Poniedziałek rano. Osiedlowy spożywczy. Tuż po otwarciu sklepu/ Monday morning. Grocery store. A few minutes after opening the store.

Weszłam akurat w momencie, gdy przy kasie stał zdenerwowany mężczyzna i wykłócał się z ekspedientką, że to nie jego problem, że ona nie ma drobnych, żeby mu wydać resztę, bo ona od tego jest w sklepie, żeby mieć. Nawet ze stówki i nawet w poniedziałek rano. Okazało się potem, że facet zrobił zakupy za niecałe 6 zł, a miał w portfelu tylko wspomnianą setkę. Od słowa do słowa przerzucali się argumentami, przy czym trzeba przyznać, że on dosyć ostro, ona mniej. Sprawiała wrażenie, że się mocno powstrzymuje:-)

W końcu facet wyszedł rzucając pod nosem „tępa dzida!”, a ekspedientka zaczęła tłumaczyć, że zawsze stara się mieć drobne, właśnie ze względu na klientów, którzy nie płacą kartą, ale „być może wczoraj wieczorem była duża sprzedaż i tak wyszło, że wyszły”. 

Wiecie, że sprzedawcy w takich przypadkach powołują się na artykuł 535 Kodeksu cywilnego? Brzmi on: „sprzedawca zobowiązuje się przenieść na kupującego własność rzeczy i wydać mu rzecz, a kupujący zobowiązuje się rzecz odebrać i zapłacić sprzedawcy cenę”. W zamyśle: kupujący zobowiązany jest do zapłaty ceny, a więc to on powinien być przygotowany do sfinalizowania transakcji.

Żaden przepis szczególny nie nakłada na sprzedawcę obowiązku posiadania drobnych, a raczej trudno zakładać, że ma złą wolę nie posiadając tych drobnych, bo chyba zależy mu na sprzedaży, tak samo jak kupującemu na kupnie. Poza tym musi sobie zdawać sprawę, że nagminny brak drobniaków doprowadzi w końcu do utraty części klientów. 

Nie sądzę, żeby jakikolwiek sklep mógł sobie na coś takiego pozwolić. 

Co do „tępej dzidy”…. określenia, które mnie śmieszy (powaga!), a które rozsławiła ostatnio mecenas Chyłka  w serialu o tym samym tytule, to z ciekawości poczytałam tu i ówdzie o nim, i wiecie co się okazało? Że prawdopodobnie wymyśliły go forumowiczki pewnego babskiego portalu, żeby móc w ten wysublimowany sposób, wzajemnie  się hejtować:-).


I came in just when a nervous man stood at the cash register and argued with the saleswoman, that it wasn’t his problem, that she didn’t have any coins to make change, because she was in the store to have it. Even when we are talking about the 1 hundred bill and even on Monday morning. It turned out later that the guy did shopping for less than PLN 6, and had only a 1000 note in his wallet. Word by word they payed with arguments, and it must be admitted that he was more arrogant. She gave the impression that she is holding back 🙂

In the end the guy came out mombling „you, dull spear!” under his breath, and the saleswoman started to explain that she always tries to have the petty cash, just because of the customers who do not pay by card, but „maybe last evening there was a big sale and coins came out „.

Do you know that in such cases, sellers refer to Article 535 of the Civil Code. i.e., „the seller agrees to transfer ownership of the item to the buyer and hand over the item to the buyer, and the buyer agrees to collect the item and pay the seller the price.”? By design: the buyer is obliged to pay the price, so he should be prepared to complete the transaction.

No special provision imposes on the seller the obligation to have small items, but it is rather difficult to assume that he has a bad will not having the petty cash, because he probably wants to sell, as much as the buyer to buy. In addition, he must be aware that the widespread lack of the petty cash will eventually lead to the loss of some customers.

I don’t think any store can afford that.

As for the „dull spear” …. a term that makes me laugh (seriousness!) and which have recently been made famous by the counselor Chyłka in the tv series of the same title, I read about it of curiosity here and there, and you know what I found out? That it was probably invented by forum users of some woman’s website to be able to such sublime way, hate each other :-).

