Koncertowy troll

W ubiegłą środę w warszawskim klubie Stodoła rozpoczął się, a potem bardzo szybko zakończył, koncert Morrisseya. Kiedy muzyk próbował nawiązać z publicznością nić porozumienia:-), ktoś z tłumu krzyknął, żeby śpiewał zamiast gadać, następnie rzucił pod jego adresem parę obraźliwych, wulgarnych słów. A ten rzeczywiście obraził się, najpierw zaśpiewał piosenkę ostentacyjnie odwrócony tyłem do publiczności, a potem zszedł ze sceny i opuścił klub. Widzowie próbowali go z powrotem wywołać, donośnie gwiżdżąc i skandując jego nazwisko, jednak bez skutku. Podobno Morrissey słynie z tego, że jest niezwykle wrażliwy na arogancję publiczności.

Kiedyś obraźliwe były już wspomniane gwizdy pod sceną, a co dopiero obelgi rzucane pod adresem wykonawcy. Ochrona szybko pozbywała się takiego delikwenta. Tak więc dawne niemiłe dla ucha gwiazdy gwizdy (cudna aliteracja prawda?), dzisiaj są wyrazem uzewnętrznianej radości i zadowolenia z koncertu. Dopuszczalne są krzyki, taniec, wspólny śpiew, i robienie ogólnej, w granicach rozsądku, zadymy.

Ja sama gwizdać nie umiem i nie lubię, ale przecież na koncercie Budki Suflera śpiewałam ile sil w płucach, trochę nawet tańczyłam. Zadymy nie zrobiłam:-).

A Morrisey….cóż, rozumiem jego rozgoryczenie, ale przecież chamowata publiczność jest dzisiaj wpisana w koncertowanie tak samo, jak blogowy troll w blogowanie. Czasem się trafia i już. Ja bym się tak ostentacyjne na cały świat nie obrażała.

Podobnie zresztą było na koncercie Waglewskiego (czytaj TU, blog „Ulabrzydula”).  Gitarzysta, który chciał pokazać swój warsztat artystyczny grając solówkę na gitarze, usłyszał w podziękowaniu: „Ale cienko!”.  Koncertu co prawda nie przerwał, ale na pewno potem grało mu się już mniej przyjemnie.

I niepotrzebnie, bo przecież to nie był prawdziwy fan tylko zwykły koncertowy troll. A troll przyjdzie na koncert, puści parę wiązanek w stronę sceny i cieszy się, że nareszcie zaistniał. Będąc pozbawionym wybitnych zdolności do czegokolwiek, za to mając wysokie aspiracje, zrekompensuje sobie brak tak, jak potrafi. Choćby pod sceną, choćby rzuconym z tłumu, z bezpiecznej anonimowej odległości, epitetem. Taki bohater!

Jak walczyć z koncertowymi trollami? Tak jak z blogowymi, ignorować, a jeśli to nie wystarcza, obciążyć od czasu do czasu kosztami przerwanego koncertu. Bolesna nauczka dla następnych.

19 myśli w temacie “Koncertowy troll

  1. No przykre. W piątek wybieram się na koncert Bon Jovi, mam nadzieje, że tam się jakaś zadyma nie wydarzy, bo jeszcze nigdy nie byłam na Stadionie Narodowym, więc wolałabym nie mieć niemiłych wspomnień:-)

    Polubienie

  2. Ja nigdy nie spotkałem takiego trolla. Na koncerty chodzę regularnie, w miare możliwości czasowych. Pamietam kiedyś sytuację w Stodole, jak publika wybuchnęła śmiechem na wstęp przedstawiciela firmy płytowej, który wręczał Perfectowi złotą płytę. Facet miał cienki, piskliwy głos. I to ludzi rozśmieszyło. Zespół stanął na wysokości zadania i jednym gestem publikę uciszył.
    A co dosamych artystów, to najlepiej bronią się ci, którzy nie reagują na zaczepki, tylko robią swoje. A takie zaczepki to ryzyko zawodowe.
    Dla mnie Morrissey nie dorósł do bycia artystą. Po prostu.
    Pozdrawiam

    Polubienie

    1. Ja też koncertowego nie spotkałam. Blogowego za to kilka razy:) Ale z tym chodzeniem na koncerty u mnie nie jest jakoś niesamowicie często, więc może dlatego nie spotkałam się z niczym dziwnym?

