Largo di Torre Argentina

W samym centrum Rzymu, być może nawet dokładnie w miejscu, gdzie przed wiekami zginął Juliusz Cezar działa schronisko dla kotów. A one najwyraźniej nic sobie nie robią z wiejącego tu wiatru historii.

To, co zostało z antycznej kolumny jest przyjemnie chłodnym miejscem na odpoczynek. Koty były znużone wyjątkowym tego dnia upałem.

Zdjęcie zrobione w sklepiku prowadzonym przez schronisko. Ten tłuścioch z lewej jest prawdziwy:)

Cały czas trwają prace wykopaliskowe, a mimo to znalazło się jeszcze miejsce dla zwierząt, wystarczyła odrobina dobrej woli. Odnoszę wrażenie, że tego właśnie najczęściej w Polsce brakuje.

A teraz z innej beczki. Dostałam „niemoralną” propozycję!

Nie mam czasu na pisanie, co chyba widać:-) Jestem zajęta Rzymem, co też akurat można zauważyć, w związku z tym notki powstają rzadko, coraz rzadziej. Więc kochana Ola, która zna mój blog, czyta go niemal od samego początku, zaproponowała mi swoje zastępstwo twierdząc, że zadba jak o własny:). I chociaż na początku byłam totalnie zaskoczona, teraz uważam, że to genialne rozwiązanie. Ona będzie główną prowadzącą, ja od czasu do czasu wrzucę jakąś notkę i wspólnie przedłużymy agonię tego „trupa”, którym powoli zaczął stawać się Blog Caffe. Co mi przeszkadza spróbować?

Rzym mnie pochłonął całkowicie,

dlatego na pisanie pozostaje już niewiele czasu. Żeby jednak nie było, że zaniedbuję, wrzucam kolejne zdjęcia. Jednocześnie informuję, że tylko kulturalne komentarze przechodzą pozytywną moderację, wychodzę z założenia, że z własnego bloga śmietnika robić nie będę.

Ale pozostałych Czytelników pozdrawiam!! 🙂

Pokazałam trollowaty komentarz zaprzyjaźnionemu Stefano, który ze śmiechem stwierdził, że najwyraźniej Polak bywający we Włoszech staje się bardziej włoski niż rodowity Włoch. Wie wszystko najlepiej:))

Włosi często pytają, dlaczego tak dziwnie wymawiamy nazwę Wiecznego Miasta, dlaczego zamiast Roma mówimy Rzym:-). Cóż, prawdopodobnie z tego samego powodu, dla którego oni mówią o naszym kraju Polonia, a nie Polska. Jestem zdania, że powinno się wymawiać nazwy własne tak, jak one brzmią w danym języku, ale jest wiele przyczyn, dla których mówi się inaczej. Na przykład trudność wymowy danego języka, historyczna, kulturowa i językowa przeszłość, migracje i emigracje. To, że w zamierzchłej przeszłości nazwy trafiały do obcego kraju najpierw w wersji zapisanej i ten zapis, co jest oczywiste, próbowano potem jakoś wymawiać, często z błędem. Lub przeciwnie, nazwy trafiały przekazywane z ust do ust i na tej właśnie linii przekazu powstawało przekłamanie. Trochę jak z zabawą w głuchy telefon, w której pierwsza i ostatnia informacja znacznie się od siebie różni.

Tak czy siak bywa, że modyfikacja się przyjmuje, powszednieje i na stałe przenika do słownika. Mnie to nie razi, bo język jest żywym tworem, niech nie kostnieje, niech się zmienia!:))

A teraz idę sobie pomasować obolałe od chodzenia stopy:))

Miało być o tym

z jakimi problemami rozpoczęliśmy naszą przygodę z Rzymem, ale zmieniłam zdanie. Nie będę nikogo zanudzać tym, że zapomnieliśmy ładowarki do aparatu fotograficznego, a zwykle bateria wystarcza na dwa dni, my zaś bedziemy tu dwa tygodnie. Że w hotelu zatrzasnęliśmy sejf z pieniędzmi i tabletem w środku i trzeba było wzywać na pomoc specjalnego fachowca, że hasło wifi nie zadziałało… itp. itd.

