Chodzi lisek koło drogi…

Podobno w Zakopanem (chyba wolę nowocześniejszą wersję „w Zakopanym”), na obrzeżach miasta wieczorami grasują niedźwiedzie. A w Lublinie, w samo południe lisy. I piszę o tym nie tylko dlatego, że wyczytałam w miejskiej prasie. Piszę o tym, bo ja je widziałam!!  Lisy…..nie niedźwiedzie:)))

To był piękny dzień, brałam właśnie czynny udział w miejskim spacerze w ramach projektu „Czuję miętę do Lublina”. Trochę zasłuchani, trochę rozgadani, noga za nogą snuliśmy się z parku Bronowice przez ul. Rusałka, słuchając opowieści o nieistniejących już zabytkach, historycznych miejscach.  Mijaliśmy właśnie Kościół Św. Pawła, a raczej ogrody leżące na Podgrodziu, gdy zobaczyliśmy całą lisią rodzinę! (dla tych, którzy nie znają Lublina podaję, że to centrum miasta:-)).

Cudna gromadka małych rudzielców bawiących się w południowym lipcowym słońcu.

Ja wiem, że to co piękne dla mnie, nie jest tak urokliwe dla miasta bo lisy, dokarmiane przez ludzi przestały się bać cywilizacji. Jest ich coraz więcej, mają idealne warunki do rozmnażania, a bądź co bądź, należą jednak do szkodników. Grasując po miejskich śmietnikach, mogą w dodatku roznosić jakieś paskudne choroby.

Wiem, że miasto próbuje z nimi walczyć, ale Straż Miejska nie ma odpowiedniego sprzętu do odławiania zwierząt, a pracownikom Lubelskiego Centrum Małych Zwierząt brakuje siły perswazji. Dlaczego? Bo lisy, ciągle dokarmiane przez ludzi, stały się zbyt cwane, by dać się zwabić do rozstawianych w okolicy klatek. Przecież wszystko czego potrzebują, mają w zasięgu swojego ślicznego, szarorudego noska.

Koncertowy troll

W ubiegłą środę w warszawskim klubie Stodoła rozpoczął się, a potem bardzo szybko zakończył, koncert Morrisseya. Kiedy muzyk próbował nawiązać z publicznością nić porozumienia:-), ktoś z tłumu krzyknął, żeby śpiewał zamiast gadać, następnie rzucił pod jego adresem parę obraźliwych, wulgarnych słów. A ten rzeczywiście obraził się, najpierw zaśpiewał piosenkę ostentacyjnie odwrócony tyłem do publiczności, a potem zszedł ze sceny i opuścił klub. Widzowie próbowali go z powrotem wywołać, donośnie gwiżdżąc i skandując jego nazwisko, jednak bez skutku. Podobno Morrissey słynie z tego, że jest niezwykle wrażliwy na arogancję publiczności.

Kiedyś obraźliwe były już wspomniane gwizdy pod sceną, a co dopiero obelgi rzucane pod adresem wykonawcy. Ochrona szybko pozbywała się takiego delikwenta. Tak więc dawne niemiłe dla ucha gwiazdy gwizdy (cudna aliteracja prawda?), dzisiaj są wyrazem uzewnętrznianej radości i zadowolenia z koncertu. Dopuszczalne są krzyki, taniec, wspólny śpiew, i robienie ogólnej, w granicach rozsądku, zadymy.

Ja sama gwizdać nie umiem i nie lubię, ale przecież na koncercie Budki Suflera śpiewałam ile sil w płucach, trochę nawet tańczyłam. Zadymy nie zrobiłam:-).

A Morrisey….cóż, rozumiem jego rozgoryczenie, ale przecież chamowata publiczność jest dzisiaj wpisana w koncertowanie tak samo, jak blogowy troll w blogowanie. Czasem się trafia i już. Ja bym się tak ostentacyjne na cały świat nie obrażała.

Podobnie zresztą było na koncercie Waglewskiego (czytaj TU, blog „Ulabrzydula”).  Gitarzysta, który chciał pokazać swój warsztat artystyczny grając solówkę na gitarze, usłyszał w podziękowaniu: „Ale cienko!”.  Koncertu co prawda nie przerwał, ale na pewno potem grało mu się już mniej przyjemnie.

