O poradnikach, zasadach, itp.

 

Nie kupuję poradników, czasem skuszę się na przeczytanie jakiejś wersji internetowej, która jest zwykle tylko streszczeniem, w dodatku skuszę się nie z potrzeby serca, ile za przyczyną chwytliwego, a nawet podchwytliwego tytułu. Wiem, wiem, daję się nabrać na stary dziennikarski numer, ale robię to z pełną świadomością.

Niektóre nie są takie głupie, jakimi wydają się być na podstawie przeczytanego nagłówka, jak na przykład „12 anty-zasad miłości, czyli jak sobie nie szkodzić”. Z jakiegoś powodu, którego dzisiaj nie pamiętam, przeczytałam ten tekst i okazało się, że wspomnianych dwanaście zasad można odnieść do kwestii znacznie ogólniejszych niż miłość.

Na przykład zasada: „przestań analizować każde swoje posunięcie” a co za tym idzie, „przestań być przesadnie ostrożna” i „nie bój się okazać, że masz słabości i potrzeby”.

Te trzy zasady łączą się w jedno cudowne poczucie zadowolenia z siebie lub niezbyt miłą świadomość, że wszystko, co robimy, to porażka, kolejny życiowy błąd. Popełniłam kilka błędów w ciągu ostatniej dekady, ale im więcej czasu upłynęło od tego pierwszego, który wywołał efekt domina, tym mniej obwiniam siebie, a bardziej okoliczności. Złudna pamięć zatarła obraz i szczegóły, sprawiając, że skierowałam swój żal na okraszoną stoicyzmem pewność jakiejś wyższej racji. Ja tylko ciągle jeszcze nie wiem, jaka to racja. Poza tym, kto nie ryzykuje ten szampana nie pije!

Nie wiem jak postrzegają mnie mężczyźni, ale od kobiet już kilka razy usłyszałam, że jestem silną osobowością. Prawdopodobnie dlatego, zupełnie świadomie, pozbawiłam się we własnym umyśle kobiecego poczucia w stylu „bo ja jestem taka mala”, i potem trochę zaczęłam żałować, że umiem, że ja potrafię, że poradzę sobie ze wszystkim. Nie chcę przecież stracić oparcia i silnych męskich ramion.

Kiedy ostatnio ktoś mnie zapytał, „czego chcesz?”, nie potrafiłam odpowiedzieć wprost, jakby sam fakt wyartykułowania własnych pragnień osłabiał wewnętrznie, odkrywał duszę, odzierał z czegoś istotnego. Ale wiem, że mam prawo czuć się bezradna, (o czym zapewnia też autorka poradnika), choć kiedy tylko odczuwam bezradność, wpadam w niepokój (ja twardziel?).

Bardzo spodobało mi się ostrzeżenie: „Przestań manipulować mężczyzną, którego kochasz”. Według mnie, dotyczy ono manipulacji w ogóle, dlatego zacytuję je w całości: „Jeśli musisz czymś się zająć, zajmij się swoim życiem, znajdź nowe hobby, doskonal się. Nie rób misji z życia swojego mężczyzny”. Sama zresztą pisałam o tym już jakiś czas temu. Manipulacja zawsze, bardzo niebezpiecznie, zbliża do granicy, za którą jest już tylko wzajemna niechęć i poczucie osaczenia, A kiedy osoba osaczona odejdzie, do rozważenia pozostanie tylko ostatnia z 12 zasad „przestań żałować każdej pomyłki”, choć trudno sobie bez niej wyobrazić ludzkie porażki.

Do tego, co powyżej dodałabym jeszcze tylko jedno zdanie, nadające się właściwie na każdą okazję i którego nie trzeba omawiać: „wyciągnij wnioski!” 🙂

Scenka rodzajowa czyli o tym, jak łatwo sie pomylić

Wczoraj byliśmy na „Strefie X”, nie polecam, nuda, nuda i jeszcze raz nuda, o efektach specjalnych nie wspomnę, bo to już kompletna porażka. Jednak z filmami tak często bywa, więc ja nie o tym.

Do kina mieliśmy pojechać wszyscy razem, nie opłacało mi się już wracać do domu, więc trochę połaziłam po sklepach i o umówionej porze stanęłam na placu przed wejściem do metra Centrum, który to plac jest idealnym miejscem dla streetowców, sprzedawców kwiatów i sznurówek, oraz miejscem zbiórki (drugie takie w centrum to „pod Rotundą”J)

A czekając można poobserwować ludzi, czasem naprawdę dobrze się przy tym bawiąc.

