Tl;tr

To nie pomyłka, taki właśnie jest tytuł tej notki. Tl;tr to skrót, na który trafiłam w najnowszej książce Remigiusza Mroza, a ponieważ go nie znałam, wygooglowałam i okazało się, że rzeczywiście istnieje i oznacza „to long to read”. Z kontekstu bym tego nie wyłapała, ale teraz rozumiem zamysł. Słyszymy, że coś jest zbyt długie, żeby przeczytać, więc albo jest za mało czasu, albo ktoś nam delikatnie daje do zrozumienia, że nasz tekst to nuda, że może trzeba pisać treściwiej, albo dzielić wypowiedź na mniejsze fragmenty.

Jako polonistka powinnam być oburzona ubożeniem (ale fajna aliteracja!!:-) polszczyzny. Jako racjonalistka uważam, że w pewnych sytuacjach to jest jedynie rezultat postępującej ekonomizacji wypowiedzi. Świat się zmienia, my się zmieniamy, ciągły pośpiech, wielozadaniowość, mnóstwo bodźców dokoła, więc i język musi nadążać. Musi się wpasować w szaleńcze tempo robienia wszystkiego naraz. O tej ewolucji języka pisałam wiele razy w różnych kontekstach (np: Nie czekając na wenęDużo czelendżu było w tym rokuO środkach przeciwbólowych i uwalnianiu emocji, Czwartek przedwyborczy). Zresztą nie tylko ja:-)

Bo język jest jak plastelina, w którą można wkleić mnóstwo różnokolorowych, pozornie niepasujących elementów, można też z niej odrywać to, co wydaje nam się w danym momencie zbędne. Paradoksalnie taki utworzony na potrzebę chwili, czy jednej jedynej wypowiedzi neologizm, może zacząć żyć własnym życiem i zająć mocne miejsce w codziennym słowniku (tak jest z „odjaniepawlać”, „wszystkomający”, czy choćby z ubiegłorocznym młodzieżowym słowem roku, „XD”). I ja właśnie to w języku mówionym kocham. Pamiętajmy, że to jest próba uatrakcyjnienia przez nadawcę tej swojej produkowanej w danym momencie wypowiedzi. On chce rozśmieszyć, zainteresować, zabawić i na koniec zostać właściwie zrozumianym. Ten liberalizm lingwistyczny dotyczy tylko języka mówionego, żeby nie było. Język pisany, bardziej formalny, to już zupełnie inna historia, od niego wymaga się znacznie więcej.

Ale wracając do tytułowego skrótowca, ja pewnie nie odpowiedziałabym „tl;tr”, ale młody człowiek, któremu zależy na tym, by nadążać za językową modą, by pokazać, że identyfikuje się ze swoją grupą rówieśniczą, z odbiorcami, chętnie sięgnie po takie słowotwórcze smaczki.

Td’tu?

(Angielski skrótowiec utworzony na potrzebę notki :-). Jakieś pomysły, co oznacza?)


This is not a mistake, this is the title of that note. Tl; tr is an acronym that I found in the newest book of Remigiusz Mroz, and because I did not know him, I gloogled it and turned out that it really exists and means to long to read. From the context, I would not have caught it, but now I understand the idea. When you hear that something is too long to read, it is also an information that maybe you should write more interesting, or divide the content into smaller sections.

I graduated Polish studies so, I should been shocked by poverty of Polish language, but as a rationalist, I think that in certain situations it is only the result of the progressive economization of expression. The world is changing, we are changing, constant rush, multitasking, a lot of stimuli around, so the language has to keep up. It must fit into the crazy pace of doing everything at the same time. I have written about this evolution of the language many times in different contexts (eg: Nie czekając na wenęDużo czelendżu było w tym rokuO środkach przeciwbólowych i uwalnianiu emocji, Czwartek przedwyborczy). I am not the only one 🙂

Because the language is like a plasticine, in which you can paste a lot of differently colored, seemingly mismatched elements, you can also detach, what seems unnecessary at the moment. Paradoxically, such a neologism created for the need of the moment or one single expression, may start to live its own life and take a strong place in the everyday dictionary (eg. LOl, XD as a word).