 

31 myśli w temacie “Poniedziałek rano. Osiedlowy spożywczy. Tuż po otwarciu sklepu/ Monday morning. Grocery store. A few minutes after opening the store.

  1. Wikisłownik tłumaczy to w sposób uroczy po prostu: tępa dzida (język polski), znaczenia:
    fraza rzeczownikowa, rodzaj żeński (1.1) pot. obraź. określenie stosowane wobec kobiet lub dziewczyn uwypuklające niski poziom inteligencji osoby będącej adresatem tego epitetu. Ładne?
    A gdyby ktoś chciał wzbogacić swoje słownictwo, to polecam w repozytorium Uniw. Białostockiego: BAJ_18_2018_D_Krasowska_Ekspresywne_nazwy_osob.pdf – całego linku wkleić nie mogę, bo mi blokuje dodanie komentarza, ale kto chce, ten znajdzie

    Polubienie

    1. Zajrzałam do wikisłownika i ten wpis zmodyfikowano w listopadzie 2018, co może oznaczać, że rzeczywiście jest to w miarę nowy epitet. Uroczy:-)
      Fajnie, że wrzuciłeś link do artykułu Pani Krasowskiej, widzę, że cytowani są moi ulubieni profesorowie z Lublina:-)
      Co dziwne, choć w sumie zrozumiałe, a o czym mówi prof. Boniecka (w tym opracowaniu) „potoczne słownictwo z rejestru emocjonalnego charakteryzuje m.in. (…) obecność dużej liczby ekspresywnych określeń człowieka, zwłaszcza określeń negatywnych”.
      Czyli, gdy jesteśmy silnie wzburzeni, żeby nie powiedzieć wk…ni to wykazujemy się niesamowitą wyobraźnią i słowotwórstwem:-) Ciekawe dlaczego nie jest tak, gdy czujemy się szczęśliwi?
      Szczęście ogranicza? Pozbawia nas frazeologicznej lotności?;-)

      Polubienie

        1. Dzidka!:-) No dobra, imienia sobie nikt nie wybiera, ale to jest chyba najmniej fajne kobiece imię jakie dzisiaj się dziewczynkom nadaje. No i w dodatku, jak ktoś jej powie „Ty tępa dzido”, to nie za bardzo może się obrazić:-))

          Polubienie

          1. Dzidka to była, zdaje się, od Zdzisławy, ale tu pasuje jak najbardziej…. 😀
            co do dziwnych imion, niech ktoś mi powie, czym kierował się ojciec (lub matka, ale to raczej ojcowie chodzą rejestrować dzieci w urzędzie), nadając dziecku imię RENIFOR???? autentyczne, serio, też klient…. sprawdzałam w spisie imion, nie figuruje, ale facet w dowodzie miał jak byk….. 😀 😀 😀
            zgadnij, co przeczytał mój szef w trakcie czynności….. 😀

            Polubienie

  2. W ostatnim czasie jakoś automatycznie wędruję do kas automatycznych. Raz, że kolejki do nich są mniejsze. Chociaż główna motywacja to brak chęci na kontakt ze sprzedawcami którzy co chwile przechodzą kolejne szkolenia jak musztrować klienta by zwiększyć sprzedaż, są zmęczeni życiem czy wykonują swoje czynności za karę i często ów stan przelewają na swoje otoczenie.

    Co do przerzucania się paragrafami. Zdaje mi się, że to wyszło gdzieś z biur dużych firm czy to prywatnych czy państwowych. Przychodził prezes na spotkanie i recytował zapisy umowy. Tylko co to zmieni? Problem nadal pozostanie nierozwiązany, a nawet skomplikuje się bardziej.

    Brakuje nam kultury.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Masz rację, są i tacy, sfrustrowani, rozczarowani życiem, pracą, której być może nie lubią. Ja też zwykle wybieram kasy samoobsługowe, o ile towar nie wymaga zważenia na wadze w kasie (jak w lidlu czy biedronce). Jednak, czasem bywa śmiesznie, jak w historii, którą opisałam kiedyś tu:
      https://blogcaffe.wordpress.com/2016/04/15/znowu-scenka-rodzajowa/

      I masz rację, brakuje nam kultury, bo przecież co zmieni jak on sobie w tym sklepie poużywa, skoro jej przez to drobnych nie przybędzie:-)

      Polubione przez 1 osoba

      1. Kiedyś rozmawiałem ze znajomym prawnikiem na temat szeroko rozumianej sprzedaży. Wnikaliśmy w tematy telemarketingu, misselingu i podobnych kwestii. W świetle obowiązujących regulacji to sprzedawca będzie zawsze traktowany jako ktoś, kto „świadczy usługi w sposób profesjonalny (…) uwzględniając ich zawodowy charakter”.

