Takie tam….

Miało być o Himalaistach, ale chyba nie jestem gotowa by pisać krytycznie na temat sportu, który do tej pory uważam za coś niezwykle męskiego (nawet jeśli był w kobiecym wykonaniu). Wydawało mi się, że to heroizm w czystej postaci, przełamywanie własnych słabości, odwaga. Oczywiście odwaga ryzykanta, ale takiego, który postępuje fair, który troszczy się o kolegów z ekspedycji i czasem rezygnuje z własnych wspinaczkowych planów, jeśli tylko może komuś uratować życie. Ja ich podziwiałam, może dlatego, że sama zbytniego ryzyka nie lubię.

Przeczytany wywiad zburzył ten wyidealizowany obraz istniejący w mojej głowie, ale  nie chcę sobie dzisiaj psuć nastroju, także zmiana tematu.

Bo w zasadzie dzisiaj zaczęłam weekend.

Bo jutro się wyśpię!

Bo mam fajne plany na najbliższe dni, a nawet tygodnie.

Bo od dwóch lat nie miałam planu na wakacje a teraz mam i to taki fajny, że już nie mogę się doczekać realizacji.

Żeby wszystko poszło jak trzeba, muszę w ten plan wpisać swoje kulinarne poczynania. Tak dalej być nie może, drodzy Państwo. Najwyższy czas, by wrócić do zdrowego odżywiania się, (chociaż przyznam szczerze, że uwielbiam czasem sobie pofolgować pizzą czy kebabem) i  dbania o formę,  (co niestety zarzuciłam po kolejnym rowerowym wypadku, naprawdę ludzie na ścieżce tracą wyobraźnię i zdrowy rozsądek).

Ale dzisiaj nie będę się również skarżyć.

Za to ukarałam rodzinę lekkim obiadem, (bo niby dlaczego nie mają się ze mną solidaryzować?), a potem przejechałam 25 km w tempie niezbyt oszałamiającym.  Na początek wystarczy, a jutro ciąg dalszy.

Proszę! Niech tylko pogoda się nie zmienia!

Trochę o kolorach

Dzisiaj wyczytałam, że prawdziwy mężczyzna zna tylko cztery kolory: fajny, pedalski, ch…wy i rudy:-)

Więc jeśli już wyciągniesz go na zakupy i staniesz w przymierzalni mając na sobie jedynie bieliznę, nie proś, żeby Ci przyniósł tę bluzeczkę z drugiego wieszaka, w kolorze amarantowym czy transparentnej moreli. A jeśli już zaryzykujesz, to musisz mieć świadomość, że na pewno wróci z czymś różowym!

No i właśnie dlatego  należy wnieść poprawkę do pierwszego zdania.  Ja uważam, że oprócz czterech powyższych, mężczyzna jest w stanie odróżnić jeszcze trzy kolory. Wspomniany różowy, prawdopodobnie za sprawą pewnych, mocno reklamowanych króliczków (i co dziwne akurat w tym kontekście różowy nie stanowi odmiany pedalskiego), błękitny –  skoro męski wzrok tak szybko reaguje na kobiece duże błękitne oczy to oczywiste, że percepcja tego koloru jest właściwa i czerwony. Dlaczego czerwony? A spróbujcie kiedyś wieczorem, kiedy jesteście z nim sam na sam, założyć czerwoną obcisłą  sukienkę, będziecie mieć odpowiedź:-)

Reszta cudownych odcieni tęczy ginie w odmęcie kobiecych fatałaszków, wywołując u mężczyzn swojego rodzaju daltonizm.

I dla mnie osobiście stanowi to jednak właściwy punkt odniesienia.

Gdyby bowiem pewnego dnia mój mężczyzna powiedział,  że musi sobie kupić karmazynową koszulę  bo będzie mu pasować do jaśminowych spodni, uznałabym,…. że albo nagle zmienił orientację, albo zwyczajnie zachorował.

„Serce roście patrząc na te czasy”

Moje – jak patrzę na zatłoczone ścieżki rowerowe. Bo naprawdę fajnie, gdy wszystko co tylko ma kółka wyrusza w trasę. Rowery małe i duże. Górskie i miejskie. Na dwa koła, trzy, a nawet cztery. Z przyczepką do wożenia dzieci lub z koszyczkami na psy. Tandemy dla nierozłączek  i ryksze, do przewożenia niepełnosprawnych (dzisiaj widziałam po raz pierwszy) by i oni mogli  także poczuć wiatr we włosach i być, choćby przez chwilę, choćby w tak ograniczonym zakresie, bliżej natury.

Radość z takiego spędzania wolnego czasu mąci mi trochę szaleństwo niektórych rowerzystów. Brak wyobraźni nie jest przywilejem użytkowników polskich dróg tak w ogóle, a co dopiero w miejscach, gdzie piesi i rowerzyści korzystają w zasadzie ze wspólnej przestrzeni.

A przecież tak łatwo o symbiozę, czego dowodem jest zdjęcie poniżej. On rowerzystom nie wchodził w drogę. My jemu też nie.:-)

 

Wprawne oko na pewno zauważy mały biały punkt po lewej – to bociek.

Rychoc podał dwa przykłady błędów na polskich ścieżkach rowerowych, ja wstawiam zdjęcie warszawskiego absurdu.