wszelkiej pomyślności i sukcesów
w nadchodzącym Nowym Roku
i dziękuję
że ciągle jeszcze tu zaglądacie:-)
Caffe
Caffe
Mąż kupił nam bilety na „Gwiezdne wojny”. Wiecie, na ten film o różnych stworach z kosmosu, dużej małpie wydającej co chwila niekontrolowane dźwięki, no i rycerzach Jedi walczących z mocami zła. Powiedział też, że ponieważ kiedyś obejrzałam tylko jeden z odcinków i było to bardzo dawno temu, muszę nadrobić zaległości, bo nie będę wiedziała who is who.
Sześć dwugodzinnych filmów???!! – pomyślałam przerażona, ale udałam entuzjazm, bo mój mąż (jak chyba większość facetów) jest ogromnym fanem sławetnego: „Dawno dawno temu, w odległej galaktyce….”
Ja nigdy nie rozumiałam tego gwiezdnego szaleństwa. Tego, że telefony dorosłych ludzi rozbrzmiewają melodyjką z filmowej czołówki, że poważny skądinąd 40-latek nosi T-shirt z zielonym cudakiem, kupuje swoim dzieciom maskę Lorda Vadera lub świetlisty miecz Luke’a Skywalkera, a potem toczy z nimi wirtualne pojedynki:-)
Rozumiecie, mąż jest z tych co to te dzwonki, czy maski ….
Moi Drodzy, nie przypuszczałam nawet, że będzie tak trudno..bo przecież uwielbiam filmy, których akcja toczy się w przyszłości.
Kiedy wszedł do kin „Total recall” z Arnoldem Schwarceneggerem, obejrzałam go dwa razy, a potem oglądałam za każdym razem, kiedy była emisja w tv. Magia przyszłości, której nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, ale która może się ziścić (jak kilka gadżetów z „Powrotu do przyszłości”). U George’a Lukasa jest nieco inaczej. „Gwiezdne Wojny” to w zasadzie bajka wizualizująca pewien moment międzygalaktycznej historii i ta nieokreśloność oraz bajkowość mi właśnie przeszkadza. Świetna jest natomiast II część, w której bohaterowie przemierzają podniebne miasta, mijają domy zawieszone pod baldachimem chmur. Życie toczy się w powietrzu, na ziemi, pod wodą. Niesamowita wyobraźnia twórców, bliska moim wyobrażeniom. Świetne jest przesłanie: tak żyć, by nigdy nie przekroczyć ciemnej strony mocy.
Wracając do Gwiezdnych Wojen. Oglądając trzy pierwsze części zasypiałam kilka razy, czwartą część katowałam w dwa kolejne wieczory. Kiedy zasnęłam po 10 minutach piątej części, wkurzony mąż ostentacyjnie wyłączył telewizor i wyszedł z pokoju. Dobra, może go trochę uraziłam. Również tym, że na samym początku nie mogłam zapamiętać jak się nazywa Obi-Wan Kenobi…. i na potrzeby filmu nadałam mu ksywkę….. „Ołkidołki” 😉
Dzisiaj będzie 6 część…….już się boję:-)