And I love it in spoken language. Let’s remember that this is sender’s obligation to attempt to make his current expression more attractive. He wants to make receipients laugh, interest, have fun and be understood properly. This linguistic liberalism applies only to the spoken language, let me say. A written, more formal language is a completely different story, there are many more requirements here.

But returning to the title acronym, I probably would not answer „tl; tr”, but a young man who cares about keeping up with language fashion, to show that he identifies with his peer group, with recipients, will gladly reach for such new formed neologism .

Td’tu?

(An English shortcut created for the need of a note :-). Any ideas, what does it mean?)

Prawo do decydowania/ Right to decide

Przeczytałam wczoraj na Onecie felieton „Najważniejszy lek na depresję to wiedza”, w którym Paulina Młynarska przyznaje się do choroby oraz etapów poprzedzających ją, tj. cyklicznych jesiennych spadków nastroju (w tym miejscu tematycznie nawiązuję do powakacyjnej melancholii, braku słońca, emocjonalnego doła, opisywanego kilka notek temu, np. tu). Dzisiaj o problemie przedłużających się okresów przygnębienia, a także o zdiagnozowanej depresji mówi się głośno i odważnie.

Paulina przyznała, że: „gdyby nie pomoc i trzeźwość myślenia moich mądrych przyjaciółek, gdyby nie ich stanowcze działania, by mnie zaciągnąć do lekarza i przypilnować, abym trzymała się jego zaleceń, byłoby ze mną superkiepsko. Dzięki nim zrozumiała, jak bardzo potrzebuje pomocy terapeutycznej, skorzystała więc z terapii, ale co ważne, nie przerwała jej nawet przy pierwszych objawach poprawy.

W tym momencie mogłabym skończyć czytanie felietonu, uznając, że ja to wszystko o depresji już wiem. Z wywiadów innych celebrytów, z filmów, z Google, czy z różnego rodzaju mediów, które uwielbiają pisać o ludzkich tragediach.

Jednak Paulina Młynarska powiedziała coś bardzo ważnego, o czym chcę wspomnieć. Otóż, ona wybrała kilka zaufanych osób z bliskiego otoczenia i poprosiła, by wysłuchały wszystkiego co wie o swojej depresji od lekarzy i jakiego typu pomoc może jej być potrzebna, gdyby nastąpił nawrót choroby. Dała im prawo do działania nawet wtedy, gdyby broniła się przed udzieleniem pomocy.

I to co wyboldowałam jest według mnie najważniejsze w całym felietonie.

Czy wiesz jak zachować trzeźwość myślenia i zadziałać w sposób stanowczy wobec osoby, która na skutek choroby zatraciła zdolność właściwej oceny rzeczywistości i uważa, że nie potrzebuje żadnej pomocy? Tylko postępując wbrew niej, nawet jeśli serce pęka.  Czy ktoś z Was był kiedyś w takiej sytuacji?

Ponieważ zarówno samej depresji, jak i innych chorób psychicznych, jest coraz więcej (nie będę pisać o wpływie cywilizacji, bo to temat na inną notkę), uważam, że w tym przypadku (ale też w wielu innych) powinno się postępować podobnie, jak przy udzielaniu zgody na pobieranie narządów. Trzeba to zrobić odpowiednio wcześniej, zaufać komuś na tyle, by porozmawiać z nim szczerze o własnych obawach, o tym jakie mamy oczekiwania w przypadku choroby, wypadku, śmierci (zostać skremowanym czy nie, utrzymywać resuscytację, nawet jeśli nie ma nadziei czy odłączyć aparaturę, itp.) i udzielić tej osobie prawa do działania w naszym imieniu, gdy utracimy zdolność do jakiekolwiek reakcji.


I read on the Onet column yesterday „The most important drug for depression is knowledge”, in which Paulina Młynarska admits to the disease and stages preceding it, i.e. cyclical fall moods (in this place I refer thematically to post-vacation melancholy, lack of sun, emotional pits, described a few notes ago, e.g. here). Today, about the problem of prolonged periods of sadness, as well as diagnosed depression, is spoken out loud and boldly.

Paulina admitted that „if it were not for the help and sobriety of thinking of my wise friends, if it were not for their firm actions to take me to the doctor and to make sure that I stick to his recommendations, it would be really bad.” Thanks to them, she understood how much she needed therapeutic help, so she took advantage of the therapy, but what is important, she did not stop it even at the first symptoms of improvement.

