Nie tylko z okazji Dnia Blogera

„Chciałabym pozdrowić kierowcę autobusu linii 130, który w piątek ok. godz. 14 wyjeżdżał z przystanku ul. Oświęcimska w Rudzie Śląskiej i „pomigał” kierunkowskazami. Poprawił mi nastrój na cały dzień” (Metro, 31 sierpnia 2009)

 

Tak niewiele trzeba prawda?

A więc Kochani Moi, od dzisiaj mrugajmy czym się da, machajmy …. no może jednak tylko rączką, ustępujmy miejsca, bądźmy mili na drodze, pomagajmy ile można, uśmiechajmy się szeroko (chyba, że uzębienie nie po temu).

Tak po prostu!!

Może poprawimy tym komuś nastrój!

Może ktoś nam poprawi.

 

🙂 *

 

* Na przekór dziwnej nagonki na wielokropki i  symbole oznaczające emocje (nie mylić z emotikonami) – u mnie oczywiście, a jakże, czemu by nie, chociaż naturalnie bez przesady – Będą!

Zawsze

Always

Immer

Toujours

Sempre

Bсегда – zgodnie z uwagami Rychoca

Mindig – z węgierskiego dodane przez Annę__

itp. – pan Czepialski się przyczepił do przestawki, co za życie….

O języku, psach i rozsądku

Miesiąc temu, w kontekście zarządzeń, jakie zostały wydane na Słowacji, pisałam o tym, że zmiany w słowniku każdego narodu są rzeczą oczywistą, konieczną i naturalną, bo język to twór żywy i ciągle rozwijający się. Język angielski zaś wkroczył w życie narodów nie-angielskojęzycznych  i nie ma już chyba możliwości by ten proces odwrócić, a już na pewno nie ma takiej potrzeby.

Nadal tak uważam.

Jednak w tych zapożyczeniach i naśladownictwie naprawdę musimy być rozsądni,  zachować umiar, bo nadmiar szkodzi a przesycenie śmieszy.

I właśnie dlatego rozbawił mnie artykuł zamieszczony na stronie WP pt. „10 ras psów szczególnie uzdolnionych”. Chodziło w nim o zaprezentowanie wyników rankingu psów uzdolnionych pod względem efektywnej pracy z człowiekiem, przeprowadzonego przez kanadyjskiego profesora S. Corena. Właścicielem wymienionych psów powinien zostać ten, kto:

„marzy o uprawianiu sportu ze swoim czworonogiem, zawodach tropienia, obedience, flyball, agility, dog dancing”.

Początek zdania po polsku, ale co dalej? Obedience oznacza posłuszeństwo, a to słowo akurat całkiem nieźle funkcjonuje w naszym języku, w sposób jasny i klarowny przekazuje treść. Podobnie jest w przypadku kolejnych użytych w zdaniu angielskich słów, które mają proste, jednoznaczne rodzime odpowiedniki.  Po co więc je zastępować?

Tu nasuwa mi się tylko jeden powód: albo autor tego artykułu chciał się pochwalić swoimi lingwistycznymi uzdolnieniami albo…..wręcz przeciwnie- nie potrafił przetłumaczyć angielskiego tekstu, więc pozostawił nieznane słowa w oryginale:)

Polecieć intelektem…i na intelekt

Podpatrując naturę próbujemy czasem sobie tłumaczyć nasze, ludzkie słabości, ale bywa tak, że podczas tych obserwacji, objawia się najprawdziwsza prawda.

Nawiązuję do intelektu. Męskiego intelektu. I tego jak postrzegają go kobiety. I tego jak owo postrzeganie wpływa na kobiece libido.

Wyczytałam, że inteligentne samce jakichś australijskich ptaków (mogę sprawdzić jakich, jeśli strasznie chcecie) są bardziej atrakcyjne seksualnie dla partnerek.

No i wszystko jasne.