Bo za to potem było już tylko lepiej.

Rzym jest brudnym miastem, ale jego zabytki rekompensują wszystko!  Poniżej wklejam zdjęcia, dla tych, ktorzy nigdy tu nie byli i dla tych, którzy chcą sobie przypomnieć.

Przygo

Dzisiaj mieliśmy ochotę na calzone. Podobno najsmaczniej jest tam, gdzie wystrój taki sobie i dużo swojaków, więc wybraliśmy miejsce najwłaściwsze.  Co chwila pojawiali sie jacyś rozśpiewani, roześmiani i najwyraźniej zadowoleni z życia Włosi, jeden drugiego częstował papierosem, ktoś łączył stoliki, ktoś kogoś nawoływał, zrobiło się ogólne zamieszanie i halas. Siesta!

Czekaliśmy ponad pół godziny, co było denerwujące,  ale dawało nadzieję, że pieróg będzie z pieca, a nie mikrofali. Musicie mi uwierzyć na slowo, to było niebo w gębie, w dodatku o połowę tańsze niż w pizzerii dla turystów.

PS. Czy do Fontanny di Trevi powinnam wrzucić polski grosik czy eurocenta?:-)

Przegląd tygodnia

Byłam  na prawie babskim spotkaniu w prawie kawiarni.

Prawie babskie, bo przyszło  dwóch panów i niczym dwie wisienki na torcie rozsiedli się wśród obecnych  pań, ale przyznaję, że mieli do tego prawo, bo powód naszej obecności nie był ani kobiecy ani (w żadnym razie) feministyczny.

A prawie kawiarnia, bo oprócz właściwości typowych dla kawiarni, stanowiła ona coś w rodzaju czytelni, księgarni, centrum szkoleniowego.

Tematyka wczorajszego spotkania zaskakująca. Bo cóż takiego można powiedzieć o ……krześle? Okazuje się, że można, całkiem sporo i całkiem ciekawie. Siedzisko jako takie nie jest w sferze moich zainteresowań, ale jeśli ktoś opowiada o zamierzchłych początkach czegokolwiek, a w kontekście tego czegoś o starożytności, czy początkach średniowiecza, to moje uszy od razu stają się niezwykle uważne. Uwielbiam podróże w czasie i robię to, kiedy tylko nadarza się okazja.

A krzesło? Dzisiaj jesteśmy przyzwyczajeni, że siada na nim każdy, nawet najbardziej trywialny tyłek (czy tyłek może być trywialny?:) dawniej jednak było symbolem godności, luksusu i dobrego smaku. Nie każdy mógł na nim spocząć! Nie godziło się nikomu z pospólstwa, nie godziło się dzieciom, osobom o statusie niższym niż biskup, papież, cesarz, lub wcześniej faraon. Dopiero w epoce renesansu krzesło zaczęło się upowszechniać, a wraz z tym,  zmieniać swoją formę i kształt.

Właściwie cały tydzień był udany. Spotkania z przyjaciółmi, grill u znajomych, zwiedzanie pewnego miasta, wizyta w miejscu, gdzie kiedyś mieściła się moja szkoła, a dziś jest galeria odnowionych staroci. Znowu podróż w czasie, znowu wspomnienia chyba najfajniejszych zawodowych chwil. I skrzypiące stare schody, i zapach drewnianych mebli. Ech…

Dzięki pewnej osobie, która dała mi cynk o koncercie (dziękuję:-), koniec tygodnia bardzo romantyczny. W kameralnym lokalu, popijając zieloną herbatę, słuchałam piosenek o miłości. Rosyjskie romanse, hiszpańskie samby, po angielsku, francusku, włosku, białorusku, w jidysz. Najwyraźniej nie tylko dla mnie miłość jest czymś w życiu najważniejszym, bo  zespół bisował wiele razy. Brawa, brawa, brawa.

Teraz jest 2 w nocy, padam ze zmęczenia, a jutro czeka mnie kolejny zajmujący, mam nadzieję cudowny dzień. Może nawet wrzucę potem kilka zdjęć:-).

Dobranoc:)