At this moment, I could finish reading a column, considering that I know everything about depression. From interviews with other celebrities, from films, from Google, or from various media that love to write about human tragedies.

However, Paulina Młynarska said something very important, which I want to mention. Well, she chose a few trusted people close to her, and asked them to listen to everything she knew about her depression from doctors and what kind of help she might need if she had a relapse. She gave them the right to act even if she would defend herself against providing help.

Do you know, how to keep the sobriety of thinking and act decisively in the face of a person who, as a result of illness, lost the ability to properly assess reality and believes that he does not need any help?
The answer is: only by acting against it, even if the heart breaks. Have you ever been in such situation?

Because there is more and more of depression as well as other mental illnesses (I will not write about the influence of civilization, because this is a topic for another note), I think that in this case (but also in others that I will mention in a moment) should be proceed in the same way as when consenting to the procurement of organs. You have to think about it sooner, trust someone enough, to talk honestly about your fears, what are your expectations in case of illness, accident, death (to be cremated or not, to keep resuscitating even if there is no hope etc.) and give this person the right to act on our behalf when we lose the ability to any reaction.

Znowu o kasztanach/ About chestnuts again

Ostatnio było tak ciepło, że kasztanowiec rosnący obok Agrykoli zgłupiał, i nie mógł się zdecydować, czy nadal owocować czy znowu kwitnąć. Wiec próbował robić jedno i drugie jednocześnie 🙂

Z tej konsternacji zrzucił prawie wszystkie wszystkie liście.

20180921_1528516390093457833764018

Recently was so warm that the chestnut growing next to Agrykola was crazy, and could not decide whether it would continue to bear fruit or blossom again. So he tried to do both at the same time. 🙂

It dumped almost all the leaves becouse of this consternation.

Pamięć skojarzeń/ Memory of associations

Kasztany od zawsze kojarzą mi się z beztroską. Jak takie małe coś, trzymane przez chwilę w dłoni, może wpływać na kondycję psychiczną człowieka? No może. Podobnie, ale znacznie intensywniej bywa z zapachami, o ile wcześniej nastąpiło ich skojarzenie z czymś miłym. Piszę o sobie, ale podejrzewam, że nie tylko ja tak mam. Szkoda, że nie można takiego ulotnego zapachu zamknąć w fiolce z atomizerem i naparzać nim dokoła własnego nosa, gdy dopada przygnębienie. Ileż to byłoby mniej depresji na świecie:-).

Tak samo jest z przyrodą. Coś, co się kiedyś skojarzyło bardzo pozytywnie, siedzi w głowie do dziś.  Gdy np. ściskam w ręku owoc kasztanowca, odczuwam najprawdziwsze, niczym nie zmącone szczęście. To jest oczywiście ulotna chwila, takie wspomnienie z przeszłości, które przeleci przez głowę i poleci dalej.

Ale zanim wyleci, przypomni mi podstawówkę, mały, PRL-owski klocek, identyczny jak setki innych w tamtych czasach. Klasę, w której odbywały się zajęcia praktyczno-techniczne. Pamiętam, że wychowawczyni robiła co mogła, żeby zainteresować dzieci robótkami ręcznymi, które według tamtego programu nauczania, mogły się przydać w dorosłym życiu. Jak się przydawały w dorosłym życiu kasztanowe ludki?

Kto kiedykolwiek musiał zabawiać znudzone jesienną niepogodą dzieci, ten wie:-)


Chestnuts have always been associated with carefree on my mind. How can such a small thing, held for a moment in a hand, affect the mental condition of a person? Well, it can.

Similarly, but much more intense is about fragrances, if they were previously associated with something nice. I write about myself, but I suppose that it’s not just me the only one. It is a pity that such an elusive fragrance can not be enclosed in a vial with an atomizer and whaling it around your own nose when you feel in glum. How much less depression in the world would be :-).

It’s the same with nature. Something that has been associated very positively in the past, is still in the mind. For example, if I hold chestnut fruit in my hand, I feel the real, unspoiled happiness. This is of course a fleeting moment, a memory from the past that will fly overhead and fly away.

