Miało być pięknie. I jeśli chodzi o pogodę, było.
Cała reszta zupełnie wbrew moim oczekiwaniom.
Miałam obejrzeć pogrążonego przez rozczochraną Magdę G. Jeszburgera (no dobra, pogrążonego z usilną pomocą jednego z właścicieli).
Miałam pospacerować po lubelskim centrum.
Miałam spędzić popołudnie w domu przygotowując się do czegoś, co zbliża się milowymi krokami.
Tymczasem przed południem pożegnałam kogoś na zawsze i jest mi po prostu smutno. Jeszcze jadąc do Lublina nie wiedziałam…
I właściwie to wszystkie kolejne godziny minęły pod znakiem tego porannego wydarzenia.
Oczywiście obejrzałam sobie Jeszburgera. W odróżnieniu od bufonowatego właściciela (to wiedza jedynie z obejrzanego filmu), personel bardzo sympatyczny
Oczywiście, że pospacerowałam po lubelskich uliczkach korzystając z tego, że byłam sama i mogłam iść gdzie chcę i oglądać co chcę. Nikt mnie nie poganiał i nie marudził, że pół godziny wybieram buty…bo na pocieszenie kupiłam sobie fajne buty.
Tylko…. radość już nie ta.