        Szkoda tylko, że obie strony nie traktują się z należytym szacunkiem. W końcu nikt nikogo nie zmusi do przychodzenia do takiego czy innego sklepu.

        Polubione przez 1 osoba

        1. Oczywiście, że nikt nikogo nie zmusi, ale szkoda, bo czasem takie zachowanie powoduje, że zamiast robić zakupy w najbliższym osiedlowym, ktoś musi iść gdzieś dalej. I to zarówno z powodu tego, że nagminnie czegoś nie ma, sprzedawca jest nieuprzejmy, lub jest drogo:-) Bo jacy potrafią być klienci to wielokrotnie miałam okazję zaobserwować. Ja klient- ja pan i władca. Czasem śmieszno, czasem straszno:-)

          Polubione przez 1 osoba

  3. A gdzie kultura i próba rozwiązywania problemu? Latało się po sklepach obok, żeby rozmienić kasę, pytało przechodniów. Teraz karta płatnicza często ratuje sytuację, można też przyjść później, no ale łatwiej pohejtować, napsuć krwi sobie i żeby czasem dzida też nie miała miłego dnia. Ratunku..

    Polubione przez 1 osoba

    1. I właśnie to też o brak karty chodziło. Nie byłoby żadnego problemu, gdyby mężczyzna ją posiadał. Ale wiesz, on argumentował,. że ma prawo nie mieć. Oczywiście, że ma prawo nie mieć, ale okazuje się, że ekspedientka też ma prawo nie mieć drobnych:) Odrobina dobrej woli i pewnie dałoby się problem rozwiązać. Kiedyś był problem z tym, że kartą nie można było płacić do jakiejś kwoty, wtedy po prostu trzeba było mieć bilon, ale dzisiaj w zasadzie jedynym problemem jest to, żeby w góle MIEĆ pieniądze:-) Wszystko jedno w jakiej formie, ale żeby je mieć. Jak widzę, że ekspedientka nie ma wydać, a ja mam tylko banknot, to czasem dobieram jakieś artykuły do koszyka. Oczywiście jeśli ich potrzebuję. Jeśli nie, no to sorryyy, nie ma transakcji:)

      Polubienie

  4. Pana ze sklepu nie pozdrawiam, bo to jednak buractwo tak się wyżywać na sprzedawczyni, która nie mogła nic zrobić.
    Podziwiam umiejętność przetłumaczenia „tępej dzidy” na angielski! Powaga! Nie wiem, czy bym umiała przenieść to na niemiecki. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  5. Podobno najgorsza rzecz to pierwszy klient- kobieta. A jak w okularach, to już się mój poprzedni szef żegnał trzy razy :))))
    A tu taki klient… I musiał rozmieniać kasę gdzie indziej 😉

    Polubienie

      1. Oczywiście. Facet chciał sobie rano po kimś pojechać i to zrobił. Ale muszę przyznać, że ekspedientka dzielnie trzymała się do końca. Nie widziałam początku tej całej „rozmowy”, ale skoro przy końcu była spokojna, to tym bardziej na początku. Twardziel:-) To mi przypomina czasy, jak ja kiedyś miewałam takich trudnych petentów:)) Zwłaszcza jak rozmawiałam z nimi przez telefon. Było to i wkurzające i zabawne jednocześnie. Wkurzające, bo jednak nie mogłam wypaść z roli, czyli musiałam być grzeczna do końca. Zabawne, bo widziałam, że czasem taki delikwent wychodził z siebie, żeby mnie wkurzyć, a ja nic! Im bardziej się starał, tym bardziej byłam uprzejma:-)

        Polubienie

Dodaj komentarz