But before it fly away, it will remind me of the primary school, a small, PRL’s cube, identical to hundreds of others in those days. A class in which practical and technical classes were held. I remember that the teacher did her best to interest the children with handicrafts, which, according to that curriculum, could be useful in adult life. How were chestnut guys useful in adult life?

Who ever had to entertain bored kind in the rainy autumn days, he knows 🙂

Z obowiązku blogowego/ From the blogger’s obligation

Ta piosenka jest pisana dla pieniędzy” – śpiewa mi się dzisiaj od rana.

Notka natomiast pisana jest z obowiązku blogowego, żeby się nie zasiedzieć w blogowej bezczynności, choć wcale nie uważam jej za coś złego. Pisać, nie pisać, jakie to ma k… znaczenie, w porównaniu z problemami tego świata, co?

Kiedyś chciałam zostać dziennikarką, naiwnie myślałam, a raczej marzyłam, żeby pisać o rzeczach wielkich (co to takiego?), żeby wpływać na ludzi, choćby w małym stopniu, ale krok po kroku zmieniać to, co złe. Dzisiaj sobie myślę, stara, masz pięćdziesiątkę na karku! Ratuj co się da, z tego, co tam ci jeszcze zostało.

Nasze wakacje nadeszły w smutnych okolicznościach, więc pierwsze dni w Grecji, to ciągłe rozmowy o śmierci Adasia, potem, na szczęście, trochę nam odpuściło.

Człowiek to jest takie dziwne stworzenie, trzyma się dzielnie, gdy wie, że już za chwilę oderwie się od rzeczywistości i przeżyje, choćby 10-dniowy odlot w nieznane. Więc spina pośladki, wypełnia obowiązki, z nadzieją, że podczas jego nieobecności, wszystko się wyprostuje, wygładzi, wróci do normy. A potem człowiek wraca i uświadamia sobie, że nic się nie zmieniło. I że to właśnie jest norma.

To już wiecie, w jak optymistycznym nastroju jestem dzisiaj.


This song is written for money” – I sing today from the early morning.

The note, however, is written from the blogger’s obligation not to stay in the blog’s inactivity, although I do not consider it is something bad at all. Write, or not to write, what does it the f… matter, compared to the problems of this world, what?

Once I wanted to become a journalist, I naively thought, or rather dreamed to write about great things (what is it?), to impact for people, even to a small extent, but to change what is wrong with, step by step. Today I think, old, you have a 50’s on the back of your neck. Rescue what you can, from all of that you still have left.

Our holidays came in sad circumstances, so the first days in Greece are constant talks about Adam’s death, then, fortunately, we had let go a little.

Man is such a strange creature, he stays brave, when he knows that in a moment he will break away from reality and experience, if only a 10-day flight to the unknown. So he binds his buttoms, he does what he should do, with the hope, that in his absence, everything will straighten, smooth and return to normal. And then he comes back and realizes that nothing has changed. And that this is the norm.

You already know how in optimistic mood I have today.

Filozoficznie / Philosophically

Też tak macie, że wracacie z urlopu, do Waszej codzienności i niby wszystko jest ok, ale generalnie jakoś słabo? Pogoda w szczodrobliwości swej, stara się nam, co prawda, w tym roku słonecznymi dniami rekompensować przemijanie, ale jeśli o mnie chodzi, z mizernym skutkiem.

Przeglądałam wczoraj zdjęcia z Grecji i znalazłam taką oto fotkę, to w zasadzie fragment większego ujęcia, które wkleję potem, bo teraz chcę w zbliżeniu pokazać szczegóły.

Nie sądzicie, że ma ono głębszy, filozoficzny wydźwięk?

20180828_195242~26609718406129473915..jpg

Zrobiłam je na jednym z rodyjskich wzgórz. Chwilę wcześniej wbiegliśmy na taras widokowy, żeby złapać zachodzące w morzu słońce. Nie wyszło, bo akurat tego dnia słońce zachodziło w chmurach [musiało wtedy akurat w chmurach???;-)]. Nieco rozczarowani, noga za nogą, wracaliśmy piękną promenadą, w kierunku dworca.

