Notka raczej dla najedzonych ;-)

Podobno połowa Polaków nie chodzi do restauracji, ponieważ „odpycha ich niesmaczne jedzenie, brud w lokalu i wciskanie do potraw nieświeżych składników” *. Z tą połową trudno mi dyskutować, prawdopodobnie trafiła na restauracje, które zamiast wspomnienia pełnych żołądków i cudownego rozleniwienia, pozostawiły w pamięci konsumencką traumę.

Natomiast część z tego drugiego 50 %, jeśli już wybierze się gdzieś „na miasto” to najczęściej miasto jest blisko domu, a wybór potrawy ogranicza się do dwuskładnikowej pizzy. Współczuję kubeczkom smakowym, które nie znają nowości!

Ja osobiście UWIELBIAM jadać poza domem. Gdyby mnie było na to stać, chyba w ogóle przestałabym gotować. A dodam, że gotuję rewelacyjnie. I jeśli już się wybiorę do jakiejś restauracji, to nigdy, przenigdy nie zamawiam  pizzy. No chyba, że jestem we Włoszech, ale to insza inszość. Nie wybieram pizzy z jednego, prostego powodu: ja robię najlepszą pizzę na świecie (zaraz po Giuliano z pizzerii przy Via Volturno w Rzymie, który robi ciasto nie do podrobienia:), więc nie ma sensu wydawać pieniędzy na jakieś jej namiastki:-)

W polskich restauracjach szukam zwykle tego, czego nie gotuję w domu, bo albo najzwyczajniej na świecie jeszcze nie umiem, albo robienie tego czegoś zajmuje zbyt dużo mojego cennego czasu. Wszak wolę go jednak tracić na czytanie lub pisanie.

Kiedyś pracowałam z przerwą lunchową w środku dnia. Często wtedy jadałam obiady w pobliskich restauracjach, wybierając coraz to inną kuchnię. Potem w domu starałam się odtworzyć to, co mi szczególnie posmakowało. To wtedy nauczyłam się robić pyszną zupę z cieciorki, krem curry, czy kurczaka z zasmażanym ryżem, do którego wspaniale pasował własnoręcznie robiony czosnkowy ocet. Ustalanie jego receptury, a potem właściwych proporcji składników trwało kilka dni, ale się udało! Do tej pory pamiętam smak spaghetti z krewetkami w greckiej restauracji, czy rybę z warzywami u Wietnamczyka (btw. tego samego, który słynął z tanich, ale pysznych potraw w barze na Stadionie Tysiąclecia, zanim jedno i drugie zlikwidowano).

Metodą prób i błędów dochodziłam do najbardziej zbliżonego smaku.  Zwykle się udawało, jednak zupa z cieciorki doprawiona była tak specyficzną arabską przyprawą, że do tej pory nie wiem, co to takiego. A szkoda!

No i z  tego wszystkiego zaczęłam być głodna, a od kulinarnych wspomnień burczy mi w brzuchu!:-)

*Metro 20 stycznia 2015, które powołuje się na dane wynikające z badań ARC Rynek i Opinia

14 myśli w temacie “Notka raczej dla najedzonych ;-)

  1. nie bardzo mnie stać na jedzenie poza domem ale..staram się choćby od czasu do czasu wyjść „do ludzi” żeby porównać, spróbować nowego.
    Zwiedzanie nowego miejsca zaczynam od poznawania lokalnych przysmaków.

    Polubienie

    1. Mnie też nie stać, żeby robić to tak często jak bym chciała. I jakoś tak jest, że częściej to robię w lecie, fajnie sobie wtedy usiąść w ogródku i podelektować się jedzeniem, miejscem, okolicą (jeśli jest piękna:). W każdym razie jadanie na mieście to dla mnie relaks potrójny, nie tylko możliwość wyjścia do ludzi, posmakowania czegoś nowego, ale także całkowite, totalne lenistwo. I do tego chyba najbardziej tęsknię w takich momentach jak ostatnio (zimno, wietrznie i deszczowo):-)

      Polubienie

  2. Myślę, że część tych osób co deklaruje, że nie je na mieście bo nie lubi – w rzeczywistości nie ma na to kasy. Ale lepiej brzmi jak się powie „nie jem bo mi nie smakuje w knajpie”.
    Ja lubię jeść w restauracjach. Niestety ich ilość i różnorodność w Warszawie wciąż pozostawia wiele do życzenia (co też się wiąże z kasą: mniej ludzi przychodzi mniej knajp się otwiera). Oczywiście zawsze coś można sobie znaleźć ale to jeszcze nie jest szczyt marzeń.

