Miała głos, który wzbudzał zaufanie, pewnie dlatego ten ciepły i brzmiący dziwnie znajomo szept bardzo szybko rozproszył płytki sen śpiącej kobiety. Otworzyła oczy rejestrując jednocześnie nie dający się opisać, ani tym bardziej zdiagnozować promieniujący w okolicy serca ból. Z trudem łapała oddech, było jej na przemian gorąco i zimno.
Z niechęcią wygrzebała się z ciepłego łóżka, żeby wziąć tabletkę, ale za to, już po chwili mogła normalnie oddychać i myśleć, dlatego rozsądnie wytłumaczyła sobie, że to nie żaden głos ją obudził, tylko tykający w kuchni zegar, a może jej własny pies, który jak zwykle, bezczelnie wskoczył do łóżka. Tylko gdzieś głęboko pod czaszką ciągle jeszcze niczym rozklekotane dzwony, dudniły słowa: „musisz mu powiedzieć”.
Właściwie nic nowego jej się dzisiaj nie przyśniło, nic, czego by już wcześniej nie widziała w swoich snach. Ciemny pokój, muzyka dobiegająca zza zamkniętych na klucz drzwi, czyjś oddech zbyt blisko i zbyt natarczywie, niepokój, że coś jest nie tak, że nie powinno jej tu w ogóle być.
Monika nie lubiła ciemności, chorobliwie reagowała na zamknięte pomieszczenia. Dlatego na wakacje wybierali się tylko własnym autem, z którego w każdej chwili mogła wysiąść, odpocząć i rozprostować nogi. Nigdy też sama nie zamykała drzwi na klucz, zgrzyt zamka do dzisiaj drażnił pamięć.
Spojrzała na odwróconego do niej plecami, ciągle śpiącego męża, zdziwiona, że ostatnie wydarzenia tak bardzo ich od siebie oddaliły. Nawet zorganizowany przez nią sylwestrowy bal nie naprawił sytuacji, a zwykły drobiazg doprowadził do kłótni. Ze smutkiem patrzyła na porzuconą halkę, którą założyła wczoraj do sylwestrowej sukienki, rajstopy opalizujące delikatnym perlistym odcieniem złota i męża krawat bezradnie wiszący na poręczy krzesła obok białej, jedwabnej koszuli. Zauważyła złośliwie, że nawet ich ubrania leżały w rozsądnej odległości.
Przy śniadaniu nie było okazji do szczerej rozmowy. Ciągle jeszcze naburmuszeni, nie potrafili powiedzieć sobie dzień dobry, a cóż dopiero mówić o podejmowaniu tematów wymagających otwartości i szczerości. Więc rozmowa krążyła zdawkowo wokół jej dyżuru, który przypadł na noworoczną noc, wokół jego rozpoczętego i ciągle wymagającego poprawek referatu, wokół dzieci, śpiących w pokoju obok.
Potem mężczyzna wyszedł kończyć swoją pracę, a ona, zagubiona, nadal siedziała przy kuchennym stole.
Nagle wrócił, stanął w drzwiach trzymając w ręku jej telefon komórkowy i przez chwilę tylko patrzył z dziwnym wyrazem twarzy.
– Znowu do Ciebie dzwonił! – wysyczał – Mógłby mieć chociaż tyle przyzwoitości, żeby nie dzwonić kiedy jestem w domu. – dodał ostrym, napastliwym tonem, ale kobieta wiedziała, że jest po prostu urażony, rozżalony i w ten sposób maskuje bezradność.
– Słuchaj, tak dalej być nie może, musisz mnie wysłuchać – odpowiedziała stanowczo i bez chwili wahania.
Zaczęła mówić, a słowa wypłynęły z niej z taką mocą, jakby już od dawna czekały na ten moment, z cudowną ulgą i determinacją, że teraz, właśnie dzisiaj wszystko zostanie powiedziane. W krótkich przerwach połknęła kolejną przeciwbólową tabletkę, bo serce zaczęło znowu bić mocniej i gwałtowniej. I tak bardzo wszystko w środku bolało.
– To ja do niego zadzwoniłam – nie patrząc na rozczarowaną minę męża mówiła dalej – tuż po tym jak nasza córka trafiła do szpitala. Wiedzieliśmy, że jej stan jest ciężki, że potrzebuje transfuzji, a nie mogliśmy pomóc, pamiętasz? Maciek, to cudowne, co zrobiłeś dla mnie kiedy byłam z nią w ciąży, ale … myślę, że oboje obawialiśmy się przez całe życie takiej właśnie sytuacji…Wystarczył jeden cholerny moment, jedna chwila jej nieuwagi – spojrzała na niego z rozpaczą – przecież wiesz jaką ma niespotykanie rzadką grupę krwi. No więc zadzwoniłam do niego. Zadzwoniłabym nawet do samego Belzebuba gdyby było trzeba. Ania potrzebowała pomocy natychmiast. Wiec… umówiłam się z nim na spotkanie, a on, po pierwszym szoku, niedowierzaniu, złości na mnie i oczywiście na ciebie, że pomogłeś mi ukryć prawdę, zdecydował się pomóc. Tobie powiedziałam, że to szpital jakimś cudownym zbiegiem okoliczności znalazł dawcę. Maciek, przecież wiesz, że cudów nie ma…. i ja to wiem, i wiem też, że twoja obecność wtedy w szpitalu mogła zepsuć wszystko, dlatego wolałam cię okłamać niż stracić dziecko. A potem Ania wyzdrowiała, a on dzwonił coraz częściej prosząc o kontakt, o spotkanie, w końcu zażądał widywania się z córką. Nazwał ją swoją córką! Czy nie rozumiesz, jak bardzo upokarzała mnie każda rozmowa z nim? Jakie obrzydzenie czułam patrząc na niego, mając ciągle w pamięci wszystkie okoliczności tamtego dnia, o czym on jakby zupełnie nie pamiętał! I z drugiej strony strach, że stracę ciebie…
W tym momencie ból w okolicy mostka stał się tak silny, że kobieta przestała mówić. Jej twarz wykrzywił nagły skurcz, przycisnęła rękę do serca, a potem z trudnością wyszeptała, że jest gorąco i poprosiła o otwarcie okna. Zanim straciła przytomność, zdążyła wyszeptać jeszcze z dziwnym uśmiechem: „wszystko zostało powiedziane”.
Czytaj dalej „Miała głos, który wzbudzał zaufanie/ She had a voice that evoked trust” →
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…