I właśnie wtedy zobaczyłam tego mężczyznę, i biegającego dokoła ławeczki psa. Mężczyzna siedział sobie z rękami założonymi za głowę, w bezruchu, zapatrzony w morze. Spokój, cisza uderzających o brzeg fal i człowiek, który nigdzie się nie spieszy, wygląda jakby nie miał problemów, jakby nic, poza kontemplacją piękna natury, go nie interesowało. Czegóż można pragnąć więcej? Tylko on i wszechświat.

A tu zdjęcie z morzem w tle, widzicie ławeczkę prawie na skraju urwiska?

wp-1536759543347582718989207833956.jpg

Co ja bym dała, żeby móc siedzieć tam teraz zamiast niego.


Do you also have the same feelings, that you come back from vacation, to your everyday life and everything seems to be okay, but in general somehow poor? The weather in her generosity, is still giving us many sunny days to compensate for passing, but as far as I am concerned, with a miserable effect.

I was browsing photos from Greece yesterday and I found this one below, it’s basically a part of a larger shot, which I’ll paste later, because now I want to show the details in close-up.

Do not you think that this shot has a very philosophical overtone?
I made them on one of the Rhodian hills. A moment earlier we ran to the observation deck to catch the setting in the sea, sun. It didn’t work out, because that day the sun was setting in the clouds [must it have been in the clouds ? ;-)]. Somewhat disappointed, dragging our feet, we were coming back down throught the beautiful promenade, towards the station.

And suddenly, I saw this man, and his dog running around the bench. A man sat with his hands behind his head, motionless, staring at the sea. Tranquility, the silence of the waves hitting the shore and a man who is not in a hurry anywhere looks as if he had no problems, and if nothing, except contemplation of the beauty of nature, interested him. What can you need more? Only you and the universe.

And here a photo with the sea in the background, do you see the bench almost on the edge of the cliff?
How much would I give, to be able sitting there instead of him.

Scenka rodzajowa: W Ikei/ Short story: At Ikea

Warszawska Ikea na Targówku, jakieś prace remontowe, wejście ogrodzone dyktą, a na ogrodzeniu napis „Tu powstaje wybieg dla reniferów„. Mijam dziewczynę i chłopaka, zdecydowanie para, idą za rączkę. Ona do niego:

 – „Dlaczego akurat jebane renifery i to kurwa w Warszawie?”

To się trochę wpisuje w komentarz do notki „Mentalność ponad prawem”, w którym pisałam o potrzebie zachowywania przez kobiety minimum klasy. Nie wiem jak Was, ale mnie takie ostentacyjne przeklinanie wkurza. Jeśli to nie ostentacja, a norma, to ręce opadają.

Btw. o przeklinaniu, a w związku z tym o ubożeniu języka pisałam dawno dawno temu TU, jest gorzej niż było?

***

Wyjeżdżam z parkingu, w samochodzie otwarta szyba, upał na zewnątrz, upał w środku. Na przejściu matka z trójką dzieci w wieku 4-6 lat, jedno drugie trzyma za rączkę. Byłoby uroczo, gdybym nagle, podjeżdżając do tego przejścia nie usłyszała:

– Stójcie dzieci, bo przecież żadne bydło nas nie przepuści!

Zawsze przepuszczam pieszych na przejściu, więc to oczywiste, że i tym razem zahamowałam, ale nie mogłam się powstrzymać od odpowiedzi:

– No widzi Pani? Jednak jakieś bydło się zatrzymało.

Matka zaczęła mnie przepraszać, że to nie było do mnie, że to do tych poprzednich. Jasne, że nie do mnie, ale akurat ci poprzedni nie usłyszeli, a ja i dzieci tak. A niech się od maleńkości uczą, że ludzie to bydło, nie?:-)

Czytaj dalej „Scenka rodzajowa: W Ikei/ Short story: At Ikea”

Akcja segregacja/ Action segregation

Ja jestem za! Za segregowaniem śmieci, recyklingiem, kupowaniem rzeczy wielokrotnego użytku, sprzątaniem po sobie na plaży i wszędzie. No tak mnie wychowano, że nie lubię zostawiać po sobie syfu, a jeśli chodzi o segregację, wpisuje się ona w moją empatię dla matki Ziemi:)) O!

