Spotkanie blogerek:-)/ Meeting of bloggers

Moi Drodzy, bardzo dziękuję za niesamowity oddźwięk pod wczorajszą notką. Cudownie się zgadzamy, ale również cudownie różnimy, a rozmowa na „racje i argumentacje”, sprawia, że po jej zakończeniu nie ma niesmaku, nawet wtedy, gdy kończy się bez kompromisu.:-)

A teraz płynnie przechodzę do bardzo przyjemnego tematu, również z wczorajszego dnia, a mianowicie do spotkania z Myszą i Jej rodzinką. To było moje trzecie blogerskie „go and meet”. Rzeczywiście na przestrzeni 12 lat pisania, osobiście poznałam jedynie trzy osoby, które wcześniej znałam tylko z bloga. Owszem, spotykam się z blogerami na blogowych środach, ale tam kolejność jest odwrotna, najpierw poznaję  osobę, a dopiero potem jej kanał społecznościowy. Z Myszą znamy się bardzo krótko, tym bardziej cieszę się z tego spontanu!

Uświadomiłam sobie, że jest to pewnego rodzaju coming out, zaczynałam przecież bardzo anonimowo (oczywiście, na tyle, na ile jest się anonimowym w sieci).  A dzisiaj?  Tu kawałek twarzy, tam imię, jeszcze gdzieś jakieś epizody z mojego życia. Szaleństwo!:) Kiedyś – tylko fikcja „nieliteracka”.

Umówiłyśmy się z Myszą e-mailowo przy Barbakanie, niby proste miejsce, a i tak trzeba było się szukać. Dobrze, że wpadłaś na to, żeby jeszcze przed wyjazdem z domu wymienić się numerami telefonów. Byłby kłopot:-)

Nasze spotkanie to super spędzony czas, w miejscu prowadzonym jak się potem okazało, przez rodowitego Włocha, zakochanego w rodowitej Polce, on Sycylijczyk, ona Warszawianka. Lato u nas, zima u niego.  Zazdroszczę!

Oczywiście jak każde fajnie spotkanie, również to nasze trwało za krótko, a dodam, że gadałyśmy tak, jakbyśmy znały się od lat (przynajmniej ja mam takie wrażenie), buzie nam się nie zamykały, chciałyśmy tyle sobie opowiedzieć, podzielić doświadczeniami blogerskimi:-). Nie było niezręcznej ciszy i gdyby nie synek Myszy, który chciał „do domu”, pewnie siedziałybyśmy tam dłużej.

Mysza, bardzo bardzo dziękuję za to spotkanie i za prezent (nie musiałaś!!) 💕
I cóż mogę dodać: do następnego razu!!

20190430_2330056855095289977499795.jpg
Czytaj dalej „Spotkanie blogerek:-)/ Meeting of bloggers”

Bananowa afera/ Banana scandal

Mam mieszane uczucia i odnośnie wystawy będącej dzisiaj w centrum zainteresowania, i odnośnie zaangażowania osób publicznych w medialny szum pod hasłem „Zamach na wolność sztuki”.

Odnoszę wrażenie, że jak już nie ma o czym w mediach gadać (strajk nauczycieli się skończył, o następnym cisza, nic się nie dzieje), to w okresie przedwyborczym lansuje się kolejną aferkę, w dodatku idealną, bo i kontrowersyjną, i z gender w tle. O autorkach zdjęć, czyli dziewczyny z bananem i Lou Salome, nigdy wcześniej nie słyszałam, ale nie śledzę tego typu sztuki, nie znam się. Przeczytałam natomiast, że większość prac współczesnej artystki bazuje na większej lub mniejszej kontrowersji, co w dzisiejszych czasach jest najprostszą drogą do sławy.

Prace zdjęto, bo rzekomo rozpraszają oglądającą je młodzież. Cóż, nie wiem jak Wy, ale ja, jak już mam zamiar zjeść banana, to obieram go po prostu ze skórki, gryzę, przeżuwam i po sprawie. Nie liżę go przed włożeniem do ust, nie robię zalotnej miny trzymając między zębami i nie wywalam ostentacyjnie języka przed konsumpcją:-). Dlatego jestem przekonana, że TAK, nastolatka, w którym buzują młodzieńcze hormony, takie zdjęcia na pewno rozproszą:-)

Co zrobić, dawno dawno temu, ktoś skojarzył banana z penisem  i dzisiaj można albo rezygnować z jedzenia bananów w miejscach publicznych w ogóle, albo robić to tak, żeby nie było złudzeń, że chodzi tylko o jedzenie. Oczywiście można też olać temat wychodząc z założenia, że niech tam sobie przechodzień myśli, co chce, ale trzeba pamiętać, że on może chcieć różnie:-)

Tylko, czy to jest powód do cenzury? Nie prościej byłoby na przykład wprowadzić ograniczenie wieku i udostępnić tę konkretną część wystawy tylko osobom pełnoletnim? Jak w kinie:-) Boszzz… jak ja nie lubię polityki, która komplikuje kwestie nawet tak proste jak … banan:-)

W tym wszystkim śmieszy mnie równie ostentacyjne robienie sobie selfie z bananem i zamieszczanie tychże selfie w mediach społecznościowych, (śmieszy mnie też masowa degustacja bananów pod Muzeum Narodowym). Sorry, ale dla mnie to taka dodatkowa próba wylansowania się na kontrowersyjnym temacie.

