Czy ktoś dzisiaj czyta wiersze…?

Byłam wczoraj na spotkaniu literackim poświęconym książce, „Co to jest miłość. Wiersze i piosenki zebrane. Tom 1″ Jonasza Kofty, transmitowanym na żywo przez program 2 Polskiego Radia. Gośćmi programu była żona poety i jego syn, którzy próbowali okrasić wiersze wspomnieniami z przeszłości.

O wierszach Kofty, które się nie starzeją, z których większość stała się piosenkami-przebojami można mówić bez końca, o jego niesamowitym talencie ujmowania w sposób niezwykle lapidarny uczuć i treści, także.

Wystarczy przytoczyć pierwszy lepszy (mój ulubiony) fragment:

 

Przesypię piasek w twoją dłoń
Ty go przesypiesz w moje ręce
Na długo nam nie starczy to
Będzie ubywać coraz więcej
Nie podzielimy czasu nigdy
W miłości to najmniejsze zło
Niedoskonałe są klepsydry
Z naszych gorących, suchych rąk

[…]

Przeliczę piasek w dłoniach twych
A z niego wielość dni wywróżę
Może cierpliwa jestem zbyt
Chcę, by to trwało jak najdłużej
Zagarnij piasku jak najwięcej
Ile się da na jeden raz
Może za małe mamy ręce
Żeby zagarnąć nimi czas

 

Ponieważ można o tych wiersza bez końca, więc nawet nie zacznę….:)

Tym razem o czymś innym…

Po kilku wyważonych zdaniach wypowiedzianych na temat Jonasza Kofty przez jego żonę, zaczęłam sobie wyobrażać ich wspólne życie. Wydaje mi się, że trzeba mieć ogromne pokłady cierpliwości by być z artystą, dzień po dniu, godzina po godzinie. A żeby nie zwariować, trzeba chyba nauczyć się oddzielać poetyckość od przyziemności i nie próbować jednego tłumaczyć drugim, dokonywać porównań czy wyciągać wnioski ogólniejsze na podstawie cyklicznego furor poeticus. Tylko czy rzeczywiście można? Czy daje się oddzielić te dwie, istniejące w każdym artyście, sfery duszy?

O swoim codziennym życiu z Jonaszem pani Jadwiga opowiadała w sposób bardzo wyważony. Nie gloryfikowała artysty, ale też nie było w niej goryczy. Dzisiaj to prawie 70letnia kobieta, która patrzy na przeszłość dojrzałym okiem, z uśmiechem zabarwionym wyrozumiałą pobłażliwością. Docenia (i chyba zawsze doceniała) fakt, że kiedy powstawał nowy piękny wiersz, nowe dzieło, ona stawała się świadkiem tego piękna, była pierwszą czytelniczką i pierwszym recenzentem. Kiedy Jonasz przeistaczał się w męża bywało różnie, jak w życiu. Czasem więc znikał na długie dni ogarnięty pasją dzielenia się swoimi utworami ze znajomymi. I pił, tak jak pili wtedy niemal wszyscy wielcy artyści.

Taką złożoność natury posiada każdy człowiek. I w każdym może obudzić się jakiś „szał”, może związany z inną pasją, innym spojrzeniem na rzeczywistość, ale jeśli już zagnieździ się w naszym umyśle, to chęć zrealizowania własnej wizji sprawia, że stajemy się wspaniali lub nieznośni. Odrażający lub piękni w ten fascynujący sposób, który daje człowiekowi możliwość tworzenia.

Jeśli pozwolimy by ta emocjonalna, często gwałtowna strona naszego „ja” dochodziła do głosu, to właśnie z niej, tej „gorszej”, paradoksalnie rodzi się piękno.

 

Książkę polecam, jest naprawdę wartościowym przewodnikiem po twórczości człowieka, którego młode pokolenie nie zna, o którym może nawet nie słyszało.  A szkoda.

  

Tu jest link do wersji tekstowej tego, o czym mówiła Jadwiga Kofta i do samej audycji.

Kto zostanie Europejską Stolicy Kultury 2011?

 Lublin ubiega się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2011, walczy na miarę swoich sił i możliwości wykorzystując każdy weekend i każdą okazję. I jest w tym naprawdę świetny!

Na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy bywałam w Lublinie co tydzień, więc mogłam zaobserwować to i owo, wziąć udział w koncertach, spotkaniach czy po prostu ……hm, no wyjątkowo pasuje mi w tym miejscu barbaryzm „event”. Bo właśnie takich eventów było sporo.

Uczestniczyłam w Nocy Kultury (zupełnie przypadkiem, ale jednak), koncertach reggae, poezji śpiewanej, tańcach ulicznych, Wyborach Miss Polonia Województwa Lubelskiego (no to może akurat nie z okazji finału ESK), w Lubelsko – Lwowskim Festiwalu Mody i Sztuki, popisach artystów na rynku, itp. itd.

Niestety ominęły mnie występy w Muszli Koncertowej i Letnie Forum Tańca Współczesnego, Koncert Zespołu Pieśni i Tańca im. Wandy Kaniorowej, „CukierKotki oraz Spektakl Wodnika”, czy Lato w rytmie tanecznym.

