Trzymajcie kciuki!

Jutro zaczynam nowy etap mojego życia. No i rzeczywiście mam to nowe zielone „b” na skądinąd starym Onecie. Pomyślałam, że może awaria, którą znosimy już dosyć długo dotyczy tylko takich blogów, jak ten, starego typu. Może po prostu trzeba zmienić „lokal,” ale pozostać w obrębie, jakby tego samego, portalu? Wolałabym nie….

A wracając do życia pozablogowego, zmieniłam pracę. Inna branża, trochę inne obowiązki. Czy sobie poradzę? Póki co, umalowałam pazurki, uczesałam włosy, kiecka uprasowana wisi w garderobie. Trzymajcie kciuki!

Powtórka z rozrywki lub rozmowa z własną notką*. Ewentualnie.

Powiem krótko i bardzo ostrożnie: YES YES YES.

A teraz z innej beczki.

Przeszłam niedawno przegląd techniczny, moim i dr Googla zdaniem jest wszystko ok. I tej wersji będę się trzymać aż do końcaJ

Jestem mile zaskoczona wyrazami okazywanej mi sympatii (akurat, przecież wiedziałam, że jestem fajna, więc nic dziwnego – tutaj też mnie lubią!:)

Telefony nie dzwonią, ale nie będą, od bieżących informacji jest fejsbuk.

 

A słońce sobie po prostu świeci…. to musi być cudowne uczucie tak sobie o niczym nie myśleć tylko trywialnie, zupełnie nienostalgicznie świecić. Ja już dawno nie byłam w stanie trywialnej, nienostalgicznej, cudownej monotonii.

 

Bo świat jest, jaki jest, tylko nie wolno wpisywać go w ramy skrupulatnie ustalanych planów.

 

 

*Stara notka znajduje się TU

W oczekiwaniu na finał

W zasadzie to czekam i nie czekam.  Jak większość Polaków kibicuję Hiszpanom, przy czym moje kibicowanie  ma jednak trochę rodzimego akcentu. Paru ich u siebie w domu gościłam, więc nic dziwnego, że akurat Hiszpania jest mi bliska. A nie czekam, bo niby jakie dla nas ma to znaczenie kto wygra?

Tydzień spędzony w Lublinie rozleniwił mnie. Zastanawiam się, jak wrócić teraz do codzienności. Wakacyjny luz, przeplatany co prawda różnymi problemami i problemikami, ale już zapomniałam, że może ich nie być.

Dzisiaj był niemal egipski skwar. Wybraliśmy się nad Zalew (kto nie zna Lublina ten nie wie, że mamy poza miastem sztuczny zbiornik, który w wolne pogodne dni ściąga rzesze plażowiczów), piasek parzył stopy niczym tamten, afrykański i powietrze jakby podobne.

W Warszawie burza, ciekawe czy do nas dotrze.

No i nic mi się nie chce.

To pewnie ta pogoda.

I znowu czekam.

Jutro będę wiedziała jedno, w sobotę drugie, a za tydzień trzecie. 

Moje życie to jedna wielka poczekalnia.

Czy ja już o tym kiedyś pisałam czy nie pisałam?