    Polubienie

    1. Właśnie! Mój portfel też nie pęka w szwach, dlatego jadam tylko wtedy, kiedy mogę sobie na to pozwolić. Albo jeśli mój mąż mnie zaprosi:))) W każdym razie mam kilka swoich ulubionych. Nie pamiętam nazwy tej greckiej restauracji ale mieściła się na Jasnej. Kojarzysz może, czy jeszcze tam jest? Wybieram się do Warszawy niedługo, będę chciała zajrzeć.

      Polubienie

      1. pewnie chodzi Ci o Paros?

        z tego co wiem wciąż tam jest i wciąż nieźle można tam zjeść – więc nakręcaj męża niech Cię zabiera na dobrą sałatkę lub owoce morza 😉

        Polubienie

        1. Tak, tak!! To Paros! Dzięki:)) Byłam tam kilka razy, więc rzeczywiście wszystko co jadłam było mniej lub bardziej pyszne. Jedynie ceny trochę wysokie, ale cóż….centrum miasta. Nakręcam go, problem tylko w tym, żeby był tzw. czas wolny na tego typu wypady. W Warszawie mamy zawsze bardzo napięty plan.

          Polubienie

  3. A ja lubię pizzę. Fakt, że w moim mieście jest wiele pizzerii i oferują naprawdę smaczne jedzenie, w dodatku niedrogie.
    Za to na mieście nie pijam drinków – robię lepsze 😉

    Polubienie

    1. A widzisz, każdy swój wybór czymś uzasadnia, prawda?:) Ja lubię poznawać nowe smaki, zamykanie się w obrębie jednej (czy kliku) potraw, to nie dla mnie. Ale wiem, że są ludzie, którym tego typu nowości nie są do niczego potrzebne. Taki był mój tata, tradycjonalista w każdym calu. On w ogóle nie przepadał za pizzą, nawet moją:)no i żeby było jasne, ja bardzo lubię pizze, chodzi tylko o to, że umiem ją sobie sama przyrządzić:)

      Polubienie

  4. Jadam na miescie bardzo czesto, jestem sama, wiec dla jednej osoby gotowac mi sie nie chce, a poza tym kuchnia to nie moje ulubione miejsce, co nie oznacza, ze gotowac nie umiem.

    Polubienie

    1. Jak mieszkałam sama, też najczęściej jadałam na mieście. Mogłam co prawda sama gotować, ale po pierwsze, tak jak piszesz, dla jednej osoby to mi się nie chciało, po drugie, gotowanie dla jednej osoby jest nudne, nikt potem nie zajada się, nie chwali:), po trzecie, gdyby nawet przyjąć względy ekonomiczne, to żeby się opłacało, trzeba byłoby nagotować tego żarcia na cały tydzień, a kto by jadł codziennie to samo. Nuda po raz drugi:)

      Polubienie

  5. Nie lubię jeść na mieście. Zresztą jestem na bezglutenie, więc tym bardziej mi restauracyjne jedzenie nie pasuje. Odkąd zobaczyłam kilka programów nakręconych kamerą ukrytą w restauracyjnej kuchni,już sama myśl, że może w tej restauracji jest tak samo lub podobnie, przyprawia mnie o brak apetytu. Zresztą ostatnio to jakoś mało jestem zainteresowana jedzeniem.
    Miłego, 😉

    Polubienie

    1. Myślisz, że plują do jedzenia?:))) No mam nadzieję, że jednak nie. Mam swoje ulubione miejsca i ulubione potrawy serwowane w tych miejscach. Lubię gotować, ale to pochłania dużo czasu. Wolę wyjść z kimś fajnym, zjeść coś fajnego i pogadać przy tym o czymś fajnym:)) Nie uruchamiam wyobraźni dotyczącej tego co za drzwiami kuchni, może jestem zbyt ufna:) Miłego!:)

      Polubienie

Dodaj komentarz