No nie da się być wszędzie, a szkoda, a szkodaJ

Tak więc dzieje się dużo, Lublin się stara, a ludzie dobrze bawią, dlatego kiedy wyczytałam, że jedno z miast ubiegających się o tytuł, jest w tym konkursie faworyzowane, a decyzja, która dzisiaj zostanie podjęta przez ekspertów (sześciu wskazanych przez ministra kultury i siedmiu UE), być może z góry założona, ogarnia mnie złość. 

Ale to oznacza, że już i w sferze kultury nie liczy się talent, rzeczywista jakość pracy artystów oraz zaangażowanie organizatorów, że w kolejnej dyscyplinie nie istnieje fair play.

Jeśli zaś pojawiające się na finiszu rywalizacji informacje to zwykłe plotki, a mam nadzieję, że tak, to zastanawia mnie, komu zależy na tym, żeby budzić niepotrzebne emocje i zabarwiony zazdrością niepokój.

 

Sambastion

Lubelsko – Lwowski Festiwal Mody i Sztuki

Podziobią nas kruki i wrony

Kilka dni temu, korzystając z dobrodziejstw siłowni, biegłam w nierealną siną dal wyglądając przez okno.

W pewnym momencie zauważyłam, że do czarnego, nie muszę nadmieniać, że pięknego BMW, próbuje się dostać dwóch panów. Próbuje, ponieważ dostępu do auta bronią dzielnie dwie ogromne wrony (a może to były kruki?). W każdym razie wielkie bestie, o wiele większe od gołębi, w szaroczarnym kolorze upierzenia. Trzecia usadowiła się na dachu auta, prawdopodobnie uznając, że oto właśnie wybrała dogodne miejsce na gniazdo (czy to jest pora na wicie gniazd?). Kiedy tylko panowie podchodzili do drzwi, dwie pilnujące wrony pikowały ostro w dół, skrzecząc przy tym donośnie i trzepocząc gniewnie skrzydłami. Wyglądało to tak, jakby naprawdę chciały dziobnąć ich w głowę.

Naturalnie przypomniały mi się „Ptaki” Hitchcocka, chociaż sytuacja nie była tak groźna jak w filmie i panom udało się odjechać bez szwanku. Jednak kilka dni później wyczytałam w „Metrze”, że to nie jedyny przypadek takiego ataku w Warszawie. Na Saskiej Kępie mówi się o istnej pladze atakujących ptaków.

Jak zwykle winni są ludzie, którzy źle rozumieją kwestię dokarmiania ptaków i pragną pomagać im także w tych porach roku, w których powinny one szukać pożywienia samodzielnie i to poza miejscami zamieszkałymi przez ludzi. Skoro jednak podaje im się jedzenie jak na dłoni, idą na łatwiznę i z czasem zaczynają traktować osiedlowe skwerki, jako własne żerowisko, o które należy walczyć, gdy pojawi się ktoś, kogo uznają za intruza.

Gazeta podała, że niedawno podziobały i pobiły skrzydłami starszą kobietę, a administracja osiedla i straż miejska nic w tej sprawie nie mogą zrobić, bo pewnie nie ma wytycznych, natomiast mieszkańcy obawiają się o własne dzieci, które mogą nie mieć tyle siły by opędzić się od atakujących skrzydlatych „potworów”.

Z uśmiechem czy smutkiem w oczach?

Ostatnie badania przeprowadzone na Uniwersytecie Columbia dowiodły, że szczęśliwi i zadowoleni z życia mężczyźni nie są atrakcyjni dla pań. Bo kobiety wolą tych smutnych, zamyślonych, lekko zawstydzonych facetów. Szeroki uśmiech nie robi na nich wrażenia.

No oczywiście!

Bo kobiety z natury uwielbiają otaczać opieką, zbawiać świat lub chociaż trochę go ulepszać. Takie Atomówki, które chcą nieść radość, pokój i szczęścieJ

A zadowolony z życia pan – co tu ratować? On nie potrzebuje ani współczucia, ani kobiecego poświęcenia, ani jednoznacznie empatycznych gestów (pamiętacie skojarzenie z krążkiem i miotełką curlingową?).

Zupełnie inaczej jest z mężczyznami, którym na widok płaczących kobiet po prostu opada.

Poziom testosteronu.

Kobieta pełna radości życia, uśmiechnięta, wesoła i tryskająca poczuciem humoru działa na mężczyzn bardziej niż afrodyzjak. Kobieta obdarzona tymi atutami jest pewna siebie i zna swoją wartość. Natomiast łzy, problemy, (z którymi zwykle odsłaniają się panie już na pierwszej randce) odstraszają zabijając męskie libido.

Tylko czy to nie jest trochę ucieczka mężczyzn przed odpowiedzialnością? Niektórzy powiedzą, że słaba płeć wcale dzisiaj nie jest słaba. Może i nie. Bo nauczyłyśmy się radzić sobie same, w trudnych sytuacjach ratując się pomysłowością i sprytem. Że mamy, czego chciałyśmy? (mam na myśli równouprawnienie). No nie wszystkie tego chciały i nie do końca w takim zakresie.

Nie zmienia to jednak faktu, że w jakiś dziwny sposób otrzymaliśmy w darze zupełnie inne przymioty i reagujemy na inne bodźce. Ale wzbogaceni w tę wiedzę uczmy się szanować nasze własne odmienności, a wtedy będzie nam łatwiej siebie znieść, zaprzyjaźnić się, a może nawet (nie bójmy się tego wyświechtanego słowa), pokochać.