Niedzielna strzelanina na warszawskim targowisku może skłaniać do refleksji nad polskim rasizmem, a już na pewno powinna skłonić każdego z nas do postawienia sobie pytania o własną tolerancję. Pomijam kwestię, czy i kto w tym zdarzeniu jest rzeczywiście winny, kto chwycił za broń, kto zaatakował pierwszy, bo o tym zapewne zdecyduje sąd. Mnie interesuje kwestia związana z wartościowaniem, ocenianiem drugiego człowieka, przypisywaniem mu prawdziwych lub zupełnie wyimaginowanych cech.
Dawno temu widok czarnoskórego mężczyzny mógł wywoływać ciekawość lub nieokreślony lęk, ponieważ nie byliśmy do niego przyzwyczajeni. Polak, który nie wyjeżdżał poza granice własnego kraju, wychowany na rodzimych produkcjach filmowych, długo nie widział Afrykanina na własne oczy. Czasem jedynie w cudem zdobytych kolorowych czasopismach.
Potem nastała epoka hollywoodzkich produkcji, epatujących przemocą, makabrycznymi scenami, często z udziałem czarnoskórych, którzy ukazywani byli jako ci źli, brudni, skłonni do przemocy. Czy to właśnie wtedy mógł zakorzenić się w naszej świadomości stereotyp niedobrego Murzyna, który nie zawaha się przed najgorszym?
Przyjaciółka mojej mamy już w latach 70. jeździła do swojej siostry mieszkającej w USA. Opowiadała ciekawe historie, między innymi także o czarnoskórych. Wynikało z nich jasno, że to grupa klanowa, która nie za bardzo chce się zasymilować ze społeczeństwem zdominowanym przez białych. Dlatego Murzyni nie dbają o własny wizerunek, o czystość, posesję, pracę. Trochę na zasadzie „nie moje, nie będę się przejmował”. No i oczywiście budzą strach, zwłaszcza dzielnice biedy, dzielnice murzyńskich gett. Wtedy opowieści przerażały, dzisiaj wiem, że wiele z tych opowiadań wynikało z faktu, że również mieszkający tam Polacy żyli w swojego rodzaju polonijnych gettach, nie mieli pełnego obrazu społeczeństwa, nie widzieli wszystkich odcieni amerykańskiego życia. Wyciągano daleko idące wnioski, które nie tylko krzywdziły, ale dodatkowo wzmacniały i tak już silny stereotyp.
Nie można pominąć kwestii powolnego dochodzenia przez czarnoskórych do pełni obywatelskich praw w ich własnym kraju. Bo cóż mówić o pozytywnym postrzeganiu tej rasy przez inne narodowości, skoro własny naród traktował ją w kategorii gorszego gatunku.
Myślę, że jeśli chodzi o biedę, to problem jest złożony. Krzywdzące jest twierdzenie, że „skoro biedny to na pewno złodziej”, tylko dlatego, że sytuacja mogłaby go do tego zmusić. Na szczęście nie każdego jest w stanie zmusić, tak jak nie każde dziecko alkoholika zostaje alkoholikiem.
I na tej samej zasadzie nie każdy Nigeryjczyk to bandyta, nie każdy czarnoskóry to złodziej, nie każdy handlujący na targu to oszust. Ale chociaż, choćby w związku z popularnymi dzisiaj wyjazdami turystycznymi do krajów afrykańskich, obserwujemy bardzo przyjacielskie, sympatyczne nastawienie ludzi o innym kolorze skóry, ciągle jeszcze nie wykrzewiliśmy własnego, stereotypowego myślenia.
Wolimy wytykać różnice kulturowe, różnice religijne, nie patrząc, że tak naprawdę to biały wkroczył na teren ciemnoskórego i zaczął prowadzić własną, więc „jedyną słuszną ” politykę. I nie chodzi tylko o kolonizacje, także o ingerowanie w konflikty na obcych kontynentach, w to ciągłe udowodnianie, że nasze poglądy są bardziej humanitarne. Humanitarność, to odrębny, bardzo szeroki temat.
Problem jest, jak wspomniałam, złożony, jednak właśnie ta złożoność sprawia, że od czasu do czasu dochodzi do tragedii, którym można było zapobiec. A myślę, że zwłaszcza Polacy, tak bardzo doświadczeni przez historię, powinni wykazywać zrozumienie i szanować godność człowieka skazanego na pobyt w obcym kraju.
Bo czy Nigeryjczyk w Polsce rzeczywiście tak bardzo różni się od Polaka w Irlandii?