 

PS. Z ostatniej chwili, obydwie prace ponownie zawisną w Muzeum, przynajmniej do czasu rozpoczęcia prac rearanżacyjnych……cokolwiek by to nie miało znaczyć:)

Czytaj dalej „Bananowa afera/ Banana scandal”

Kto na cafe z Caffe?/ Who for a coffee with Caffe?

Moi Drodzy, trochę na wariackich papierach, ale wygląda na to, że udało się i mamy umówione spotkanie w Warszawie, w poniedziałek ok. godz. 17.00 (może trochę później). Kworum już jest!:))) Mysza to Twoja zasługa, dziękuję!:))

Jeśli ktoś z Was jest z Warszawy, albo w Warszawie i chce dołączyć, dajcie znać!!:-))

9600070-poranna-kawa-900-600

Czytaj dalej „Kto na cafe z Caffe?/ Who for a coffee with Caffe?”

Kobieta w złotej klatce/ Women in golden cage

Niedawno była notka o kobiecie w sieci, teraz o kobiecie w złotej klatce.

Skończyłam czytać najnowszą książkę Camilli Läckberg, i teraz uwaga: jeśli ktoś z Was lubi tę pisarkę, zaciekawił go tytuł, okładka, ma w planie lekturę, to niech w tym momencie zakończy czytanie notki. Nie będzie ona spoilerem w klasycznym tego słowa znaczeniu, niemniej jednak coś z treści przemycę, a nie chciałabym nikomu zepsuć frajdy. Więc najpierw przeczytaj, potem wróć i koniecznie napisz, co myślisz.

Ja mam trochę ambiwalentne uczucia, ale to akurat dla „Złotej klatki” dobrze, jest nadzieja, że zostanie w głowie na dłużej, co jest marzeniem każdego pisarza, prawda? Książka napisana świetnie i to akurat nie dziwi, Camilla ma niesamowity warsztat pisarski, jednak… albo czegoś mi tam było za mało, albo czegoś za dużo.

„Złota klatka” mogłaby być, poza byciem klasycznym kryminałem, również studium psychologicznym kobiety, która poświęciła swoje życie, marzenia i plany dla ukochanego mężczyzny oraz wykreowanej wizji wspólnej przyszłości. Tymczasem złożoność psychiki głównej bohaterki wydaje się być (w przeważającej części książki) tylko i wyłącznie efektem jakiejś niestabilności emocjonalnej lub niejasnej przeszłości. Na początku patrzymy na Faye, jak na głupią gąskę, która robi facetowi dobrze, żeby go przy sobie zatrzymać, a przed czytelnikami tłumaczy się, że lubi ostry seks. Dopiero dużo później dostrzegamy skrzywdzoną dziewczynkę, w której chęć posiadania normalnej rodziny przełamuje wszelkie seksualne zahamowania.

No i może o to chodzi. Jestem trochę zaskoczona, że Camilla poszła w stronę tak mocnego realizmu opisując sceny erotyczne. Poprzednia seria jej książek, saga o Fjällbace, dawała jednak czytelnikom znacznie większą swobodę w kreowaniu wyobraźni. Sądzę, że i teraz nie musiała zniżać się do poziomu pisarskiej pornografii, choć rozumiem, że chciała wstrząsnąć czytelnikami, a zwłaszcza kobietami. To właśnie kobietę Läckberg pokazuje najczęściej w pozycji uległej, służalczej, pozbawionej godności, na klęczkach, najczęściej przy rozporku mężczyzny. Oczywiście do czasu. I nie tyle chodzi o upodobania seksualne, co o świadomość, na jaką rolę społeczną skazuje się kobieta, do czego potrafi sama siebie sprowadzić, ile z siebie poświęcić.

W świecie „Złotej klatki” mężczyźni dyktują warunki, dzierżą władzę absolutną w domu i biznesie, zdradzają, rządzą w pełnym tego słowa znaczeniu.