I niepotrzebnie, bo przecież to nie był prawdziwy fan tylko zwykły koncertowy troll. A troll przyjdzie na koncert, puści parę wiązanek w stronę sceny i cieszy się, że nareszcie zaistniał. Będąc pozbawionym wybitnych zdolności do czegokolwiek, za to mając wysokie aspiracje, zrekompensuje sobie brak tak, jak potrafi. Choćby pod sceną, choćby rzuconym z tłumu, z bezpiecznej anonimowej odległości, epitetem. Taki bohater!

Jak walczyć z koncertowymi trollami? Tak jak z blogowymi, ignorować, a jeśli to nie wystarcza, obciążyć od czasu do czasu kosztami przerwanego koncertu. Bolesna nauczka dla następnych.

Dzisiaj pobawię się w fashionerkę*

Nie, nie zmieniam profilu bloga. Potrzebuję po prostu Waszej pomocy, ponieważ w przyszłym tygodniu wybieram się na Andrzejki. Poproszono o niezbyt oficjalne kreacje, ale co znaczy „niezbyt oficjalne” w przypadku 4-gwiazdkowego lokalu?

Pomyślałam, oj tam zrobię sobie zdjęcie w każdej z wymyślonych stylizacji, jak robią to prawdziwi fashion blogger’s, a Wy wybierzecie, ale potem doszłam do wniosku, że nie ma szans. Kiedyś rozgorzała tu dyskusja na temat anonimowości, pisania notek pod własnym nazwiskiem i realizmu w stylu „pokaż swoją twarz”. Śp. Maria Dora (btw. jej blog ciągle jeszcze „wisi” w sieci, to miłe) była zdania, że lepiej pozostać anonimowym i dzisiaj, po 6 latach, znowu się z nią zgodzę. W każdym innym temacie miałyśmy odmienne zdanie. Maria była prowokująca i kontrowersyjna, ale jako adwersarz – zawsze odważna i do bólu szczera.

Wracając do tematu. Chyba nie mam zadatków na fashionerkę ani preferencji ekshibicjonistycznych (w dobrym znaczeniu tego słowa). Jedno i drugie wymaga pokazania ciała, a ja zdecydowanie wolę odsłaniać przed Wami duszę:-)

Tak czy siak. Stylizacja jest, a w związku z tym pod zdjęciami podaję nazwę producenta lub wyjaśniam skąd się wziął u mnie dany ciuch. Jednak, żeby stwierdzić, w czym będę korzystniej wyglądać, kilka danych o mnie. Włosy ciemne, krótkie. Sylwetka szczupła, no dobra…. szczupła dwa miesiące temu, nie koścista…   niestety. Znajomi mówią, że jestem w typie Alicji Resich Modlińskiej sprzed lat (no mam nadzieję, że sprzed!! ona jest ode mnie dużo starsza:-), ja żałuję, że nie jestem w typie Anny Korcz sprzed lat lub Halle Berry, może być nawet z teraz:-)

Srebrna złota 1

Sukienki z Greenpoint, jedna perlisto szara, druga żółta. Szal opalizujący srebrem kupiłam wczoraj w Camaieu, złote szpilki marki Asos, czarne – nabyte przypadkiem gdzieś kiedyś. Koronkowe wdzianko, które każda kobieta powinna mieć w swojej szafie, (tak samo jak nieśmiertelną małą czarną), bo pasuje niemal do wszystkiego, jest pozostałością po mojej dawnej sylwestrowej kreacji. Wycięłam wszystko, co uznałam za zbędne pozostawiając esencję kobiecości, która żyje sobie teraz drugim, a może nawet trzecim życiem. Narzucone na sukienkę innego koloru tworzy ciekawą kompozycję.

Żeby powstała prawdziwa stylizacja, powinnam jeszcze wrzucić zdjęcie paznokci o kolorze lakieru dobranym odpowiednio do kreacji, ale umówmy się, że będzie to czerń. W obu przypadkach czerń. Jutro wybiorę się po lakier z serii Sally Hansen, widziałam że są w Rossmanie. Drogie, ale przechowywane w lodówce utrzymują właściwą konsystencję przez całe lata, a ja nie cierpię jak po kilku użyciach z lakieru robi się galareta. Akurat lakiery się u mnie nie marnują. Mam córkę:-).