Jak wczoraj.

Tuż obok mnie przystanęły dwie, na oko, 18-latki, z dosyć mocnym, lekko wyzywającym make-upem i nastroszonej fryzurze. Rozglądając się dokoła głośno komentowały każdego nadchodzącego mężczyznę. Najwidoczniej czekały na jakiegoś, bo co chwila słyszałam podekscytowane – „To on!”, „ Może to ten?”, „Mamy jeszcze 10 minut, pewnie jest w drodze”.

Po pewnym czasie, kiedy ten oczekiwany ktoś najwyraźniej się spóźniał, wpadły na pomysł, że do niego zadzwonią. Jedna z nich wyciągnęła telefon i napisała smsa. Druga obserwowała bacznie, czy przypadkiem któryś z panów stojących w zasięgu wzroku nie sięgnie po swoją komórkę.

– Ty, to on!! – syknęła dziewczyna.

Rzeczywiście, jeden z mężczyzn zaczął odczytywać wiadomość, po czym podniósł słuchawkę do ucha. Telefon dziewczyny, która wcześniej wysłała smsa zaczął dzwonić.

Niewiele myśląc zanim go jeszcze odebrała, podbiegła do mężczyzny z pytaniem:

„Pan do mnie dzwoni?”- trochę stwierdzając, trochę pytając, zalotnie akcentując słowa „do mnie”.

Facet spojrzał mocno zdziwiony i odpowiedział przeciągłym, zdecydowanym „Nieeee!”.

Zawstydzona dziewczyna odebrała swoją, nadal dzwoniącą komórkę, a po chwili witała zupełnie innego mężczyznę, z którym do momentu powitania rozmawiała przez telefon.

Dziewczyny zaczęły chichotać opowiadając mężczyźnie o pomyłce i zbiegu okoliczności. Pomiędzy powtarzającymi się atakami śmiechu wyłowiłam tekst: „On chyba pomyślał, że szukam sponsora!!”.  A potem jeszcze usłyszałam, że skoro już pan doktor jest to mogą jechać do szpitala, że wszystkie kostiumy do przedstawienia ktoś tam dowiezie na czas i że dzieci na pewno będą zachwycone.

„A jednak czegoś nam żal, czegoś nam żal, czegoś żal..”

Obiecałam komuś, że notka będzie o mężczyznach, więc będzie, tylko tak trochę w kontekście….. kobiet oczywiście.

Nawinął mi się, co prawda średniowesoły, temat wewnętrznych rozterek, żalu, poczucia utraconych szans, czy błędnych decyzji, ale trudno. Obiecałam to piszę!

Otóż amerykańscy naukowcy odkryli, że mężczyźni i kobiety żałują podobnych rzeczy, jedynie proporcje diametralnie się różnią*

No wielkie mi odkrycie! Oczywiście, że żałujemy podobnych rzeczy, przecież wbrew powszechnej opinii, ani my nie jesteśmy z Wenus, ani oni z Marsa. Łączy nas matka Ziemia i przy-ziemne sprawy.

Może ewentualnie pozostają do omówienia proporcje. Chociaż uważam, że i to nic nowego. Różnimy się spojrzeniem na otaczający nas świat, kobiety są w tym bardziej emocjonalne, pozwalają by targały nimi wewnętrzne rozterki, mężczyźni racjonalnie tłumaczą rzeczywistość.

Oni działają, a my rozważamy. Oni idą na żywioł, (bo trzymają emocje na wodzy), a my się zastanawiamy, co będzie potem. Oni korzystają z przyjemności, my robimy z frajdy analizę SWOT. Dlatego na starość oni żałują, że się wdali w romans, a my, że tego nie zrobiłyśmy 😉 (oczywiście uogólniając, bo tu statystyki bardzo się ostatnio zmieniły).

Dla panów ważna jest samorealizacja i kariera. Do końca świata, a nawet jeden dzień dłużej, będą sobie wytykać, że coś przeoczyli, zaniedbali, nie dopilnowali właśnie w tej kwestii. W ich mniemaniu sukcesy odnoszone w pracy, cykliczne wdrapywanie się po szczeblach zawodowej drabiny, świadczą o męskości bardziej, niż to pojmujemy tradycyjnie. Bo tej męskości w żaden sposób nie da się ukryć w spodniach. Porażka zawodowa jest widoczna gołym okiem, stąd silniejsze zarzuty i wytykanie błędów.