Mój ekologiczny światopogląd, każe mi też nie zostawiać śmieci w miejscach do tego nieprzygotowanych, dlatego np. wyrzutą gumę zawsze niosę do śmietnika (nawet jeśli go nie ma przez kilka kolejnych kilometrów), a nie rzucam gdzieś w trawę. Wiecie, że taka plujka rozkłada się w ziemi aż 5 lat? A szklana butelka aż do 4 tys. lat, choć podobno znaleziono koraliki ze szkła jeszcze starsze, bo datowane na ok. 2000 lat p.n.e.!! Powaga. Właśnie dlatego, plaża w Grecji, na której lubiliśmy spędzać czas, jest usłana mnóstwem wyrzuconych na brzeg różnego koloru szkiełek, wygładzonych przez morze i piasek. Niech tylko jeden człowiek na świecie wyrzuci do wody tylko jedną butelkę i tak przez następne setki lat, to powstanie niewyobrażalna liczba.

Ten zielony to włąśnie „szmaragd”:-)

Mój mąż nazywał te zielone kawałeczki szkła szmaragdami, bo w wodzie błyszczały rzeczywiście przepięknie. I wiecie co? Miał trochę racji, bo to jest szmaragdowe bogactwo setek lat ludzkiego niedbalstwa.

Ale nie tragizujmy tylko bierzmy się do roboty! Zróbmy coś z tym!

Ja chętnie przyłączyłabym się do akcji sprzątania plaż…, inna sprawa, że robiłabym to najchętniej na Karaibach, ale ad rem :-). To powinno się robić w ramach akcji społecznych, w ustawowo wolnym od pracy dniu. Chyba chcemy, żeby nasze praprawnuki też miały kiedyś szansę cieszyć się przyrodą.

Ale jeśli moja mama segreguje te wszystkie śmieciuchy, wrzuca do żółtego kontenerka, to co do żółtego trzeba, a do zielonego, to co do zielonego itd., a moja mama to już starsza pani, więc nie muszę tłumaczyć, że zapomina jaki kolor do czego, zawsze wcześniej zagląda do karteczki, w której ma rozpisane zasady segregacji odpadów.

Więc jeśli moja mama to wszystko robi, zadając sobie niewątpliwie jakiś trud, a potem przyjeżdża śmieciarz i mówi, „pani kochana, to nie ważne, przecież te wszystkie worki i tak trafiają do jednego kontenera w śmieciarce”, to ja się pytam, k…. po co to wszystko!???


I’m for it! For sorting waste, recycling, buying reusable items, cleaning up on the beach and everywhere. Well, I was raised so, that I do not like to leave shit, and when it comes to segregation, it fits into my empathy for mother Earth :))

My ecological worldview, it also makes me leave no rubbish in places that are unprepared, that’s why, for example, I always put the chewing gum into the garbage, I do not throw it somewhere in the grass. You know that such revenues spreads out in the ground for 5 years? A glass bottle up to 4,000 years, but I know that were found glass beads dated to about 2000 years BC !! Seriousness. Probably because of that, the beach in Greece, where we used to spend time, is strewn with a lot of throwned to the shore of different color pieces of glass, smoothed by the sea and sand. Let’s only one man in the world throw only one bottle into the water, during next hundred years, it will be an unimaginable number. My husband called these green pieces of glass as emeralds, because in the water they were really beautiful greenish shining. And you know what? He was right, because it is the emerald wealth of hundred years of human negligence.

But let’s not do drama! Let’s do something about it!

I would be very happy if I could to join in the beach cleaning action … another matter that I would be doing the most, if it was the Caribbean beach, but ad rem :-). This should be done as part of social action, on a statutory day off. I think it should be very important for us,to do everything what is possible, that our great-grandchildren to have a chance to enjoy nature once.

But if my mother segregates all the trash, puts to the yellow container, what is required to the yellow one, and puts to the green container, what is needed to the greenone etc., and my mother is the old lady, so I do not have to explain that she forgets what color is to every different kind of rubbish,… and she always has to look into a piece of paper with rules for waste segregation.

So if my mother does all this actions, going through the trouble of, and then a garbage collector arrives and says, „dear lady, it does not matter, after all, all these sacks still go to one container in the garbage truck,” I ask, what for, the fuck, is all of that! ???

