Largo di Torre Argentina

W samym centrum Rzymu, być może nawet dokładnie w miejscu, gdzie przed wiekami zginął Juliusz Cezar działa schronisko dla kotów. A one najwyraźniej nic sobie nie robią z wiejącego tu wiatru historii.

To, co zostało z antycznej kolumny jest przyjemnie chłodnym miejscem na odpoczynek. Koty były znużone wyjątkowym tego dnia upałem.

Zdjęcie zrobione w sklepiku prowadzonym przez schronisko. Ten tłuścioch z lewej jest prawdziwy:)

Cały czas trwają prace wykopaliskowe, a mimo to znalazło się jeszcze miejsce dla zwierząt, wystarczyła odrobina dobrej woli. Odnoszę wrażenie, że tego właśnie najczęściej w Polsce brakuje.

A teraz z innej beczki. Dostałam „niemoralną” propozycję!

Nie mam czasu na pisanie, co chyba widać:-) Jestem zajęta Rzymem, co też akurat można zauważyć, w związku z tym notki powstają rzadko, coraz rzadziej. Więc kochana Ola, która zna mój blog, czyta go niemal od samego początku, zaproponowała mi swoje zastępstwo twierdząc, że zadba jak o własny:). I chociaż na początku byłam totalnie zaskoczona, teraz uważam, że to genialne rozwiązanie. Ona będzie główną prowadzącą, ja od czasu do czasu wrzucę jakąś notkę i wspólnie przedłużymy agonię tego „trupa”, którym powoli zaczął stawać się Blog Caffe. Co mi przeszkadza spróbować?

16 myśli w temacie “Largo di Torre Argentina

  1. Kotów w Rzymie jest znacznie mniej niż kiedyś. Ciekawe, że moja żona też wspomina Largo di Torre Argentina i koty, oraz różnicę poziomów jaka narosła przez 2 tysiące lat.

    Polubienie

    1. Nie mam porównania, więc to co zobaczyłam było niesamowite i urocze i chwytające za serce. A różnica poziomów to nie jest efekt różnych trzęsień ziemi przypadkiem, a potem odkopano ruiny?

      Polubienie

      1. Normalny przyrost cywilizacyjny. Rynek w Krakowie podniósł się miejscami o 5 m. A Rzym dość dlugo leżał zdewastowany i prowincjonalny.

        Polubienie

        1. Bardzo możliwe, chociaż prawdą jest też to, że bombardowany to on chyba nie był, za to trzęsień ziemi przeżył mnóstwo, z mniejszym lub większym (raczej większym) uszczerbkiem dla zabytków.

          Polubienie

  2. Z całym szacunkiem dla Oli, ale to jest TWÓJ BLOG! Może będziesz pisała rzadziej, ale to jednak TY! Ja też zaglądam rzadziej niż kiedyś, ale wiem, że zastaję tu „starych znajomych” i to jest najmilsze uczucie, że nadal tu są!

    Polubienie

    1. Ale on pozostanie mój:) Niemniej jednak masz rację w jednym, dużo mniej piszę, jeszcze mnie komentuję, ale przyjemnym uczuciem jest fakt, że ktoś tam po drugiej stronie ekranu tu zagląda. Rzadko, ale jednak:)

      Polubienie

    1. Powiem więcej, ja sama go chyba trochę jakby niechcący ukatrupiłam:))) No ale teraz jest jeszcze taka chwila, że ja nie mam czasu, Ola wyjechała, więc mamy czas na zastanowienie. Po kilku dniach już nie jestem tak entuzjastycznie nastawiona do pomysł, ale Ola jest, więc zobaczymy:)

      Polubienie

  3. Zastanawiam się nad tym „przekazaniem” bloga…
    Kiedyś miałam podobny dylemat i chciałam pewne konto przekazać jednej z osób, które aktywnie uczestniczyły w jego „istnieniu” 😉 Potem doszłam do wniosku, że zostanie tylko do mojej dyspozycji. Rzadziej tam wpadam, ale konto ciągle funkcjonuje.
    Ciekawa jestem, jakie będą Twoje wrażenia, gdy ktoś inny zacznie się na Twoim blogu wypowiadać. Bo to już nie będzie Twoja strona 🙂 I nigdy w pełni Twoja, nawet gdy po jakimś czasie zaczniesz publikować tylko własne notki. Ale to chyba kwestia podejścia do tego, co się stworzyło. Ja chyba jestem bardziej emocjonalnie zaprogramowana. Moje – nie dam! 😉

