Jestem zmęczona, stańczona, ubawiona, zrelaksowana!!
Ciągle jeszcze boli brzuch od śmiechu, gardło od przekrzykiwania muzyki, a mięśnie różnych innych części ciała od szaleństw w rytm tych wszystkich latynoamerykańskich, (i wszelkiej innej maści), tańców, które do 6 rano leciały z głośników. Całe szczęście, że przyszło więcej panów niż pań, dzięki temu, kiedy jeden się zmęczył (a jak wiadomo mężczyźni męczą się w tańcu szybciej), zawsze był w odwodzie drugi:)
Każdy został szczęśliwie rozpoznany z imienia i nazwiska, a to wskazuje na fakt, że może i świat się zmienia ale my nie. Ja jestem ciągle tą samą Beatą, która siedziała w drugiej ławce, w rzędzie od okna i właśnie sobie uświadomiłam, że nawet fryzurę dzisiaj noszę podobną.:-)
To był cudowny dzień! Wszystko zaczęło się już o poranku, zdzwanialiśmy się co chwila sprawdzając, czy będziemy w komplecie, czy wszyscy dojadą na czas, czy nie trzeba po kogoś wyjechać na dworzec, czy komuś wezwać taksówkę.
Niestety w komplecie nie byliśmy, ale kilkanaście osób to i tak dużo, biorąc pod uwagę okoliczności i upływ czasu.
Przed południem, jak za dawnych lat, na sali gimnastycznej odbyła się uroczysta akademia. Co prawda pani dyrektor już nie ta sama, a i naszego wychowawcy nie ma, ale poza tym, szkoła, klasy, korytarze, wszystko jak dawniej. Nie wiem, czy akurat z tego powinnam się cieszyć. Brak funduszy na remonty, brak dotacji itp.
Umówiliśmy się, że za 5 lat znowu się spotkamy, może nawet w większym składzie. Ciekawe, czy nam się uda….
Ale przecież……dla chcącego nic trudnego, prawda?:)))