Mentalność ponad prawem/ Mentality above the law

imagesstopPo serii brutalnych gwałtów, z których ten przelewający szalę goryczy społeczeństwa, dotyczył 8 letniej dziewczynki, indyjski rząd w kwietniu tego roku, uchwalił karę śmierci dla gwałcicieli dzieci poniżej 12 roku życia (by uchwała weszła w życie, rozporządzenie musi w ciągu pół roku otrzymać aprobatę parlamentu).

W krwi dziewczynki lekarze wykryli lek na padaczkę, który ma działanie usypiające, dziecko było przez tydzień przetrzymywane i gwałcone w miejscowej świątyni. Aresztowano osiem osób, w tym emerytowanego urzędnika i czterech policjantów. Znamienne, że to zwykle policjanci zacierają w Indiach ślady gwałtów lub działają opieszale po przyjęciu zgłoszenia. Wskaźnik zasądzeń w sprawach o gwałt wynosi jedynie 28 %, a to oznacza, że 72 sprawców na 100 żyje dalej bezkarnie. Statystycznie, w Indiach dziecko poniżej 16. roku życia jest gwałcone co 155 minut, poniżej 10. roku życia – co 13 godzin. 53 % dzieci doświadczyło jakiejś formy wykorzystywania seksualnego (dane z 2017 roku).

Zaostrzono też minimalne kary za gwałt w ogóle, tak by kara była adekwatna do przestępstwa. To dobre posunięcie, którym Indie bardzo się chlubią, ale co dalej? Jak dzisiaj Hindusi radzą sobie mając takie  penalne możliwości?

Nie wiem, czy ktoś z Was oglądał „Efekt domina” wyemitowany pierwszy raz na antenie TVN 22 kwietnia br., a więc bardzo krótko po propozycji zmiany indyjskiego prawa. Dowiedziałam się z niego, że chociaż w Indiach zmieniono prawo, to jakaś spektakularna zmiana mentalności społeczeństwa za tym nie poszła. Cóż, napisanie nawet najlepszego kodeksu to za mało. Nadal jest w Indiach moralne przyzwolenie na gwałt i nadal, jak w krajach arabskich, obwinia się zgwałconą kobietę o to, że została ofiarą. To trochę tak, jakby społeczeństwo hinduskie, (chyba raczej tylko jego męska część), uważało, że kobieta poprzez sam fakt bycia kobietą, musi akceptować doznawaną krzywdę fizyczną i psychiczną oraz  traktowanie jej w sposób uwłaczający ludzkiej godności.

Pół roku mija lada dzień. Ciekawe jakie będą losy uchwały i hinduskich kobiet. Mogłabym też postawić pytanie szerzej, jakie będą losy kobiet w Europie, a może nawet na całym świecie? Chyba każdy zauważył, że na skutek migracji kulturowej, bardzo zmieniły się relacje pomiędzy mężczyznami a kobietami.  Moja odpowiedź na to pytanie byłaby bardzo niepokojąca, uważam, że z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu kobieta jest najbardziej upodlonym stworzeniem świata.


After a series of violent rapes, with the last cup of filled bitterness of the society, concerned an 8-year-old girl, the Indian government in April this year passed a death penalty for rapists of children under 12 years of age (the resolution must be received within six months by parliamentary approval).

In the girl’s blood, the doctors detected a medication for epilepsy, which has a sleeping effect, the child was detained and raped in a local temple for a whole week. Eight people were arrested, including a retired official and four policemen. It is significant that police officers in India try to erase all the evidence of an offence or act sluggishly after accepting the application. The rate of adjudication in rape cases is only 28%, which means that 72 perpetrators out of 100 live with impunity. Statistically, in India, a child under 16 is raped every 155 minutes, under the age of 10 – every 13 hours. 53 percent children have experienced some form of sexual abuse (data from 2017).

The minimum penalties for rape in general were also tightened, so that the punishment would be adequate to the crime. This is a good move that India is very proud of, but what’s next? How are Indians doing today with such penalties?