      Polubienie

  3. Chyba mam szczęście, bo rzadko spotykam na swojej drodze, tego typu palantów. Zarówno w wirtualu i realu. Choć zdarza się oczywiście. Chciałabym zwrócić uwagę na drugą stronę medalu. Otóż chamstwo, coraz częściej gości nie tylko pod sceną, ale i na niej. Przykład, który przychodzi mi do głowy to koncert Lady Pank w 2011 r, w gdańskiej Ergo Arenie, z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej. Borysewicz był wówczas po prostu żenujący. Tak opisywała ów koncert lokalna prasa: „bardziej niż graniem był zainteresowany znikaniem za kulisami, teatralnym błaznowaniem, niewybrednymi żartami czy rozstrzyganiem na scenie stanu swojej trzeźwości” Pamiętam, że obrażał wtedy filharmoników, którzy do końca zdołali zachować klasę. Ergo – szanujmy się po obu stronach. Pozdrawiam 😉

    Polubienie

    1. Pamiętasz jak ten sam Borysewicz kilkanaście lat temu pokazał publiczności genitalia? Gdyby przyjąć, że takie zachowania są rekompensatą czegoś, to Borysewicz ma chyba problem z własną męskością:) A tak naprawdę to pewnie alkohol i używki, żeby nie powiedzieć wprost narkotyki. Mam nadzieję, że w Gdańsku nie zapłacili mu za występ, słyszałam wypowiedź prezydenta miasta, że płaci się przecież za wykonaną pracę, a to zdecydowanie nie było to, na co się Lady Punk z zamawiającym koncert umówił. O ile dobrze pamiętam, występ był w ramach ogólnopolskiej akcji Lato z Radiem Z, czy Lato z Trójką. Jak zwał tak zwał, wiem, że zerwano z nimi kontrakt. I to jest dobra nauczka, choć jak wiem i Borysewicz i Panasewicz nie tłumaczyli tego zbytnio, jakby ich wybryki na scenie były normalnym zjawiskiem. Że im wolno?

      Polubienie

        1. Ale to taka gruboskórność metaforyczna trochę;-))) Połączenie blogowej asertywności i grubej skóry, która nie pozwala na to, by Cię tutaj ktoś obraził:)

          Polubienie

  4. Nie spotkałam się nigdy z takimi odzywkami publiczności i chamstwem na koncertach. Na takie imprezy raczej przychodzą fani wykonawcy, którzy chcą go posłuchać, więc tym bardziej nie wiem co robi tam ktoś, kogo to nie interesuje. Taka bezinteresowna zawiść podszyta kompleksami.

    Polubienie

    1. Ja nie spotkałam się z takim zachowaniem na koncercie w pomieszczeniu, w hali czy klubie, ale spotkałam się na tych koncertach na otwartej przestrzeni. Odzywki różne leciały w stronę estrady. Na szczęście rozpraszały się na tej wolnej przestrzeni i ginęły w ogólnym hałasie, ponieważ nagłośnienie zwykle jest wtedy mocne. Jestem przekonana, że to właśnie kompleksy, no i czasem alkohol, który dodaje pewności siebie. Takiemu trollowi wydaje się wtedy, że jest mu wszystko wolno!

      Polubienie

  5. Fan, który przyszedł posłuchać swojego idola może się ostro wkurzyć przez takiego trola. Kupił bilet (pewnie nietani) i może go sobie w buty wsadzić. A trol ma radochę… Zabiłabym…

    Polubienie

    1. No może! wyobraź sobie w tej Warszawie, cała grupa normalnych ludzi cierpi z powodu jednego rozwydrzeńca. Szkoda, że Morrissey tego nie wziął pod uwagę. Zastosował odpowiedzialność zbiorową, a tego nie lubię.

      Polubienie

        1. Szkoda, że temu trollowi nie wlepili finansowej kary! Na drugi raz trzymałby język za zębami. Z drugiej strony trochę się temu trollowi dziwię, on przecież też stracił koncert, na którym mu chyba zależało. O ile nie przyszedł od razu z założeniem, że zrobi jakąś medialną rozpierduchę.

          Polubienie

  6. Chamstwo zawsze mnie irytuje, bez względu na miejsce „prezentacji”. Pamiętam koncert IRA w muszli koncertowej. Miasto się szarpnęło na cały cykl koncertów, można było za darmo się fajnie pobawić, a tu się nagle ujawniła cała „zgrana” grupa kolegów, wrzeszczących „pokaż d…” Tych akurat stojący wokół nich ludzie zaczęli objeżdżać, na tyle skutecznie, że wrzeszczące grono zniknęło z koncertu „jako ten sen złoty”. Koncert potoczył się koncertowo.
    Właśnie przyszło mi na myśl, że nie ma człowieka, który by się z chamstwem nie spotkał. Bardzo nad tym ubolewam.

    Polubienie

    1. Nie lubię słowa troll, wiesz, jego dźwięku, twardości, tej nieokreśloności, ale bez względu na to czy lubię czy nie, zjawisko trollingu istnieje. Troll ma się dobrze a nawet jeszcze lepiej. Wszędzie. A zwłaszcza tam, gdzie czuje się bezkarny.

      Polubienie

Dodaj komentarz