Jeszcze w lutym kupiliśmy bilety na „Ślub doskonały”, wystawiany gościnnie w lubelskim Centrum Kongresowym przez Teatr Kwadrat. Przyzwyczaiłam się już do tego, że ta sala konferencyjna od czasu do czasu staje się całkiem fajną sceną teatralną.
A „Ślub doskonały”?
Jak go opisać, żeby nie przesadzić i nie polecieć jakimś minimalistycznym tekstem…..
DOSKONAŁY!!
I to piszę ja, która do tej pory nie przepadałam za Małaszyńskim, Trzebiatowską czy Glinką.
Lubiłam za to Andrzeja Nejmana. Bardziej jednak za bycie fajnym człowiekiem, którego miałam okazję kiedyś poznać, gdy polscy aktorzy przyjechali do Lublina na mecz z lubelskimi biznesmenami, niż za aktorstwo. Dzisiaj jednak ten aktor (i dyrektor Teatru Kwadrat) jest znacznie lepszy warsztatowo, niż kiedyś w serialu „Złotopolice”.
Rewelacyjna gra aktorów w trudnej, komediowej sztuce, z szybkim tempem akcji i równie szybkimi dialogami. Świetna dykcja, mimika i sceniczny ruch! Myślę, że także bardzo dobrze wypracowane w trakcie prób skupienie, które sprawiło, że żadna z grających w przedstawieniu osób nie pogubiła się w gmatwaninie wypowiadanych słów…i kłamstw.
Bo spektakl opiera się na komedii kłamstwa, które wypowiedziane na samym początku przez głównego bohatera, zaczyna żyć swoim drugim życiem, ewoluuje a jego ewolucja zmienia całą sceniczną rzeczywistość. Jak to zwykle w życiu bywa, jedno kłamstwo pociąga za sobą drugie i trzecie i czwarte, wplątując w nie innych bohaterów, czy tego chcą czy nie. Tworzą się puzzle wydarzeń, które dopiero w ostatnim akcie sztuki tworzą logiczną całość wyjaśniając ……. (celowo nie piszę co, ani jak:-).
Aktorzy dali z siebie wszystko i jeszcze więcej. Byli fantastyczni i zasłużenie zostali wynagrodzeni owacjami na stojąco. Tego dnia odegrano dwa spektakle i na obu oklaskiwano ich na stojąco. A to dostają tylko najlepsi.
Za dwa miesiące „Upiór w moherze”. Zrobię wszystko, żeby pójść.