Nie przypuszczałam, że kobieta o posturze Edyty Herbuś może sprawić, że będę się czuła jakby mnie ktoś poobijał kijem bejsbolowym i że będę wyglądać, jak poniżej:-)

Otóż ta Edyta Herbuś przyszła na zaproszenie mojego męża (a to drań*!!) z rozkładanym łóżkiem rehabilitacyjnym oraz zestawem narzędzi do tortur.
Ostatnie lata to u mnie ciągły ból karku, kości klatki piersiowej, sztywność szyjnego odcinka kręgosłupa, mimo ćwiczeń w domu, i w miarę regularnych ćwiczeń na siłowni pod okiem trenera. Przyczyna? 20 lat „lekkiej i przyjemnej” pracy biurowej.;-))
Ale wracając do tematu. Edyta przez godzinę masowała mnie naprawdę solidnie. Myślałam, że jakimś wałkiem, wyposażonym w zadające ból wypustki, ale potem okazało się, że to był „tylko” energiczny masaż kłykciami (czułam jakby mnie skalpowała, serio!;-)), a potem 3 serie baniek chińskich. Od najmniejszej do największej, we wszystkie bolesne miejsca.
Pod koniec sesji drżałam, jakbym cierpiała na szok pourazowy. Czułam zimno i nie byłam w stanie zapanować nad łzami. Szczerze mówiąc do dzisiaj jestem zaskoczona swoją reakcją, ale okazuje się, że wiele osób właśnie tak reaguje na masaż tkanek głębokich.
Drugi szok przeżyłam następnego dnia. Wstałam czując lekki ból posiniaczonej nieco (sarkastyczny eufemizm) skóry, ale to, co pod skórą, przestało boleć! W skali od 1 do 10, pozbyłam się 7 punktów, a z tą mało istotną trójką mogę żyć.
Za miesiąc powtórka.
* Jego też ostro potraktowała, też „bejzbolem”:-)