Do czasu aż w kobiecie nie obudzi się lwica:-)

I teraz zastanawiam się, czy rzeczywiście taki jest obraz współczesnej Szwecji? Camilla Läckberg słynie z tego, że budując wątek kryminalny, lubi przemycać problemy społeczne, obala stereotypy, dlatego odnoszę wrażenie, że nowa seria powieści będzie się do nich odwoływać w znacznie większym zakresie i jeszcze bardziej kontrowersyjny sposób.

Czytaj dalej „Kobieta w złotej klatce/ Women in golden cage”

Kobieta w sieci/ Woman in net

To jest w zasadzie notka dotycząca kobiet, ale męski głos mile widziany!

Czy zauważyliście, że ciągle jeszcze dominuje w naszej świadomości takie myślenie, że jeśli kobieta odniosła sukces, wszystko jedno jaki, została aktorką, lekarzem, czy ma całkiem dobrze prosperujący biznes, to przez ten właśnie fakt, jeśli już ośmieli się pojawić przed ekranem jakiegokolwiek kanału (TV, Instagrama, Facebooka, Youtube), musi stanąć w aureoli wymaganej przez społeczeństwo (a już na pewno przez inne kobiety) perfekcyjności. Jeśli przed kamerą to tylko piękna, szczupła, umalowana, w ciuchach od najlepszych marek, jeśli w tle dom – to idealnie wysprzątany, okna lśniące, a obiad na porcelanie!

Czy Wy też uważacie, że trzeba tylko tak?

Wiecie, że lubię media społecznościowe, bo one są świetnym środkiem szybkiego rozprzestrzeniania się informacji? Obserwuję kilka profili na Instagramie, kilka aktorek, kilka businesswoman, influencerek, ale też dziewczyny, które po prostu mają charyzmę i coś mnie na ich kanale zatrzymało. W większości obserwuję kobiety.

Drobna dygresja: zawsze z zaciekawieniem patrzę, jak jakaś wiadomość pojawia się u kogoś np.  we Francji, za kilka minut jest w Brazylii czy Kanadzie, a dopiero dużo dużo później mówi się o niej w TV. Media społecznościowe to bardzo żywy twór, który jak dwupasmówka w Tokio – nigdy nie śpi:-)

Jednak, czy rzeczywiście, zanim kobieta posiadająca malutkie dziecko, stanie przed kamerą musi najpierw zrzucić nadmiar kilogramów, wbić się w panieńską sukienkę, zrobić fryzurę, a zmęczenie zatuszować zręcznie wykonanym makijażem? Kobieta ma zawsze tryskać radością macierzyństwa i rzygać kolorową tęczą sukcesu? Czy tego właśnie oczekujemy od mediów? Czy tego właśnie oczekujemy od siebie my, kobiety?

Obserwowane przez mnie Instagramerki uważają, że nie muszą być zawsze idealne, w nie zawsze przecież idealnym świecie. Mają prawo do słabości, do pryszczy na nosie i gorszego dnia. Mają prawo pokazywać się tak, jak chcą, jak się czują, jak w danym momencie wyglądają, bo oprócz życia zawodowego, toczy się ich własne życie, które za pośrednictwem kanałów przekazu mamy możliwość obserwować.

Ja się z tym zgadzam w 100 %. Dajmy innym ludziom prawo do bycia nieidealnym, do pozostawienia sławy gdzieś tam, za drzwiami ich domu, do oglądania ich takimi jakim są naprawdę. Nie tylko w blasku fleszy. Jeśli subskrybujesz czyjś kanał, to wchodzisz do czyjegoś świata. Uszanuj to i nie hejtuj, nie musisz oglądać.

Niestety, dawne trendy lansowane przez tradycyjne media wyrządziły kobietom największą krzywdę, jaką mogły. Wykreowały wizję perfekcyjności w każdym obszarze kobiecego życia. Niektóre nadal to robią! Dlatego sądzę, że również media mają szansę i obowiązek, żeby wszystko odkręcić. Tradycyjne są jednak niezbyt wiarygodne, trochę tendencyjne, a w dużej mierze przestarzałe. Widzę ten potencjał w Instagramie, Facebooku, Youtubie, i innych, które już istnieją, lub niebawem powstaną. To te portale, dzięki kobietom o wartościowej osobowości, kobietom, które wiedzą, czego chcą od życia, wiedzą, czego na pewno nie chcą, oraz jak nie chcą być postrzegane przez ludzi, mają niepowtarzalną okazję zmienić stereotyp.

Nie tylko trzymam kciuki, ale też włączam się w taki sposób myślenia!

Czytaj dalej „Kobieta w sieci/ Woman in net”

Zabawny poranek/ Funny morning

Dzisiaj w drodze do pracy przyłapałam #onetrano, gdy czekali na kolejnego rozmówcę.
I caught the #onetrano today morning, when they waited for the the next interlocutor.