Na koniec torebka – prosta, skórzana kopertówka SEKA Collection bez żadnych ozdób czy aplikacji. Co za dużo, to nie zdrowo:)

Czekam na Wasz wybór.

* Tekst z lekkim przymrużeniem oka, cała reszta jest jak najbardziej na poważnie:)))

Granice empatii czyli „Weźże wyłącz ten telefon!”

Jeśli coś straciłeś – ciesz się, że niewiele! Jeśli straciłeś wiele – ciesz się, że nie wszystko! Jeśli straciłeś wszystko – ciesz się, bo przecież nie masz nic więcej do stracenia!

Podejrzewam, że kobieta, z którą miałam wątpliwą przyjemność podróżować tym samym busem, w drodze z Warszawy do Lublina, powyższe mądrości życiowe miała w dalekim poszanowaniu. Drugą godzinę wisiała na telefonie i donośnym głosem opowiadała kolejny raz, kolejnej koleżance, o swojej trudnej sytuacji. Rzeczywiście było o czym opowiadać. Rozwód, walka przed sądem o dzieci, ciągłe kłótnie o podział majątku, a w tle tego wszystkiego wredna, jak z najgorszych koszmarów sennych, teściowa. Padały nazwiska i adresy, uwagi na temat lubelskich adwokatów oraz lubelskich sądów. Może powinnam była jednak słuchać z zainteresowaniem, bo kto wie kiedy taka wiedza się człowiekowi przyda:-)

W normalnej sytuacji bym współczuła.  Może nawet, kierując się solidarnością plemników uznałabym, że to wszystko jego wina. I tej teściowej. I wszystkich dokoła. Gdyby to były zwierzenia przyjaciółki, czy kogoś bliskiego próbowałabym wysłuchać.

Ale niestety, mój poziom empatii zwykle maleje proporcjonalnie do ilości usłyszanych kurw, a wtedy kobieta rzucała je w słuchawkę bez opamiętania. Miałam poczucie, że ktoś wchodzi z brudnymi butami w moje życie.

Wsiadając do busa liczyłam na 2,5 godziny drzemki niezakłóconej niczym innym niż warkot silnika. Tymczasem wbrew własnej woli, wielokrotnie wysłuchałam historii jej życia, ani razu nie znalazłam w sobie (nikt inny też nie znalazł) odwagi, by warknąć: „Kobieto wyłącz w cholerę ten telefon!”. Chyba jednak, gdzieś w środku czekała na lepsze czasy, wkurzona empatia Caffe.

A kobieta gadała, gadała i gadała. Bacznie rozglądając się, czy aby na pewno wszyscy słyszą.

Dlatego nie dziwię się, że w Krakowie, Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu będzie temperować takie gaduły. Akcja zacznie się od ośmieszających spotów reklamowych, od naklejek umieszczanych w widocznych miejscach, od znakowania autobusów charakterystycznymi piktogramami. Jeśli to nie pomoże, kierowca będzie miał prawo nie tylko zwrócić uwagę, ale nawet wyprosić pasażera zbyt głośno rozmawiającego przez telefon. Podobne działania podjęto w Białymstoku, a przymierza się Warszawa.

Zobaczymy, bo tworzyć przepisy umiemy, ale sprawić by były respektowane… niekoniecznie.

Wezze gadaj ciszej

*Metro 23.10.2014

Solo wesele

Każdy, kto choć trochę śledzi prasę lub buszuje po Internecie na pewno wie, że od pewnego czasu modne są tzw. weselorozwody czyli imprezy porozwodowe. Ja już kiedyś o tym pisałam (TU), więc temat świętowania porażki w zasadzie mnie nie dziwi.

Ale świętowanie wesela singielki?

A właśnie taki obyczajowy oksymoron stał się w Japonii rzeczywistością dzięki jednemu z nowoczesnych biur podróży Cera Travel. Otóż pracownik tego biura uznał, że kobiety, które z jakiegoś powodu nie stanęły na ślubnym kobiercu też mają do tego kobierca prawo! Bez niego są poszkodowane, tracą możliwość doświadczenia weselnego zamieszania oraz przeżycia ślubnego zawrotu głowy.