Tyle się pisze o romansach  (również internetowych), a do nich punktem wyjścia jest właśnie ta zdolność czytania między wierszami, błyskotliwość słowna, która bierze się przecież z kondycji umysłowej rozmówców. Oczywistą sprawą jest, że i kobieta musi się cechować taką umiejętnością, ale przecież tylko inteligentna kobieta będzie szukać obdarzonego intelektem mężczyzny. Pozostałym wystarczą na przykład mięśnie lub pokaźny portfel.

Trochę sobie żartuję, ale przyznacie, że coś w tym jest.

Ponadto, ludzie o tak niezwykłej osobowości potrafią sprawić, że zupełnie nie zastanawiamy się nad ich urodą, jesteśmy natomiast bardziej wyczuleni na to, co i w jaki sposób, wypowiadają. Jeśli dodamy do tego umiejętność odczytywania emocji, wczuwanie się w sytuację drugiego człowieka, chęć słuchania, umiejętność rozmawiania, a nie wymądrzania się, ciepły ton głosu, wyrozumiałe spojrzenie, uśmiech bez ironii,…..można przepaść z kretesem, bo spod takiego uroku kobiecie trudno się wyzwolić:-)

 

* to jakoś uzupełnia notkę Arielko bo miłość jest ślepa

A może by tak na odwrót?

  Nie tak dawno temu pisałam o minimalizacji moich potrzeb, otoczenia i czego tylko się da.

A życie toczyło się dalej i tak sobie tocząc, uśpiło moje poczucie przestrzeni.  Jednak w końcu wezbrało ono we mnie zupełnie z nienacka i uświadomiłam sobie, że przez ostatni rok akceptowałam wszystko co musiałam zaakceptować, z przyczyn oczywistych – nie było innego wyjścia… To znaczy wyjście zawsze jest, tylko akurat to moje jakby nie prowadziło wtedy do nikąd. Podjęłam więc dzielnie wyzwanie i chyba sprostałam w 100 jeśli nie w 200 %.

Ale mija rok!

No ileż można!!

No lu- lu- ludzie!!!

Czyż nie przyszła przypadkiem pora na proces odwrotny? Czyż moje życie przewrócone przewrotem jak już wspomniałam – jedynym wtedy i właściwym – nie może się zmaksymalizować? Po pierwsze to marzę o większym mieszkaniu, w którym mogłabym postawić kanapę a nie wąziutkie niewiadomo co. Marzę o większym telewizorze, bo ten, który mam wymaga lupyJ

Marzę w końcu o maksymalizacji komputera i nieznacznej (w końcu mija rok!!) maksymalizacji zarobków. No dobra, wiem, że to drugie w dobie kryzysu to mrzonka. Marzę o maksymalizacji łazienki i wanny. Stojąc w niej (właściwie to w jednej i drugiej) jestem w stanie dotknąć każdej ściany, więc możecie sobie wyobrazić…

 

Jedynie czego przewrotnie nie pragnę ….to maksymalizacji telefonu – patrz poniżej.

 

Turkish revision

        Obiecałam opisać wrażenia z wyjazdu, ale szczerze mówiąc, poza stwierdzeniem, że było cudownie, słonecznie, wesoło, czasem strasznie, nic więcej nie mogę o samej Turcji napisać.

Na temat Egiptu mogłam sobie wyrobić zdanie, byłam tam dwukrotnie i udało mi się dojrzeć zwykłych ludzi i zwykłe, codzienne życie, złapałam trochę lokalnego kolorytu, choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że to przysłowiowa kropla w morzu.

W Turcji byłam za krótko, żeby móc powiedzieć więcej niż usłyszałam z ust pilota. Oczywiście to, co zobaczyłam zapierało dech, przyznacie sami, że Alanya jest malowniczym miejscem.

  

 

 

  

Pamukkale, ze starożytnym miasteczkiem w tle, cieszy oczy śnieżną bielą i atmosferą tajemniczości przesyconej historią.

