Nie mam takiego cyklu w swoim blogu, ale może powinnam mieć, bo sprzeczności w dzisiejszym świecie wiele, a dziwności jeszcze więcej.
Na przykład małżeństwa gejów z lesbijkami, zawierane za sprawą specjalnego programu dla ortodoksyjnych żydów – homoseksualistów, przy pomocy rabina, który osobiście zajmuje się doborem kandydatów*. Moim zdaniem, jest to ewidentna próba ominięcia ortodoksyjnego prawa, które ostro potępia zachowania homoseksualne. Kwestią, która nie budzi zdziwienia, jest wg mnie jedynie chęć posiadania rodziny i dzieci, bo takie pragnienie stoi ponad orientacjami, z czasem dominując wszystkie inne pragnienia i myśli.
Dobrane przez rabina pary najczęściej nie sypiają ze sobą (w końcu parę tworzą kobieta i mężczyzna, co w tej sytuacji jest bardziej barierą niż magnesem), a dzieci zostają poczęte metodą in vitro (ortodoksyjny judaizm nie zezwala na homoseksualność, a zezwala na in vitro?). Małżonkowie grają przed własnymi dziećmi kochających się rodziców, może nawet rzeczywiście żywiąc do siebie cieplejsze uczucia, przyjaźniąc się, ale tym samym utwierdzając własne dzieci w świadomości, że wszystko jest ok. A chyba jednak nie jest.
Po pierwsze występuje zakłamanie, co do własnej orientacji. Jest ono zrozumiałe w kontekście wątku religijno – kulturowego i z takim zakłamaniem prawdopodobnie da się żyć, tak przecież bywało przed wojną o prawa mniejszości seksualnych. Ale z mojej obserwacji wynika, że homoseksualiści chcą prawdy w tej materii. Więc może jednak chodzi o coś więcej? Może o to, że homoseksualni rodzice wcale nie chcą takiego życia dla własnych dzieci, jakie sami wiodą, więc starają się trzymać je z dala od problematyki lesbijsko – gejowskiej, która dla nich – dorosłych stała się ciężarem?
Pojawia się też druga, znacznie dziwniejsza kwestia.
Okazuje się bowiem, że pary lesbijsko – gejowskie pozwalają sobie na tzw. skok w bok, bo (pozostając w konwencji frazeologizmu), nie traktują go ani jak skok, a już na pewno nie w bok. Dla geja spanie z kobietą nie jest zdradą, tak jak dla lesbijki spanie z mężczyzną. Kwestia niewierności zostaje przeniesiona z rejonów psychofizycznych na rejony czysto fizyczne. No i znowu pojawia się pytanie, czy na takie skoki zezwala ortodoksyjny judaizm?
To jakiś paradoks, który próbuje się wpisać w religijne ramy. Oczywiście zawsze można się pobawić w snucie rozważań nad tym, co jest zdradą, a co nią nie jest, i pewnie byłoby tyle definicji ilu rozmówców, jednak religie (bo nie tylko judaizm) nie pozostawiają żadnych wątpliwości.
Fajnie byłoby, gdyby mógł się wypowiedzieć jakiś homoseksualista, ale nie znam takiego, z którym mogłabym otwarcie rozmawiać na podobne tematy, liczę w tej kwestii na komentarze.
Nawiasem mówiąc, ciekawe, co by się działo w społeczeństwie, gdyby tak przenieść problem na grunt czysto katolicki? I czysto polski?
* Rzeczpospolita z tego tygodnia