This is a man’s world

Już od pewnego czasu robiłam przymiarki do tej notki, ale za każdym razem zbyt emocjonalnie podchodziłam do tematu, nie mogąc oprzeć się pokusie rzucania oskarżeń, będąc jednocześnie w pełni świadomą, że uogólnienia są krzywdzące. Niemniej jednak to wielowiekowe przymykanie oka na akty przemocy wobec kobiet, doprowadziło do rozprzestrzenienia się testosteronu o zupełnie innej jakości .

Gdy czytam o cierpieniu dzieci i kobiet, o krzywdzie, którą wyrządza się słabszym, wściekam się jak diabli. Bo jak przejść obojętnie wobec wiadomości, że w takim RPA, co 26 sekund gwałcona jest kolejna kobieta, a dziewczynka doznaje krzywdy od mężczyzny jeszcze zanim nauczy się czytać?  Klnę jak szewc, gdy czytam o przemocy seksualnej, o tym, że gwałciciele próbują dorabiać teorię do swojego bestialstwa, tłumacząc się koniecznością pokazania kobiecie, gdzie jest jej miejsce, lub wręcz (w przypadku lesbijek) „uleczenia jej” gwałtem.

Napisałam o kobietach w RPA ale problem jest ogólniejszy, bo przecież nie ma znaczenia, czy chodzi o kobiety muzułmańskie, czarne czy białe. Ani cierpienia (ani tym bardziej empatii) nie odczuwa się ze względu na kolor skóry. 

Niektórzy „uzdrowiciele” naprawdę wierzą w siłę sprawczą gwałtu, w nawrócenie skrzywdzonej kobiety na drogę hetero, (dlaczego żadnej kobiecie nie przyszło do głowy sprowadzanie geja na właściwą drogę?). Zupełnie pomijają fakt, że po takim, trwającym od kilku do kilkunastu godzin, gwałcie pozostaje wrak człowieka, często z uszkodzonym narządami wewnętrznymi i okaleczoną psychiką. Ale za to ofiara, ze strachu przed kolejnym atakiem, nie „zarazi” innych kobiet homoseksualizmem.

Cóż, jeśli połowa społeczeństwa w tym kraju nie ma nawet podstawowego wykształcenia, nie wie, co to edukacja seksualna, rozwija się prymitywny heteroseksizm. Skatowane kobiety wracają do domów i milczą, wzbogacone o wiedzę, że nikt im nie pomoże, że kobiece cierpienie nie ma żadnego znaczenia. Wczoraj przeczytałam, że pewien Libijczyk zabił swoje córki, ponieważ zostały wcześniej zgwałcone przez żołnierzy Kaddafiego. Dziewczynki okryłyby go hańbą i przyniosły wstyd rodzinie (!!!), więc zdecydował się na „honorowe” dzieciobójstwo.

Ciekawe, czy gdyby kobieta została obdarzona siłą fizyczną byłaby zdolna do takiego okrucieństwa?

I czy powstałaby piosenka „This is a man’s world”?

 

 

To tylko wierzchołek góry lodowej, nie napisałam o zarażaniu HIV-em, o znęcaniu się, o traktowaniu kobiet i dzieci w czasie wojen jak żywe tarcze, o zmuszaniu chłopców do mordowania własnych matek, ale wtedy notka rozrosłaby się do gigantycznych rozmiarów.

 

Refleksyjnie pourlopowo

Z powrotem do pracy poszło gładko, o powrót do pisania jest już znacznie trudniej. Może to wakacyjne rozleniwienie, może brak tematów, (z premedytacją unikałam TV, gazet i radia, żeby nie kazić urlopowego błogostanu), a może właśnie powoli zaczyna się wypalanie bloga?

Kiedy w końcu wróciłam do medialno-newsowego porządku dnia okazało się, że nic się nie zmieniło. Nadal biją po oczach najbardziej chwytliwe tytuły, które nie nastrajają optymistycznie. Afery, wypadki, porwania, tragedie, krach na giełdzie, kuracje odchudzające, w tym nowa – tasiemcem nieuzbrojonym (sic!), i inne, podobnie „fajne” newsy.

Co prawda rzuca się nam ochłapy pozytywnych informacji, np. że jakiś polski aktor robi karierę w Hollywood, że będzie nikotynowa rewolucja uzdrawiająca ludzkie płuca, ale cóż to jest w porównaniu z aferą korupcyjną pewnego prezydenta, obnażaniem obnażanej już wielokrotnie wcześniej polityki, czy okrucieństwem wojsk Kadafiego.

Czuję się przytłoczona.

Chyba sobie wieczorem obejrzę jakieś romansidło, przynajmniej będę miała pewność happy endu.

Z ostatnich tygodni

To prawda, długo nie było notki, co mi już kilka osób zarzuciło, (soryyyy), ale zawsze wychodziłam z założenia, że jak się nie ma o czym mówić, to lepiej milczeć, żeby nie mówić o niczymJ

Poza tym wiadomo….wakacje….

Rozleniwiają, sprawiają, że się nie chce nic.

Nawet poskładać myśli.

A jeszcze do niedawna ten deszcz, przez który człowiek marzył tylko o kocyku i książce…… (a wtedy to ja od razu zasypiam).

Było za to kilka wypadów za miasto.

Były sukcesy w kwestii poruszania się autem po Warszawie (tylko proszę niech Warszawiacy w tym momencie nie burczą pod nosem na temat jakości jazdy przyjezdnych, bo JA JEŻDŻĘ REWELACYJNIE! J

Kilka wyjść do kina.

Jedno do teatru.

Kawa na najpiękniejszym Starym Mieście.

Kilka wyjazdów, w trakcie których tylko dlatego nie śpiewałam „w Polskę panowie, w Polskę idziemy!”, że nie o panów chodziłoJ

Podobno w najbliższy weekend ma padać, a mi się rozkleiły kalosze!!

Sama się zaraz rozkleję, jeśli się okaże, że długoterminowa prognoza pokazuje niż!

Bo ja potrzebuję słońca!

Temperatury znacznie powyżej 20 stopni!

Gorączki pogodowej!

Słonecznej Febris!

 

I świętego spokoju.

 

 

PS. Hasło miesiąca – GPS is the best! J