Od tego lata hasło „Rzymskie wakacje” niektórym kojarzyć się będzie już nie tylko z tytułem wspaniałego filmu. Tego lata właśnie w Rzymie, objawił się bowiem „pub crawl”. Jest to grupowe upijanie się pod opieką przewodnika, w historycznym centrum miasta. W koszt imprezy wchodzi darmowe, popijane w kolejnych barach piwo, oraz podkoszulek z wiele mówiącym napisem: „I came, I saw, I crawled” (przybyłem, zobaczyłem, czołgałem się). Oczywiste nawiązanie do dawnego (także rzymskiego) veni, vidi, vici, i powód do „dumy”, dla tych którzy przetrwają.
Pomysł z podkoszulkiem może nawet byłby zabawny, gdyby nie brak umiaru uczestników zabawy, (ale pewnie dokładnie o ten brak chodzi). Już nawet pomijam fakt, że odnotowano pierwsze śmiertelne przypadki wśród uczestników. Chodzi raczej o spojrzenie na sprawę z dalszej perspektywy
Ja widziałam, co pobłażliwe traktowanie nałogu robi z człowiekiem, widziałam mężczyznę, który w ciągu kilku dni alkoholowego transu, (natomiast po cyklicznym powtarzaniu tego transu w ciągu ostatnich 50 lat), doprowadzał się do śmierdzącego odchodami i brudem przybłędy. Widziałam małe dziecko, które prosi „tatusiu nie pij” , jak ten sam tatuś wychodzi po bożonarodzeniowe drzewko i potem nie ma go przy stole. Ten tatuś na szczęście nie bił dzieci, ten tatuś bił mamusię.
Dzisiaj nie powiem, że to ubaw po pachy, dzisiaj staram się napisać kilka słów, które nie byłyby kazaniem, bez liczenia na cokolwiek. Bez wiary, że coś się zmieni.
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…