Kiedyś…… a prawie jak wczoraj, czyli „Hu hu ha, hu hu ha, nasza zima zła”:)

Na początku mojej przygody z Warszawą mieszkałam na Marszałkowskiej. Codziennie rano budziły mnie pędzące przez ulicę tramwaje, a im zimniej było na dworze, tym dziwniejszy dźwięk wydawały, przesuwające się po zmarzniętym metalu szyn, koła.

To właśnie wtedy powstał wiersz, który chyba przez moment „wisiał” na stronie bloga. Potem uznałam, że wiersze są zbyt osobiste, że raczej pozostawię je tylko dla siebie. Dzisiaj zmieniam zdanie. Wszak kobieta zmienną jest:)

Za oknem hałaśliwe tramwaje gaszą poranny brzask
wypełnione codziennością i zaspanymi marzeniami
mkną pozostawiając w oddali ciepłe rozleniwienie
zimną kawę i ciszę rozkapryszonego poranka

.

Stukot szyn porządkuje myśli opatulone wełnianymi chustami
już planują, segregują pocztę, przydzielają obowiązki
zziębniętymi termometrami mierzą ludzkie złudzenia
uwikłane w zaprzepaszczone sploty okoliczności

.

Zanim przystanek własnej odpowiedzialności
przywoła mnie leniwym gestem ponaglenia
stoję z kubkiem ciepłej herbaty w dłoni
jeszcze przez chwilę nie jestem jedną z nich

Warszawa 26 stycznia 2010 r. za oknem -20

Scenka rodzajowa. Bachata.

Kurs tańca. Nie za bardzo chciał się zapisać, ale wynegocjowała.

Na pierwsze zajęcia przyszedł spóźniony o całe pół godziny. Że niby korki.

Kiedy wszedł na salę, wyraźnie zaskoczony zastał ją w tanecznych objęciach gibkiego instruktora. Oj, nie trzymali ramy:-) Ale cóż, tylko ona przez pół godziny nie miała pary, a grupa była już na etapie pierwszych kroków z partnerami.

Na drugie zajęcia dotarł przed czasem. ….

Teraz już wiadomo, dlaczego instruktorzy tańca są tacy przystojni:- )

Caffe

 

„Dziecko, nie całuj dziadka!”*?

Brytyjscy seksuologowie i terapeuci uważają, że nie powinno się zmuszać dzieci do tego, żeby całowały dziadków i innych krewnych*. Podobno takie, stanowcze skądinąd, stanowisko rodziców może stać się skutecznym ochronnym parasolem w przyszłości. Terapeutom chodzi o to, żeby zapobiegać zamazywaniu granicy pomiędzy tym, co wolno i nie sprawia przykrości, a tym do czego dziecko jest zmuszane przez nieświadomego zagrożenia ojca czy matkę. Rodzice przecież zupełnie nie przeczuwają, że oto właśnie programują zielone światło na zły dotyk.

Macie takie doświadczenia z dzieciństwa?

Ja nie.

Ja pamiętam jedynie powolność starszego człowieka, trochę szorstki policzek dziadka, może nawet coś w rodzaju lęku przed jego niezaprzeczalnie schorowanym ciałem. Małe dziecko boi się pomarszczonej skóry, mglistego spojrzenia, niedołężności i kościstych palców.  To pewnie wpływ różnorakich bajek, z Babą Jagą w roli głównej.  

Ale, żeby mnie to zaprogramowało na bycie ofiarą?? Myślę, że pocałunek wujka nie sprawi dziecku żadnej krzywdy, jeśli wujek będzie normalną, życzliwą, ciepłą osobą, a nie zdeprawowanym pedofilem. Nie dorabiajmy teorii do cudzego przestępstwa.

Zamiast zabraniać dziecku, by dało ukochanej babci czy dziadkowi słodkiego, lepkiego od czekolady buziaka, lepiej zastanówmy się w jaki sposób przekazać mu trudną do przekazania informację o istniejącej na świecie przemocy, uprzedmiotowieniu, zakłamaniu, złu. Jak odpowiedzieć dziecku na pytanie: „dlaczego?”.

Dopiero ta próba zmierzenia się z trudnym tematem stanie się orężem w walce z nieuczciwym dorosłym, który być może znajduje się w bliskim otoczeniu dziecka, a nie niepotrzebne budowanie strachu przed każdym człowiekiem. Przecież my już żyjemy w świecie przepełnionym cywilizacyjnym lękiem, po co dokładać do tego lęk „familijny”?

Caffe

*Daily Mail

22 Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy

No i po finale!

I jak to zwykle po, dzisiaj zaczęło się obrzucanie Owsiaka błotem, podważanie jego bezinteresowności, krytyka, złośliwości, oszczerstwa. Pełne jadu wpisy blogerów, dawnych wolontariuszy, obnażające rzekome nadużycia, przekręty finansowe, kradzież uzbieranych pieniędzy, brak rozliczeń z fiskusem. Piszę rzekome nie dlatego, że nie wierzę krytykującym, a bezgranicznie ufam Owsiakowi. Tam gdzie chodzi o pieniądze zawsze pojawia się chęć uszczknięcia czegoś dla siebie, ale może nie tu….? Ja po prostu chcę wierzyć Owsiakowi. Chcę wierzyć, że ciągle jeszcze rodzą się zapaleńcy, którym leży na sercu dobro drugiego człowieka. Że na tym pozbawionym zasad świecie ktoś głośno mówi o ludzkich potrzebach i angażuje się tam, gdzie zawodzi system.