Kobiety natomiast, winią siebie o złe relacje w rodzinie, błędy wychowawcze, problemy z dziećmi, kłopoty w nauce tychże dzieci itp. itd. Współczesna Hestia, biegnie do pracy, może nawet realizuje się w niej, ale w głębi duszy wie, że są obowiązki znacznie ważniejsze, czyli walka by domowe ognisko nie utraciło pierwotnego żaru. Czasem Hestie się buntują, ale ten bunt wywołuje wyrzuty sumienia, większe, gdy rzeczy idą w złym kierunku, dlatego uciszają je jeszcze silniejszą walką i opiekuńczością, popadając nawet w nadopiekuńczość. W niektórych przypadkach ewentualne Hestie poprzestają na byciu singielkami lub nie decydują się na macierzyństwo i wtedy nie ma buntu, ale w późniejszym wieku może pojawić się żal.

Czy jednak powyższe wnioski to jakieś novum? Wszystko to już dawno temu zostało zauważone i omówione. Na pewno, wyciągnięte kiedyś i nadal wyciągane wnioski, mają związek ze stereotypami i podziałem płci. Świat to nadal my i oni (one i my). Różnimy się, więc i żal za grzechy inny, chociaż i dla kobiet i dla mężczyzn równie nieprzyjemny, równie bolesny, równie nieprzewidywalny.

 

*http://facet.wp.pl/kat,70996,wid,13565098,wiadomosc.html

Po 40-stce kobieta wie….

Podobno kobiety po 40-tce czują się nieatrakcyjnie i niekobieco*. Mężczyźni przestają je zauważać, znajomi i rodzina nie liczą się z ich zdaniem, więc (prawdopodobnie na skutek tych dwóch pierwszych kwestii) i one same przestają w siebie wierzyć.

Piszę „one”, żeby zaakcentować, że się nie utożsamiam, żadnej solidarności jajników w tym temacie!:)

Limesem, za którym może być już tylko coraz gorzej, okazują się, co prawda dopiero 46 urodziny, a do nich mi jeszcze daleko, ale….może powoli powinnam się zacząć przyzwyczajać?

Gdybym jednak należała do tej zdołowanej grupy czterdziestek średnio pocieszałaby mnie wiadomość (podana przez to samo źródło*), że dobre samopoczucie wraca około sześćdziesiątki. 20 lat poczucia beznadziejności i progesteronowej pustki??!! No lu-, lu-, ludzie! (pamiętacie Kryszaka?).

W dodatku wspomniane kobiety stresują się również faktem, że starzeją się szybciej niż ich partnerzy. I teraz szczypta prywaty. Wyglądam na mniej niż mam, a już na pewno nie na więcej niż mój mąż i nie przyjmuję do wiadomości, że jeśli ludzie dziwią się słysząc ile mam lat, to jest to zdziwienie grzecznościowe. J

Po 55 roku życia kobiety przestają słyszeć komplementy ze strony mężczyzn. Hm…a może po prostu przestają o siebie dbać uznając, że są już w wieku, w którym na wszystko za późno? Lub może, zupełnie niepotrzebnie, porównują się z młodszymi, a z takich porównań rzadko się wychodzi obronną ręką.

Czy to z tego powodu niektóre panie, właśnie mniej więcej w tym wieku, zaczynają traktować te młodsze jak swoistą konkurencję? Którą de facto są 😉 (obie tezy poparte wieloletnią obserwacją). Ale przecież o fakt posiadania własnych zmarszczek i pozostałych objawów nadchodzącej starości nie można obwiniać następnego pokolenia, bo to śmieszne i żałosne jednocześnie.

Innym dołującym limesem bywają też okulary, które sprawiają, że kobieta czuje się starzej i  wygląda starzej*. Drogie panie, bzdura!! Można dobrać fajne oprawki, które sprawią, że buzia nie będzie przypominała babci Wandzi. Wiem, bo od jakiegoś czasu zakładam. 😉

Reasumując…. powinnam coś napisać o życiu w zgodzie z naturą i poczuciu własnej godności, ale bez przesady!!

*Kobiety po 40-stce czują się niewidzialne