Amerykańscy naukowcy odkryli, że największy wpływ na męską potencję ma zapach placka z dynią połączony z zapachem lawendy.*
Grupa przebadanych mężczyzn dopiero na samym końcu zapachów wywołujących erotyczne skojarzenia, stawia perfumy. Tak więc, drogie panie, nie Gucci czy Laurent, nie zbyt krótkie mini czy „duże, błękitne oczy”, ale właśnie zapach placka jest tym, co tygryski lubią najbardziej.
Tylko, czy jest w tym coś dziwnego?
O ile mi wiadomo, placek z dyni, czy ciasteczka z lawendą, są tym dla Amerykanina, czym szarlotka dla Polaka. W Polsce zapach smażonych jabłek i delikatny aromat cynamonu znają wszyscy z czasów dzieciństwa (i nie tylko), a dzieciństwo kojarzy się z błogością, poczuciem zadowolenia i beztroskiego spełnienia. No i ten smak! Pychota! Prawdopodobnie to samo mówią Amerykanie o placku z dyni.
Potem chłopiec dorasta, hormony szaleją, zmysł smaku zaczyna splatać się ze zmysłem zapachu, by w dorosłym męskim umyśle skojarzyć się z miłymi, ale już o wyraźnie erotycznym zabarwieniu, doznaniami (cóż, umysł przekonwertował je we właściwy sobie sposób J). Tu kłania się psychologia, teorie rozwoju i te wszystkie psychoanalizy, które mogłyby wyjaśnić powstawanie różnych aktów psychicznych w dojrzewającym, a potem dojrzałym, człowieku.
Z tego wniosek, że o wiele bardziej podnieca pachnąca wyjmowanym właśnie z piekarnika ciastem kobieta w fartuszku, niż wykrochmalona bizneswoman, nad którą unosi się chmurka markowych perfum.
No i jak tu nie wierzyć starym ludowym porzekadłom, że przez żołądek do serca?
* wyczytane dzisiaj w Onecie