Trochę zabawne, ponieważ nikt nie wspomina o jakimś braku z powodu niewątpliwego deficytu pana młodego, ale moja lekko feminizująca natura cieszy się w tym momencie jak dziecko, tym bardziej, że ów deficyt stara się zrekompensować wynajęty przez Cera Travel przystojniaczek.

Tak więc za niebagatelną kwotę 9120 zł (w przeliczeniu na nasze), kobieta może poprzymierzać suknie ślubne, wybrać bukiet odpowiedni do jej (sukni:-) fasonu, zrobić się na bóstwo i nawet wziąć udział w profesjonalnej sesji zdjęciowej .

Full wypas!

No…prawie full.

Ponieważ (tu uprzedzę wszelkie ewentualne pytania) nocy poślubnej nie ma!

Jest co prawda noc w apartamencie opłaconym przez wspomniane biuro podróży, jednak wynajęty model już w tym nie uczestniczy. Bez względu na to czy tego chce czy nie:)

No i ja właśnie w tym widzę odpowiedź na pytanie, dlaczego do tej pory z usługi skorzystało tylko 10 kobiet. Prawie małżeństwo, za prawie 10 tysięcy złotych, w dodatku bez „konsumpcji” to jednak zdecydowanie przepłacona inwestycja:)

14158778033692 * Metro z 30.10.2014

„Tak żeśmy się spili w tym tygodniu…”

Jeden z lubelskich klubów tak się reklamuje na swoim profilu w jednym z portali społecznościowych:

„Tak żeśmy się spili w tym tygodniu czyli nic nowego. Natomiast mało kto wie, że to był dopiero trening przed najbliższą środą [..]”.

Rzeczywiście patrząc na zdjęcia, wrzucone na stronę klubu, ­niektórzy za kołnierz nie wylewali.

I nawet jeśli to tylko taka, według mnie nieudolna, reklama klubu, to pokazuje ona jednak zauważalny problem. Nasza młodzież nie potrafi się już bawić bez alkoholu. Bez niego impreza jest nieudana, nudna, a lokal średnio trendy. Alkohol w pubie nie jest tani, mniej zasobni organizują więc bifora. W zaciszu czyjegoś domu konsumują zakupione trunki, a potem, już na lekkim rauszu, z podniesionym poziomem samozadowolenia wyruszają w świat. Piją coraz młodsi, coraz więcej*. Piją bo tak wypada, bo najnormalniej w świecie smakują im słodkie drinki, bo wino jest mniamuśne, bo popite wódką piwo daje niezłego kopa. I właśnie o tego kopa chodzi! Nie tylko, żeby pobyć z przyjaciółmi, ale żeby się z nimi spić! Więc mieszają jedno z drugim a drugie z trzecim. To nic, że jutro kac i kibel w objęciach.

Generalizuję? Może trochę tak, ale skala tego problemu martwi mnie. I żeby było wszystko jasne, ja też naprawdę lubię dobry alkohol. W dobrym towarzystwie.

No ale skoro „tak żeśmy się spiliśmy w tym tygodniu” oznacza w sumie jakąś normę, to spicie się po raz kolejny w ciągu kilku dni, będzie klubowym wydarzeniem, super ekstrasem, powodem do dumy i nadzieją na niemałe zyski. A w takiej rzeczywistości nie ma już miejsca na zainteresowanie zdrowiem młodzieży.

I to martwi jeszcze bardziej.

*abc.zdrowie.pl; kurier lubelski

Na moście w Sewilli i nie tylko

Studentka lubelskiej Akademii Medycznej zginęła spadając z mostu w Sewilli w trakcie robienia sobie selfie*.

Ta oczywista tragedia uświadomiła jednak, że problem, o którym pisałam już jakiś czas temu (tu: O fotkach) istnieje i ma się coraz lepiej. A wygenerowały go programy społecznościowe, ludzka głupota oraz chęć pochwalenia się przed znajomymi najbardziej odlotowym zdjęciem. Czasem odlotowym zbyt dosłownie, jak w przypadku wspomnianej studentki.