    Polubienie

    1. Może gdybym tu wrzucała wiersze, czułabym inaczej, ale Leslie też mi odradza. To Oli pomysł, żeby postawić kwestię na blogu. Zdanie Czytelników ma przecież znaczenie. Moje zdanie ma znaczenie. Ale najbardziej potrzebuję czasu. I powrotu do błogiej codzienności:)

      Polubienie

      1. Moje konto, o którym tu mówiłam, wcale nie jest osobiste w sensie, że jakieś sprawy ściśle dotyczące mnie się tam znajdują. Zupełnie nie. Tylko że jest wykreowane przeze mnie od początku do końca, dopracowane we wszystkich szczegółach. Jest takie, bo ja jestem taka, jaka jestem. Ktoś inny poprowadziłby je z pewnością inaczej 😉
        Dlatego jeśli ktoś chciałby się w Internecie podobnie pobawić, powinien zbudować swoje zabawki od początku, nie na moich. Ale że każdy jest inny, to Ty możesz wybrać inaczej – na swój „plac zabaw” możesz zapraszać kogo chcesz 🙂

        Polubienie

        1. Dopóki obie (ja i Ola) będziemy wiedziały, że to miejsce ma swoją historię, jest jakoś wykreowane przeze mnie, to nie widzę problemu. Bo mój blog bywa realny ale nie zawsze, bywa poważny, ale zwykle jest to powaga z przymrużeniem oka, bywa kontrowersyjny, ale myślę że nie przekracza dobrego smaku. Chciałabym go takim pozostawić, a wnieść Oli humor i zmysł obserwacji. A przede wszystkim jej czas, bo ona MA kiedy pisać. Ale zobaczymy. Może rzeczywiście zawiesić pisanie. Bo co ma wisieć nie utonie, prawda?:)

          Polubienie

  4. Lubię kociarstwo i pomysł utworzenia schroniska oraz jego wykonanie bardzo mi się podoba – kociaki mają sporo swobody i wyglądają na zadowolone. 🙂 Ale jedno pytanie spokoju mi nie daje… Jak tam jest z zapachem? Czy obsługa tego schroniska ma w miarę skuteczne metody na zminimalizowanie aromatycznych doznań? 😉

    Polubienie

    1. Na zewnątrz nic nie czuć. W środku…..no jak to w środku:) Czyli w momencie gdy robiłam zdjęcie z gadżetami schroniska smrodek był. Jednak nie nastawiałam się na zapachy, w końcu z kotami miałam wiele razy do czynienia. Zwierzyniec zawsze specyficznie „pachnie”, kiedyś jeździłam konno, więc zapach stajni też nie jest mi obcy, ale wiesz, jakoś nigdy mi nie przeszkadzał. Chyba wystarczy kochać zwierzęta by ujarzmić własny nos.

      Polubienie

      1. Gdy ja jeździłam konno, zapach stajni również mi nie przeszkadzał, zbyt długo tam też nie przebywałam, ale gdy wracałam z klubu jeździeckiego autobusem, zauważyłam, że współpasażerowie mają nieco odmienne zdanie 😀
        A kocie wonie? Potrafią powalić twardziela. Miłość tu nic nie poradzi. Wolałabym nie ciągnąć za sobą autostrady kociej woni, co się niektórym intensywnym wielbicielom kotów przytrafia, niestety. Przestają ją czuć i nie zmywają, i nie spierają z siebie tak często, jak powinni. Ale skoro twierdzisz, że na dworze, mimo upałów, się tego nie wyczuwa, to mi wystarczy, żeby nie myśleć o tym miejscu z obawą. 😉
        Koty lubię, ale nie zaakceptuję fetorku za nic w świecie 🙂

        Polubienie

        1. Dało się wejść, ale no wiesz, w środku od razu wiadomo było gdzie się jest. Natomiast poza schroniskiem, w okolicy, na ulicy (rym:)) już nie. Kocich woni nie znam za bardzo. Moje wspomnienia sprowadzają się do głaskania słodkich kociaczków, które bywały u mojej babci, ale tam nikt by nie pozwolił zwierzakom pomieszkiwać w domu. Psy i koty musiały sobie znaleźć miejsce do spania i życia „w obejściu”. Zwykle to była stodoła:)

          Polubienie

Dodaj komentarz