20190418_1258056983644001302433534.jpg

A potem Onet „przyłapał” mnie:-) And then Onet „caught” me 🙂

screenshot_20190418-130758_gallery7809295220332212440-e1555585871387.jpg
Magia Instagrama! Magic of Instagram! 🙂

Podsumowanie/ Summary

Pokazałam wczorajsze filmiki córce i patrzyłam na jej reakcję. Najpierw parsknęła śmiechem, potem wytknęła mi wszystkie błędy, a na koniec obejrzała jeszcze raz.

– No nie, nie jest źle, tylko na początku mówiłaś jak jakaś mimoza, no wiesz, jak jakaś Caffe Austen, nawiedzona romantyczka! – córka kończyła dziennikarstwo, więc się jej słucham, bo jakieś pojęcie ma.

Ja i romantyzm, też mi coś. Ja jestem realistka z krwi i kości, do tego stopnia, że gdy ktoś jest dla mnie przesadnie miły, czuły i się stara – od razu zaczynam być podejrzliwa i pytam czego tak naprawdę ode mnie chce 🙂 Czy jest na sali psycholog?

Summa summarum, jeśli mam zamiar do Was czasem pogadać (a mam!), to muszę popracować nad tymi pierwszymi zdaniami, bo one są decydujące. Tymczasem właśnie na początku, taki nowicjusz jak ja, najbardziej się stresuje i albo głos mu drży, albo gada głupoty, albo wpada w manierę mówienia jak ksiądz na kazaniu.

Obserwuję kilka Instagramerek i one w ogóle nie mają tremy! A pokazują także swoją twarz, a więc dodatkowo muszą panować nad mimiką, uśmiechem, niekontrolowanymi odruchami, czy niesforną fryzurą. No wiecie, body language plus sens wypowiedzi – trudna sprawa do pogodzenia.  A przecież nie wszystkie przygotowują się do takiego nagrania, wydaje się czasem, że to czysty spontan. Na początku na pewno, ale potem już nie.

No więc dobra, przyjmuję krytykę córki i pozwalam się śmiać!:)))

Nad resztą popracuję.

*Mysza właśnie napisała, że rzeczywiście trochę natchniony ten głos, Caffe – do roboty, pracuj nad głosem:-)!

Czytaj dalej „Podsumowanie/ Summary”

Update do porannej notki, czyli kwiecień plecień /Afternoons update

A teraz drobny update. Rano słońce i piękna pogoda, po południu deszcz. Wspomnianym kaczkom i ptaszkom jest wszystko jedno (dopisek: Beata, kaczki to też ptaszki;-).

Miłego wieczoru:-)

Czytaj dalej „Update do porannej notki, czyli kwiecień plecień /Afternoons update”

Na dzień dobry/ For good morning

Z dźwiękiem, ale jeśli ktoś nie może akurat włączyć dźwięku, poniżej transkrypcja, z uzupełnieniem treści, bo gadałam trochę głupoty. 🙂

Below a transcription („continue reading”), with the content complement, because I was talking a little stupidities. 🙂

Dzień dobry!!

Moi Drodzy, zamiast notki filmik z życzeniami dobrego, słonecznego dnia, takiego jaki jest w momencie nagrywania tego filmu. Chciałabym żebyście znaleźli dzisiaj czas, żeby się trochę wyciszyć, wyjść chociaż na chwilę, nacieszyć oczy zielenią, rosnącymi forsycjami. Boże mówię jak jakaś stara baba, ale wiecie o co chodzi. Nie siedźcie na tyłku cały dzień, nie klikajcie w komputer (dopisek! – tak powiedziałam, a powinnam „w klawiaturę”). :-) Sama lubię klikać, więc wiem jak to jest, ale wyjdźcie chociaż na chwilę, przełamcie rutynę, posłuchajcie natury, ptaków.

Tam w tle oczywiście słychać gwar miasta, ale tutaj, czas się na moment zatrzymuje. Kocham to miejsce! O teraz lepiej będzie widać, bo słońce naprawdę fajnie operuje. Jestem ubrana co prawda jeszcze w zimową kurtkę, taką lżejszą, ale jednak zimową, bo nie lubię marznąć w głowę, potem dostaję zapalenia zatok (dopisek: to taki duży skrót myślowy, że moja kurtka ma kaptur, który zawsze mam pod ręką i mogę założyć na głowę, gdy rano jest zimno:-) mam katar, a przy mojej alergii, o której już Wam wspominałam, nie jest to najlepsze połączenie.

Zobaczcie jak tu pięknie. Drzewa obijają się w wodzie, taka cicha tafla. Kaczka ma w nosie korpoświat. Ja przez chwilę też mam go w nosie.

Życzę Wam miłego dnia!:)

Czytaj dalej „Na dzień dobry/ For good morning”