Na postawie badań statystycznych przeprowadzonych ostatnio przez pracownika Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego, okazało się, że nie ma dzisiaj czegoś takiego jak pokolenie w dawnym znaczeniu. Młodzież licealna nie ma wspólnej wizji świata, nie łączy jej wspólnota interesów ani wartości. Nie ma jednej wspólnej pamięci historycznej. Mimo, że jest to od pierwsze od wielu lat pokolenie, które właściwie nie ma problemów ekonomicznych, to wyraźnie wyczuwa się w nim rosnące rozczarowanie: polityką, rzeczywistością, własnym krajem. Więc uciekają w bierność. A Polski nie lubią.*
Po pierwsze nie jest to pokolenie, które nie ma problemów ekonomicznych, jeśli już tak uogólniamy, to należałoby podać stosunki procentowe. Po drugie ankiety wypełniali warszawscy licealiści, więc może rzeczywiście w tym mieście jest w ogóle mniej problemów finansowych, ale może wzięto po prostu pod uwagę te, do których uczęszcza młodzież z zasobniejszych domów (a dopiero w obrębie tych liceów wyszczególniono grupy biedniejsze).
Bo jest grupa młodzieży sfrustrowana brakiem pieniędzy, perspektyw, które to sfrustrowanie nie zostało wykazane przez ankietę. Grupy blokersów, dla których pobliski skwerek jest centrum życia towarzyskiego, którzy nie mają zainteresowań nie tylko wspólnych, ale nawet indywidualnych, a sport znają z programów telewizyjnych. Przepełnia ich zniechęcenie i bierność. I nawet nie mogę tego krytykować, bo mnie samą też czasem ogarnia zniechęcenie i bierność, zwłaszcza, gdy włączę TV lub poczytam codzienną prasę. Nie jest łatwo.
Nastolatkowie próbują wyrażać, co ich boli, nie zawsze zgrabnie, nie zawsze tak, jakby tego chcieli dorośli, ale to właśnie wspomniane wcześniej zniechęcenie sprawia, że każdy wysiłek jest ogromnym wyzwaniem. Jednocześnie doskonale wiedzą, że jeśli chcą zaakcentować własną indywidualność to muszą ten wysiłek podjąć, ona liczy się dzisiaj najbardziej.
Piszą wiersze lub śpiewają o biedzie, o braku wiary i nadziei, o tym, że trzymają fason twardziela, ale wewnątrz pozostają wrażliwymi ludźmi. Ale jednak często przewija się w tych utworach miłość do własnego kraju, rodzinnego miasta, pomimo silnie akcentowanej świadomości na temat tego, jak bardzo ich miejsce na ziemi jest odległe od raju.
Wiadomo, że celowo badania zostały przeprowadzone w stolicy, ponieważ, sądzono, że w takim mieście odnajdą „młodych awangardowych Europejczyków”. Tymczasem badania wykazały nastawienie konserwatywne i prorodzinnie warszawskiej młodzieży.
Sądziłabym raczej, że tu wyrasta młodzież pewna siebie i celebrująca własny indywidualizm, młodzież, która lubi zaszaleć, zapomnieć się w aurze wypalonej maryśki, a myślenie o rodzinie pozostawia na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Na szczęście jest inaczej, przyjmując, że mimo anonimowości ankiety, jej uczestnicy odpowiadali szczerze i zgodnie z prawdą.
Polska nie jest w tej kwestii odosobniona. Trochę starszym, bo dwudziestoparoletnim Włochom przypisuje się „wizerunek bezrefleksyjnych ofiar konsumpcjonizmu”. Mieszkają oni zwykle z rodzicami, od których (nawiasem mówiąc), są lepiej wykształceni, bo nie znajdują pracy albo jest ona zbyt nisko opłacana. A przecież nie opłaca się pracować za niewielkie pieniądze (znamy to?). 27 – letnia pisarka Silvia Avallone o swoich rówieśnikach pisze tak:
„Okazujemy podziwu godną cierpliwość, a także zaletę zadowalania się niczym”*.
To zdanie niestety pasuje też do naszej rzeczywistości, ale uważam, że jest to powód bardziej do smutku niż radosnej euforii.
* Rzeczpospolita (jakieś wydania marcowe)
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…