Banalne słowa? Może i banalne, ale dzisiaj ludzie potrzebują banału!

Potrzebujemy prostych słów, jak tlenu potrzebujemy zapewnień, że komuś na nas zależy, że ktoś o nas myśli, kocha, czeka na słowo, gest, zainteresowanie. Potrafi zawalczyć o dobro i godność. Pięknie i jednocześnie w bardzo prosty sposób mówi o tym Anna Dymna w wywiadzie, który ostatnio czytałam. Ta kobieta na co dzień robi to (a może nawet wiele więcej), co na wielką skalę robi raz do roku Jerzy Owsiak.  I jest szczęśliwa, bo mimo zmęczenia pracą, robi to co lubi. Jak twierdzi: „Dopóki mamy cel i czujemy się potrzebni, dopóty mamy siłę napędową”*. Bardzo pięknie wypowiada się o ludziach niepełnosprawnych intelektualnie, o ich niezmąconych umysłach, nieskażonych wiedzą i wydumanymi pragnieniami.

I nie chcę dopuszczać gorzkiej wątpliwości, która umniejsza wartość zebranych pieniędzy, zaangażowania i ludzkiej hojności.

Wolę wierzyć:-)

Caffe


* Beata Tadla, „Kto pyta nie błądzi. Rozmowy wielkich i niewielkich”

Przemyślenia posylwestrowe z Sylwestrem związane pośrednio

Sylwester spędziłam we własnym domu, w grupie przyjaciół ze szkolnych lat. Zawsze w takich momentach dziwię się, że tyle już lat minęło a my ciągle razem:) Telewizor włączony, jakiś noworoczny koncert w tle. Słuchaliśmy mimochodem pogrążeni w rozmowach, zajęci sobą i degustacją dobrych trunków, wyluzowani, roześmiani.

Ja, bardziej niż inni, cieszyłam się ze schyłku 2013, bo był koszmarny.

Nagle na scenę weszła Edzia. Nie, żebym jej nie lubiła. Głos ma piękny ale razi mnie egzaltacją, zmanierowaniem, mimiką. I w dodatku patrząc na nią ciągle się zastanawiam czy w jej policzkach jest jeszcze natura czy już tylko botoks.

No ale weszła na scenę, goście powiedzieli głośne „o nieeeee!” i wyłączyli telewizor.

Dlatego gdy na drugi dzień przeczytałam pełne oburzenia nagłówki gazet, że to skandal i żenada, że ogromne faux pas i wielkiej artystce tak nie wypada, nie wiedziałam o co chodzi. Pomyślałam: albo była pijana, co zdarza się sławnym, albo pokazała coś, czego nie powinna, co też zdarza się sławnym.

Tymczasem okazało się, że Edyta G., śpiewając na koncercie we Wrocławiu powitała Kraków! Przeprosiła tłumacząc, że to przejęzyczenie, bo jej narzeczony pochodzi z Krakowa, więc dla mnie w tym momencie temat się kończy. Ale media podniosły larum. Szczerze mówiąc, słyszałam większe żenady lub śmieszności, ktoś czasem nie wyłączył fonii lub nie przemyślał wypowiedzi.

Jak wtedy, gdy Magda Mołek  „uśmierciła” na wizji żyjącego do dzisiaj, a w tamtym momencie walczącego o życie w szpitalu, Nergala. I jakoś nikt wtedy nie podważył jej dziennikarskich kompetencji. A ona sama, kiedy w sekundę później uświadomiła sobie co powiedziała, wyglądała jakby miała ochotę ze wstydu zapaść się pod ziemię lub chociaż, wcale nie teatralnie, zemdleć.

Jak wtedy, gdy stremowana dziennikarka opowiadając o przyczynach kolejowego wypadku nie potrafiła poprawnie przekazać wiadomości  („Jak już we wcześniejszym moim wejściu powiedziałam, szyny…… były złe, a podwozie……… podwozie….. podwozie też było złe”).

Jak wtedy gdy wyciekło nagranie Durczoka, który komentował brudny telewizyjny stół.

Jak dawno temu aktor, podkładający głos do bajki o Misiu Uszatku, myśląc że nie jest już na antenie, kazał dzieciom pocałować wspomnianego Misia w d…..:)

A przecież było wiele, wiele innych.

Jeśli o mnie chodzi, to takie wpadki telewizyjne sprawiają, że patrzę na celebrytę jak na człowieka, a nie wszechwiedzącego guru. I mnie osobiście bardzo pociesza fakt, że nie tylko ja się mylę. A kiedy widzę takie wpadki jak Magdy Mołek, to jestem wręcz szczęśliwa, że nie zostałam dziennikarką.

Ola