 

 

Widoki powodujące przyspieszone bicie serca, zwłaszcza serce osoby z lękiem wysokości:-)

 

 

Nie udało mi się jednak poznać prawdziwej Turcji z jej mieszkańcami, podwórkami i problemami. Kurorty takiej wiedzy nie dają.

Wiem, że społeczeństwo tureckie dzieli się tylko na dwie warstwy: biedotę i bogaczy, nie ma średniozarabiających. Czy to dobrze? To zależy, jakie są proporcje tego podziału. Ciągle szukam informacji o tym, jaki procent stanowią szczęśliwcy, wzbogaceni najczęściej na turystyce i czy rzeczywiście biedota żyje w skrajnych warunkach. Jeśli ktoś z Was trafił, może przypadkiem, na wiarygodne pod tym względem źródła, proszę o info.

Turcja jest samowystarczalnym krajem i to mi się baaaardzo podoba. Fajnie jest mieć świadomość, że można sobie wyhodować lub wyprodukować wszystko, co jest potrzebne do życia. Dobrze wiedzieć, że istnieją kraje, które tak postrzegają własną kondycję ekonomiczną i chcą uniknąć uzależnienia od krajów trzecich. Dlatego właśnie większość Turków niechętnym okiem patrzy na wejście do Unii Europejskiej. Inną kwestią jest fakt, że większość europejczyków też raczej wolałoby do tego nie dopuścić, ale to już polityka, a wiecie, że ja od polityki uciekam najdalej jak się da.

Czasem się jednak nie da:)

Wracając do tematu, nie wiem o Turcji wielu rzeczy i ta niewiedza sprawia, że czuję pewien niedosyt, dlatego jeśli tylko życie da mi kolejną okazję…..pojadę tam znów:-)

Wspomnienia z Turcji. Scenka rodzajowa.

O ile w Egipcie samotna kobieta jest ciągle zaczepiana przez osobników płci przeciwnej o tyle w Turcji nie ma takiego problemu. Oczywiście bywają zaczepiane, ale w tym sympatycznym, nie nachalnym stylu. Dlatego też kilka razy wybrałam się do na pobliski bazar turecki sama, chciałam zorientować się w cenach, podotykać, popatrzeć. Mąż mógł spokojnie zostać na leżaczku słuchając usypiającego szumu morza.

Jednak, za którymś razem zdecydowanie poprosiłam o jego towarzystwo.

– Potrzebujesz dzisiaj obstawy? – zapytał zdziwiony.

– Nie, potrzebuję dzisiaj kalkulatora*:-)

 

 

* komentarz Nitagera uświadomił mi, że napisałam niejasno:) Mój mąż ma kalkulator w głowie, świetnie radzi sobie z przeliczaniem walut, a w Turcji można płacić i w euro i w lirach tureckich i w dolarach. W zależności od waluty albo sie opłaca coś kupić, albo nie:-))

O przestrogach i powrotach

Zawsze przestrzegałam dzieci, żeby nie odkładać spraw na ostatnią chwilę. Dokładnie wbrew tej zasadzie zachowałam się przed moim wyjazdem. Pomyślałam sobie, że spakuję nasze ciuchy i dopiero wtedy, przy filiżance kawy, napiszę notkę i na tydzień zniknę powiedziawszy wcześniej bye bye.

Tymczasem plany wzięły w łeb i najpierw nie miałam czasu, a potem dostępu do sieci. Mam nadzieję, że jakoś telepatycznie trzymaliście jednak za mnie kciuki, bo wróciłam cała i zdrowa, pełna sił i zapału…..do tego, żeby jeszcze dwa dni spędzić na łonie natury :-).

Jak wrócę podzielę się z Wami wrażeniami z moich, niezbyt może oryginalnych ale w 100 % relaksujących wojaży. W dwóch słowach: było cudnie, słonecznie a czasem nawet ekstremalnie. Tego niestety brakuje mi tutaj… no może z wyjątkiem „ekstremalnie”.

Słoneczko, co z tobą???