Bez kolejek do kasy, bez gotówki

ale z kasą na koncie i aplikacją mobilną. Tak działa nowo otwarty sklep Amazonu – Amazon Go.

Można sobie brać do koszyka co się chce, pakować od razu do torby czy plecaka, a potem aplikacja to wszystko sama podliczy i ściągnie kupującemu pieniądze z konta.

Ja gadżeciara, która w dodatku uwielbia wszelkie aplikacyjne udogodnienia na swoim smartfonie, w tym wypadku jestem na nie.

Uważam, że niektórzy nie powstrzymaliby się przed zakupowym szaleństwem, bo skoro stanu konta nie widać, to w myśl powiedzenia: co z oczu to i z serca. No dobra, ja bym się mogła nie powstrzymać. Bo w Amazonie jest wszystko, WSZYSTKO. Tyle dobra!:-) No może z wyjątkiem mebli i biżuterii. I tak łatwo potem przy wyjściu zrobić jeden klik telefonem komórkowym

A potem piniendzy ni ma:-)

Ok, może i podobnie jest z kartą płatniczą, ale jednak, zanim się wprowadzi kod PIN, mamy chwilę na głos rozsądku i racjonalne zastanowienie:-)

Zalety

Nie chwaliłam się jeszcze, że zmieniłam pracę. Już dawno się tu niczym nie chwaliłam, btw:-)

W każdym razie, zmieniłam i trzeba było się przestawić na inne oczekiwania i priorytety.

À propos oczekiwań: nowością jest to, że teraz zawsze muszę uczestniczyć w spotkaniach mojego szefa. Jestem jego drugim wzrokiem i słuchem. Po każdym spotkaniu robię roboczą notatkę, protokół czy zapisuję wnioski. Szef to oczywiście potem uzupełnia, coś tam koryguje merytorycznie, ale ja nadaję temu pierwszy rys. A zwykle jest o czym pisać.

Protokołowanie jest fajne i niefajne jednocześnie. Fajne, bo jako uczestnik spotkania jestem w centrum wydarzeń. Wiem jakie są plany firmy, czy mojego szefa, w jakim kierunku będziemy się rozwijać jako podmot gospodarczy, czy choćby dlaczego nowy minister jest lepszy od starego:-)

Niefajność polega na konieczności ciągłej koncentracji. Nie można się na chwilę wyłączyć i myśleć o niebieskich migdałach. Jak potem wytłumaczę dziurę w notatce? Przecież nie powiem, że w momencie gdy pan Kowalski referował projekt kampanii reklamowej, ja rozważałam co zrobić na obiad:-)

Zdecydowaną zaletą jest to, że w ogóle wychodzę z biura, że poznaję nowych ludzi, bywam w takich miejscach Warszawy, do których bym pewnie nigdy nie trafiła.

Wartość edukacyjna – bezcenna.

Ciągle obco

Ciągle też  jeszcze nie zindywidualizowałam szaty graficznej. Skupiłam się na korespondencji z zespołem wsparcia. Trochę też obawiam się, że import się nie uda i będę zmuszona szukać miejsca gdzie indziej. A jesli tak, to po co niepotrzebnie tracić czas na upiększanie.

Będzie mi brakowało onetowego promowania blogów, onetowego rankingu, blogowych wojenek i blogowego wyścigu szczurów (czy ktoś jeszcze pamięta przyznawane przez Onet gwiazdki?:-) Ja się wszystkiego dowiadywałam właśnie tam, w Onecie. Kto mi teraz to wszystko powie? Kto podrzuci co smakowitsze kąski?

I chociaż WordPress sam w sobie wydaje się być bardzo intuicyjną platformą, to czuję się porzucona.

Tak Drogi Onecie 😦

Porzucona i zapomniana.

Kręci się

Ikonka oznaczająca importowanie treści z poprzedniego bloga kręci się nadal. Jestem w stałym kontakcie z supportem WordPressa, ale……to trwa już 4 doby.

