć to bez obawy, że kogoś tym obrazi czy sprawi przykrość. Tymczasem jej prawo do odmowy bywa traktowane jako egoizm, niechęć do wczuwania się w sytuację drugiej osoby. Nawet tak zwane okoliczności, czyli cała ta otoczka, dzięki której można podjąć decyzję o odmowie nie sprawia, że robi się lżej. Bo pomimo słuszności, która aż pulsowała głęboko w sercu, to właśnie ona czuła się źle!! I to ją chyba wkurzało najbardziej. Jakby obowiązek zgadzania się na wszystko wpisany był w jej naturę. Było jej źle, bo postawiono ją w sytuacji, w której musiała odmówić i tym samym zmuszono do tego by czuła się z tą odmową źle. Pokrętne ale jakże prawdziwe…

Uwikłana w tak różne sploty wydarzeń tkwiła w sieci cudzych planów i cudzych koncepcji, choćby te drugie były zupełnie sprzeczne z jej własnymi..

 

Jak często czujecie się jak opisana przeze mnie kobieta?

 

 

Babski wieczór …c.d. (12)

Taki babski wieczór potrzebny był każdej z nich. Anna musiała odpocząć od Konrada, który co prawda już nie skupiał się na poprawianiu mankamentów jej urody, za to zdecydowanie buntował przeciw tradycyjnemu prowadzeniu domu, do którego była przyzwyczajona. Swojski schabowy z kartofelkami, a na deser czekoladowy budyń były po prostu niedopuszczalne.

– Przecież z tego to tylko tłuszcz, a gdzie budowanie masy mięśniowej!! – przedrzeźniała go Anka – Dzień moje drogie, trzeba zaczynać od liczenia kalorii pamiętając, że nie mieszamy białka i węglowodanów z tłuszczami…….albo odwrotnie, nie pamiętam.  Motto dnia: trening, dieta, regeneracja oraz suplementacja! – kazał mi sobie powiesić nad łóżkiem.  Monika, ty wiesz, że ja nigdy nie dbałam o linię.

– Bo nie musiałaś, więc jakby nie masz się czym chwalić – odpowiedziała ze śmiechem Monika szczęśliwa, że będąc tu dzisiaj mogła oderwać się od codzienności, którą od pamiętnego wieczoru na oddziale detoksykacji, zapewniał jej Radek. Nie powiedziała Ance, że jej były walczy z nałogiem, że poddał się leczeniu. Zresztą on sam zabronił jej komukolwiek mówić. Nigdy nie był tak zawzięty w walce z samym sobą, jak teraz, kiedy stracił już wszystko co miało jakąkolwiek wartość w jego życiu. I właściwie dopiero teraz to zrozumiał.

Asia rozluźniła się po drugim kieliszku wina i mimo, że nie znała wcześniej Anny, od razu polubiła jej szczerość i poczucie humoru. Bo rzeczywiście ta kobieta potrafiła się śmiać ze wszystkiego, nawet z tych ponurych chwil, które ostatnio fundował jej los. Może właśnie dlatego sama również pozwoliła sobie na kilka żartów z własnej nieciekawej sytuacji w domu. Piotr nie dał się przekonać, że spotkanie z Markiem było zwykłym przypadkiem, ale to odwracało jego uwagę od innego mężczyzny, który pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie pojawił się w jej życiu. Ta nienawiść męża do kolegi z dzieciństwa była śmieszna i może nawet zrozumiałaby ją, gdyby nie absurd sytuacji. Dobrze, że nie wiedział z kim, tak naprawdę się spotyka. Tego by jej nie darował nigdy, nawet gdyby te spotkania miały charakter bardzo oficjalny.

Bez wyrzutów sumienia…

Bardzo lubię przyjść do biura przed czasem, zrobić sobie kawę (ale nowina:-) i pomyśleć w ciszy nad nową notką. Wtedy nie mam wyrzutów sumienia, że robię to w pracy. W poprzedniej pracy też ich nie miałam, chociaż bezczelnie korzystałam z gg i buszowałam w blogach (dlaczego niektórzy nagminnie piszą „po blogach”??). Ale ponieważ stara praca też nie była wobec mnie fair więc można uznać, że jesteśmy kwita.

No może nie do końca, będziemy kwita jak mi wypłacą zaległe pensje!! Bo ja, odchodząc, wywiązałam się ze wszystkiego. Zostawiłam swoje stanowisko tak, żeby ktoś kto przyjdzie po mnie wszedł w uporządkowane i załatwione sprawy.