Piszę o tym ponownie, już nie tylko jako użytkownik programów społecznościowych, ale także jako niewątpliwa fanka fotografowania. Rozumiem chęć utrwalenia chwili, zatrzymywania ulotnych wrażeń, chęć tworzenia pewnej cybernetycznej fikcji, stwarzania takiej rzeczywistości, by wydawała się jeszcze bardziej zadziwiająca, jeszcze bardziej zaskakująca, żeby wstrząsnęła odbiorcą, wywołała jego głośne „Wow!”. Zaczynam wchodzić w swój pseudofilozoficzny ton:-)

Więc wracając do tematu. Ja też się lubię pochwalić fajnym ujęciem czy słitfocią. Człowiek ze swej natury jest chwalipiętą i jeśli ktoś mówi inaczej, to kłamie. Skromność była dziełem średniowiecznej ascezy, a chyba wszyscy widzą, że krąg ascetów się dosyć istotnie zawęził. Dzisiaj promuje się ekshibicjonizm i egocentryzm , niestety czasem posunięty do granic absurdu.

Kiedy byliśmy ostatnio we Florencji, amatorów fotograficznych absurdów widziałam, co najmniej kilku.

wp-15958387568417917097219690130471.jpg
Ponte Vecchio

Scenka rodzajowa. Na ulubionym moście fotografów, czyli tym, z którego wychodzą najpiękniejsze zdjęcia Ponto Vecchio, para nastolatków przygotowywała się do zrobienia słit foci. On miał w ręce dużą butelkę włoskiego wina, ona puszkę Peroni. Oboje mocno podchmieleni, choć raczej powinnam użyć słowa „na rauszu”, bo akurat piwo było pszeniczne, a wino winogronowe;-). W każdym razie nagle uznali, że zdjęcie z mostu jest średnio fajne. Wyleźli więc na murowany gzyms, znacznie wysunięty w nurt rzeki.

wp-15958389459515278335593067434497.jpg
Ulubiony most Fotografów

Przeszli, z trudem utrzymując równowagę, robiąc przy tym niemało hałasu (nikt ich nie powstrzymywał, nie reagował) i zrobili sobie  wymarzone zdjęcie. Zanim doszliśmy do miejsca, w którym to wszystko się działo, oni już byli znowu bezpieczni.

Ja, z syndromem człowieka, który widział samobójstwo, jeszcze długo miałam ciarki na plecach.
I jeszcze na koniec uwaga: doskonale rozumiem fakt okratowania tarasu widokowego na Pałacu Kultury, ilość wypadków samobójczych dzisiaj zwiększyłaby się o przypadkowych amatorów Instagrama, czy Facebooka.

* Onet, Metro, Nasze Miasto w dniu 06.11.2014 i prawdopodobnie szereg innych mediów.

Jak co roku – c.d.

Dzisiaj bardzo mi tu pasuje mój stary wiersz.

Za moim oknem milczy świat, pogrążony we śnie wiecznych niedopowiedzeń
kamienne ohele szepcą swoją historię marmurowym nagrobkom
prawosławnym krzyżom,  tłumacząc się ze swej inności
Nie! Tożsamości
Za moim oknem milczy świat, zmierzchem kojący samotne spojrzenia
Tych, którzy zostali, by modlić się do wszechmocnego Boga
O szczęście jednakie dla wszystkich
Bez troski
Za moim oknem milczy świat, a ja, stojąc w tej ciszy
Odrzucam ziarna od plew, wyjmuję źdźbło ze swego oka
Odkładam kamień, by nadstawić policzek
Nie bez precedensu.

_11111 Cmentarz w Rudnie

_11111 Krzyz

_1111 Krzyz 2

Krajanko, najwyżej jest panoramiczne zdjęcia cmentarza, o którym Ci pisałam:-) Po lewej mały, zaniedbany, stary. Po prawej nowy, ale bez drzew jakiś pusty, niepełny. Potem zdjęcie krzyża zagubionego w chaszczach. Ten lekko pochylony krzyż jest według mnie piękniejszy niż każdy z nowoczesnych nagrobków. Ale może ja jestem jakaś dziwna:)