Chodzi lisek koło drogi…

Podobno w Zakopanem (chyba wolę nowocześniejszą wersję „w Zakopanym”), na obrzeżach miasta wieczorami grasują niedźwiedzie. A w Lublinie, w samo południe lisy. I piszę o tym nie tylko dlatego, że wyczytałam w miejskiej prasie. Piszę o tym, bo ja je widziałam!!  Lisy…..nie niedźwiedzie:)))

To był piękny dzień, brałam właśnie czynny udział w miejskim spacerze w ramach projektu „Czuję miętę do Lublina”. Trochę zasłuchani, trochę rozgadani, noga za nogą snuliśmy się z parku Bronowice przez ul. Rusałka, słuchając opowieści o nieistniejących już zabytkach, historycznych miejscach.  Mijaliśmy właśnie Kościół Św. Pawła, a raczej ogrody leżące na Podgrodziu, gdy zobaczyliśmy całą lisią rodzinę! (dla tych, którzy nie znają Lublina podaję, że to centrum miasta:-)).

Cudna gromadka małych rudzielców bawiących się w południowym lipcowym słońcu.

Ja wiem, że to co piękne dla mnie, nie jest tak urokliwe dla miasta bo lisy, dokarmiane przez ludzi przestały się bać cywilizacji. Jest ich coraz więcej, mają idealne warunki do rozmnażania, a bądź co bądź, należą jednak do szkodników. Grasując po miejskich śmietnikach, mogą w dodatku roznosić jakieś paskudne choroby.

Wiem, że miasto próbuje z nimi walczyć, ale Straż Miejska nie ma odpowiedniego sprzętu do odławiania zwierząt, a pracownikom Lubelskiego Centrum Małych Zwierząt brakuje siły perswazji. Dlaczego? Bo lisy, ciągle dokarmiane przez ludzi, stały się zbyt cwane, by dać się zwabić do rozstawianych w okolicy klatek. Przecież wszystko czego potrzebują, mają w zasięgu swojego ślicznego, szarorudego noska.

18 myśli w temacie “Chodzi lisek koło drogi…

  1. Ja mieszkam obecnie na wsi, to widok na przykład saren na polu jest niemal codziennością. :))) W mieście zawsze zastanawiały mnie… mewy. I żeby to było w okolicach parku, gdzie jest staw. Ale nie, przeważnie były na osiedlu, między blokami. 🙂
    Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

    1. W Warszawie też ich pełno na osiedlach z dala od Wisły, ale tam jest mnóstwo odnóżek, stawów, różnych wiślanych zatoczek. Pewnie dlatego. A sarny uwielbiam, może dlatego że mi się o tej porze tak zimowo – świątecznie kojarzą:)) Pozdrawiam.

      Polubienie

  2. W moim rodzinnym Lublinie takie rzeczy! Wow… Mało wiem o swoim mieście. :/

    Cieszy mnie, że Polacy uczą się lepszego traktowania zwierząt, także dzikich. Dawniej pewnie by takie lisy czy kruki po prostu powystrzelano.

    Polubienie

    1. A widzisz!:)) Ja twierdzę, że w ogóle mało się mówi o Lublinie w kontekście innym, niż wielokulturowość, Szlak Jagielloński i uniwersytety. Dlatego te małe liski to taki miły smaczek:)

      Polubienie

  3. Rzeczywiście szkoda, że takie małe zbliżenie. Osobiście mam kurtkę z kapturem ozdobionym białym lisem, więc mogę stwierdzić, że mają mięciutkie futerko. 🙂

    Polubienie

    1. To prawda, milutkie. Ja też miałam lisie futerko. Po mamie, jeszcze z czasów, kiedy wolno było bez stresu nosić prawdziwe futra i nie bać się sprayu na plecach:)

      Polubienie

        1. No przecież obrońcy praw zwierząt są wszędzie:) Choć na pewno więcej ich w większych miastach. Tam jest miejsce na spektakularne akcje.

          Polubienie

  4. Szkodniki czy nie, chciałabym jakiegoś kiedyś zobaczyć na spokojnie na własne oczy na wolności. Znaczy, jednego kiedyś widziałam, ale przed samochodem przebiegł, więc to chwilę jedynie trwało. Zauważ, że mieszkam w pipidówce, lasów wokół masa, a wciąż nic. Ech… 🙂

    Polubienie

    1. Ha ha, to jakiś paradoks prawda?:))) Zapraszam na oględziny do Lublina, podejść do nich z bliska pewni się nie uda, co widać na moich zdjęciach, ale z dali fajnie na ich zabawy popatrzeć.

      Polubienie

  5. W parkach miejskich Berlina też się zagniezdziły lisy i…króliki.Króliki nie są dokarmiane przez ludzi, bo dobrej zieleniny w parku im nie brak. Wcale się nie boją ludzi, nawet psów się nie boją.A idąc wieczorem przez park pełen królików to aż się człowiek nieswojo czuje – zupełnie jakby wszedł nieproszony do króliczego raju. A na balkonie V piętra w jednym z budynków kaczka krzyżówka już kolejny rok zakłada gniazdo i wysiaduje pisklaki. Ponieważ właściciel mieszkania już wie, kiedy kończy się wysiadywanie i małe są gotowe do skoku za matką, wzywa pracowników z ochrony dzikich zwierząt i oni wprawnie ewakuują całą kaczą rodzinę. Najzabawniejsze, że kaczka już się nie boi tych ludzi i nie wpada w panikę, więc cała operacja bardzo sprawnie przebiega.
    O tej kaczej rodzinie opowiadali w berlińskiej TV. Nie wiem jak wygląda „dzikie życie” w warszawskich parkach bo nasza TV (mając ponoc jakąś misję do spełnienia) nie zajmuje się takimi głupimi sprawami.:))

    Polubienie

    1. W warszawskich parkach, tych małych, przyosiedlowych niestety również się dokarmia, tylko kruki. A to paskudztwo nie dość, że się rozpleniło, że potrafi zaatakować dziecko (były takie przypadki w Warszawie), to jeszcze przeraźliwie skrzeczy:) To już chyba wolę lisy. Bo niedźwiedzie to ekstremum.
      Ta historia z kaczką jest niesamowita!! Gdyby nie pomoc ludzi, pisklaki za każdym razem straciłyby życie!

      Polubienie

      1. Na moim osiedlu są jeże,nawet pod moim kuchennym oknem, w plątaninie hedery mieszkają. Poza tym są całe zgraje kotów, bezdomnych.Z ptaków najwięcej jest gawronów, kawek, wron siwych, srok, gołębi, nawet mewy przylatują. Z „drobnych” ptasząt to są sikorki bogatki i sikory modre, które w zasadzie są leśnymi ptakami.Jest mało wróbli. Latem bywają szpaki i jerzyki.U mnie, w ptasiej stołówce codziennie mam sikory – dokarmiam je orzechami arachidowymi. Cały dzień jest pełno stołowników.
        Miłego;)

        Polubienie

        1. No to mieszkasz w pięknym miejscu. Ja mam takie ptasie urozmaicenie w Lublinie, jak jestem w Warszawie to zwykle w gawroniastej dzielnicy:)Mój pies nie cierpi skrzeczących ptaków, rzuca się wtedy ze szczekaniem w stronę okna i mam jeszcze jego do kompletu:)

          Polubienie

Dodaj komentarz