Nie jestem zdziwiona ani zła, przy każdym przenoszeniu bloga miałam jakiś problem, więc czemu by nie teraz:)

No i ciągle jeszcze się nie zrażam, więc…… będziemy w kontakcie 🙂

Trzecia blogowa przeprowadzka

Najpierw była platforma Onetu, potem transport za pośrednictwem Onetu na platformę onetowo – wordpressową, teraz całkowity wordpress. Chaos totalny, ale mam nadzieję, że z czasem do ogarnięcia. Strona firmy, w której teraz pracuję zawieszona jest na wordpressie, więc liczę na szybki edukacyjny update.

Albo poprzedni blog był tak zapełniony, że import po prostu nie zadziałał, bo trwa już ponad 24 godziny, albo potrzebuję pomocy. Fakt, że są to pliki z 10 lat blogowania, ale mimo wszystko wydaje mi się, że coś poszło nie tak. Widzę w tym pewną złośliwość losu, bo jak nazwać to, że gdy w końcu znowu mam czas na blogowanie, blog  się zbiesił.

Jeszcze się nie poddaję. Pliki z bloga.pl zaimportowałam, wiec w razie czego mam bazę. Wysłałam prośbę o pomoc, ale nie wiem w jakim tempie pracownicy wordpressa reagują. Mam nadzieję, że szybko, bo procesu importowania przerwać nie mogę, a ikonka się kręci i kręci i kręci.

Jeśli ktoś ma jakieś dobre rady, to chętnie przyjmę wszystkie.

Panie zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji (Tomasz z Akwinu)

Jak pewnie każdy, także i ja, mam swoje ulubione miejsca w sieci, które odwiedzam, lubię i oglądam cyklicznie. Niektóre polajkowałąm, inne zasubskrybowałam, do jeszcze innych ściągnęłam aplikację i kiedy tylko pojawia się coś nowego, dostaję powiadomienie, że jest.

No i właśnie na jednym z tych kanałów obejrzałam filmik blogerki, vlogerki, posiadaczki instagrama, facebooka, snapchata, popularnego kanału na youtubie i być może czegoś tam jeszcze, o czym nie wiem, że istnieje, ale jeśli istnieje to ona na pewno go ma! 🙂

Ta blogerka uaktywniła się właśnie na snapchacie (jest snapchaterką?:-), przepraszając, że zaniedbała tę formę kontaktu z subskrybentami, że postara się poprawić, będzie bywać, wrzucać, snapować i w ogóle będzie fajnie….a potem to już mówiła właściwie o niczym. Jak to na snapchacie.

No i ja właśnie wtedy uzmysłowiłam sobie, że NIE, nie uważam, że trzeba być aktywnym na każdej jednej istniejącej platformie społecznościowej i wrzucać treści o niczym tylko po to, żeby zaznaczyć teren.

Oczywiście, że chodzi głównie popularność, pławienie się w blasku rozpoznawalności, czy bardziej przyziemne kwestie, jak dzisiejsze pojmowanie nowoczesności, to żeby być na czasie, na pierwszym miejscu lub na tyle wysoko w rankingu, by móc ten wskaźnik eksponować w kręgu znajomych lub innych (a użyję tego słowa) userów czy followersów. I to akurat się mocno łączy z kwestią popularności.

Jednak chyba lepiej angażować się w mniej, nazwijmy to, projektów medialnych niż gadać o pogodzie. Co innego, gdy ma się naprawdę wiele do przekazania, dzieli własne kanały tematycznie, i na każdym z nich dzieje się coś interesującego. Ale to jest bardzo rzadkie i trudne.

Lepiej ograniczyć własne zaangażowanie do jednego miejsca w sieci, choć oczywiście, że wtedy istnieje ryzyko, że wypadnie się z obiegu, wprawy, a nawet pamięci czytelników.