Nie było i to duża zaleta tego filmu, bowiem polskie produkcje uwielbiają epatować nagością nawet tam, gdzie nie ma potrzeby. Doceniam fakt, że reżyser nie próbował pokazać gołej pupy czy odkrytego biustu, tylko po to, żeby przyciągnąć widza.
Jednak gdyby mnie ktoś zapytał, czy jestem pod wrażeniem filmu „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć”, to zdecydowanie nie. Może oczekiwałam czegoś więcej, a może za bardzo skupiłam się na porównywaniu.
Bardzo rozpraszał mnie Tomasz Kot, Piotr Adamczyk i Wojciech Męcwaldowski. Wszyscy trzej ostatnio najczęściej obsadzani w rolach komediowych sprawiali, że przez cały film zastanawiałam się czy już powinnam zacząć się śmiać czy jeszcze nie. Zdaję sobie sprawę, że takie mogło być zamierzenie reżysera, który chciał stworzyć pastisz kultowego filmu, czy pastisz filmu przygodowego w ogóle. Ponieważ jednak oczekiwałam jakiegoś kulminacyjnego momentu, tego szczególnego, w którym będę mogła wybuchnąć radosnym „ha ha ha”, a nie doczekałam się, czuję niedosyt. I tak sobie myślę, że jeśli to jednak nie miał być pastisz, tym większa konsternacja oglądającego.
Absurdem było obsadzenie Trzebiatowskiej w roli 17-latki. Są aktorki, które mimo dojrzałego wieku z sukcesem grywają młodsze kobiety (np. Dominika Gwit, 24 latka, wcielająca się w rolę licealistki, w czym jest bardzo przekonywująca). Trzebiatowska wyglądała jak dzidzia piernik, przybierając pozy w stylu „bo ja jestem taka mala”. Równie źle wyglądała ucharakteryzowana na 50-latkę. W obu przypadkach niewiarygodna i bardzo słaba warsztatowo.
Podoba mi się dobre nawiązanie do takich amerykańskich produkcji jak „Poszukiwacze zaginionej arki” czy „Tylko dla orłów”, bo nikt się nie musiał zastanawiać, sceny w oczywisty sposób przywodziły na myśl te z oryginałów, a jednocześnie nie przysłaniały akcji polskiego filmu. Doceniam także fajne ujęcia mimo trochę marnych efektów specjalnych, niemniej jednak amatorzy krwistych filmów powinni być zadowoleni, bo tu krew leje się strumieniami niczym w ekranizacjach Tarantino.
Co jeszcze mogłabym napisać?
Znacznie lepszy Karewicz niż jego młodszy odpowiednik. Prawdziwe aktorstwo zawsze obroni się samo, dlatego rozczarował mnie, Adamczyk (przecież świetny aktor), którego ostatnio bardzo polubiłam z roli zdominowanego przez kochankę faceta w „Przepisie na życie”. Muszę przyznać, że jest on jednym z niewielu współczesnych aktorów, który gra twarzą i wszystkie emocje można wyczytać z jego mimiki. We wczorajszym filmie bardzo mi tego brakowało.
I tak w zasadzie jest w całym filmie, czegoś w nim brak, jakiejś kropki nad i, przytupu, sama nie wiem. Czepiam się, czy zbyt wiele wymagam?
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…