Poza tym, nie mam wyrzutów sumienia jeszcze dlatego, że ja naprawdę lubię pracować! Nie spóźniałam się, nie odwalałam fuszerki, nie odkładałam spraw na później, bo sprawiało mi przyjemność wszystko czym się zajmowałam. 

Zastanawiam się tylko….jak można tak artystycznie zmarnować świetnie rozkręcony biznes!?

Cóż….

Mój pracodawca w jakimś momencie przestał dbać o wizerunek, zapomniał o marketingu, porywał się na zupełnie nieopłacalne, za to niezwykle kosztowne, inwestycje. Na koniec najnormalniej w świecie olał firmę i wszystkich pracowników, pozostawiając po sobie niemiłe wspomnienia i równie niemiłą wizję bezrobocia.

Ale wracając do tematu, gdyby więc nie totalna nuda z powodu znikomej ilości spraw do załatwienia, z całą pewnością nie wchodziłabym do sieci wcale.

Tak  właśnie jest teraz tutaj. Oczywiście dostęp do internetu mam i korzystam z jego dobrodziejstw ale tylko zawodowo.

Stronę prywatną oddzielam bardzo grubą linią, nie chciałabym też, by ktokolwiek z pracowników zauważył, że prowadzę bloga lub, że lubię czytać co inni blogowicze mają do powiedzenia:-) To jest lektura tylko dla mnie………. i tylko dla Was:-)

Dlatego właśnie pojawiam się w sieci najczęściej albo na chwilę wcześnie rano, albo na trochę dłużej późnym popołudniem.

Dlatego właśnie komentuję z dużym opóźnieniem, mam nadzieję, że mi to wybaczycie 🙂

Rysa na szkle…

Jeszcze ciągle za wcześnie, żeby traktować Warszawę jak rodzinne miasto. To raczej takie zło konieczne, które między Bogiem, a prawdą nie jest złem, ale ja usilnie czekam, żeby z tego zła, jak z brzydkiego kaczątka wykluło się pewnego dnia coś pięknego.

Uwielbiam weekendowe powroty do domu. Kiedy po wejściu, zamykam za sobą drzwi lubelskiego mieszkania czuję się jakbym wpływała do bezpiecznej przystani. Wiem, że to banał:-) ale właśnie zgrzyt tego zamka przywraca proporcje, a wraz z nimi wszystko, co zaburzone, wraca na właściwe miejsce.

W sobotę budzę się we własnym łóżku, brak hałasu przejeżdżających tramwajów, cisza, za oknem cmentarz, który teraz, po latach już nawet lubię. Nie wywołuje smutku.

Jest tylko jeden minus, który sprawia że z przyjemnością uciekam do stolicy. Co sobotę, tydzień w tydzień, mniej więcej od 10 lat, okoliczni rolnicy obwieszczają swoje przybycie z warzywami, owocami i innymi dobrami natury, dzwoniąc donośnie domofonem. Ja naprawdę nie mam nic przeciwko handlowi obwoźnemu ani rolnikom (całe lata kiedyś spędzałam u babci na wsi, więc taka trochę ze mnie była wsiowa dziewucha). Rozumiem, że trudno jest być dzisiaj rolnikiem, słyszałam, że tego nie opłaca się hodować, tamtego uprawiać, że w związku z tym trzeba wyjść w stronę klienta. Ale czy naprawdę trzeba manifestować swoją obecność o 7 rano!?!? O takiej nieludzkiej porze, nie mam ochoty ani na cebulę, ani na kartofle!! Poza tym, nigdy nie zadzwoniłabym do nikogo przed 10.00, a dobijanie się do cudzych drzwi jest po prostu niegrzeczne. A przecież w niektórych mieszkaniach są chorzy ludzie, albo malutkie dzieci. Już sobie wyobrażam „radosne” mamusie, których pociechy z całą pewnością po takiej pobudce nie wstaną w dobrym humorze.

Słowo daję, że nawet gdyby mi się chciało wyjść z łóżka, dla zasady, z przekory, ze złości, nic bym w ten sposób nie kupiła. Wolę pójść do osiedlowego warzywniaka i dać zarobić pani, która nie budzi mnie skoro świt i taktownie czeka aż sama do niej przyjdę.

*Mój domofon nie ma funkcji „off”