Jeszcze raz o kierowcach, lekko feministycznie:-)

Dawno dawno temu pisałam o pewnym amerykańskim maratończyku, który zapomniał gdzie zostawił samochód i aby go odnaleźć musiał poprosić o pomoc policję, ale tak naprawdę pomogła mu dopiero agencja reklamowa (Tu). Trochę pośmiałam się wtedy z jego gapiostwa, bo ja sama nigdy czegoś takiego nie przeżyłam.

Nie na ulicy…. Jednak przyznaję bez bicia, że kiedy pojechałam na otwarcie lubelskiego centrum handlowego Felicity, nie zapamiętałam numeru parkingowego i gdyby nie kolega z pracy, którego podwoziłam do tego centrum, bo też miał tam coś do załatwienia, byłby problem. To naprawdę bardzo duży parking, podzielony na sektory kolorami, kolory kwadratami oznaczonymi literami, a na końcu są przecież jeszcze cyfry oznaczające miejsca.

Oj, oczywiście pewnie bym ten samochód w końcu znalazła, ale ile by to trwało? Na szczęście wykonałam „telefon do przyjaciela” i przynajmniej dowiedziałam, jaki to był kolor:-).

Co do parkowania w obcym mieście, zawsze staram się zapamiętać coś charakterystycznego, jeśli już nie mogę zapisać nazwy ulicy. Dzisiaj zresztą nie ma problemu. Robisz fotkę telefonem komórkowym i po bólu. Pod warunkiem, że się o tym pamięta.

Niektórzy turyści odwiedzający Zakopane najwyraźniej często nie pamiętają*. A potem wstydzą się przyznać policji prawdę i ściemniają, że auto zostało skradzione,  że jeszcze rano stało „o tu, na tej ulicy”. Bywa, że dopisują do kradzieży jakąś dodatkową, uwiarygadniającą historyjkę. I tu Caffe feministka trochę pośmieje się z facetów. Bo to z całą pewnością oni muszą ściemniać, próbując zachować twarz, dumę czy wypracowany przez lata obraz macho. Mężczyzna nigdy nie zapomina o swoim aucie, mężczyzna się orientuje, mężczyzna wie! 🙂

Kobieta na pewno by się przyznała:)

 

*Sobotnie Fakty TVN24