I do not know if anyone of you watched the „Domino effect” * broadcasted for the first time on TVN on April 22, so very shortly after the proposal to change the Indian law. I learned from that reportage that although in India the law was changed, some spectacular changes in the mentality of society did not follow. Well, to write even the best codex is not enough. There is still a moral acceptance in India of rape, and still, like in Arab countries, the raped woman is blamed for being a victim. It is a bit like if Hindu society, (probably only its male part), believed that a woman, through the very fact of being a woman, must accept the physical and psychological harm she which she was subjected to and being treated in a degrading manner of human dignity.

It’s six month passing by.

I wonder what the fate of the resolution and Hindu women will be. I could also ask a question more broadly, what will be the fate of women in Europe and maybe even around the world? I think everyone noticed that due to cultural migration, the relations between men and women changed very much. My answer to this question would be very worrying, I think that for some reason incomprehensible to me, a woman is the most debased creature of the world.

Witam po urlopie/ Hello after the holidays

Zawsze, ale to naprawdę zawsze, ogarnia mnie powakacyjna nostalgia, smutek, że znowu trzeba czekać. Nie chodzi nawet o czekanie na kolejny urlop, ale o czekanie na letni wakacyjny luz, klapki japonki, odkryte ramiona, stopy na piasku, chodzenie bez swetra lub czapki, o wycieczki rowerowe, teatr na wolnym powietrzu czy kino plenerowe. O spacery nad Wisłą, puste ulice, wypady nad pobliskie jeziora, o ciepło, którego nam w tym roku pogoda nie pożałowała.

20180829_100425 (1)
Is it Caffe?;-)

Zdecydowanie powinnam była się urodzić gdzieś na Costa Brava, (mogłabym w dodatku uczyć się hiszpańskiego od prawdziwych native speakerów ;-). Lub choćby na Rodos, gdzie jednak mimo niepewności co do pogrzebu Adasia, (który odbył w pierwszym tygodniu mojego urlopu), udało nam się polecieć, ale zdecydowanie trudniej było nam wrócić. Nie chcieli nas stamtąd wypuścić. Powaga!:-)

received_2064637313548352

20180830_162221

A było to tak. Wstaliśmy o 5 rano, żeby się wymeldować, zjeść szybkie śniadanie i na lotnisku stawić się o odpowiedniej porze, czyli na godzinę przed odlotem. Stawiliśmy się, my tak, samolot nie. Po godzinie oczekiwania zostaliśmy ponownie zakwaterowani w hotelu, tym razem blisko lotniska i w zdecydowanie innych standardach. W tak wypasionym apartamencie jeszcze nie nocowałam!

Garden_VIP_Suite_with_Sharing_Po_3414

To był chyba pierwszy w historii biura podróży przypadek, gdy pasażerowie cieszyli się z opóźnienia. Wszystkie 180 osób:)). Nic dziwnego, to był piątek, więc każdy cieszył się z przedłużonego o jeden dzień urlopu, w ciepłym, pięknym miejscu. Oj grzało okrutnie! Tak jak lubię:-)

20180829_171057

A Rodos? Cóż tu mówić. Niech przemówią zdjęcia:)))

20180824_121520


Always, really really always I begins to feel nostalgia, sadness that I have to wait again. It is not even about waiting for another holiday, but about waiting again for this summer letup, flip flops, bare shoulders, feet on the sand, no-sweater or no-hats, bike trips, open-air theater, open-air cinema. For walks along the Vistula, excursions to nearby lakes, for the warmth with which we were gifted this year.

I should definitely have been born somewhere on the Costa Brava (I could also learn Spanish from real native speakers ;-). Or even for Rhodes, where, despite waiting for the Adaś funeral, we managed to fly this year. And from where, they did not want to let us out. Seriousness!

And it was like this.

We woke up at 5 a.m. to check out, eat a quick breakfast and arrive to the airport, an hour before departure. We arrived, but our plane did not. After an hour of waiting, we were again accommodated in the hotel, this time close to the airport and in definitely different standards. I have never spent the night in such a fancy, high-end apartment before! It was probably the first case in the history of a travel agency when passengers were enjoying a delay. All 180 people :)). No wonder! It was a Friday, so everyone enjoyed their one-day-extended holiday in a warm beautiful place. And ithe warm was awesome! Such as I like:-)

And Rhodes? What can I say? Let’s the photos speak :)))