Piątkowe klimaty / Friday mood

Wracając ze spotkania z Marzenką trafiłam na taki oto widok. Nie był to przelot balonem, raczej lewitacja nad ziemią, krótka zresztą, ale chętni czekali w kolejce.

Z balonami wiąże się śmieszna historyjka. Dawno dawno temu w Lublinie, po jakiejś sobotniej imprezce obudziłam się rano, za oknem piękne słońce, a gdzieś na horyzoncie kilkadziesiąt kolorowych balonów. Widok tak piękny, że natychmiast zaczęłam budzić mojego męża, żeby on też mógł się pozachwycać. „Zobacz, lecą balony!” ekscytowałam się głośno, a potem zaczęłam je wszystkie liczyć, bo było ich ze czterdzieści. Mój mąż otworzył jedno oko, spojrzał na mnie i mówi „Jezuuu, ile ty wczoraj wypiłaś?”:-)

Ale tak w ogóle to ja już cierpię na jesienną depresję, do tego stopnia, że nawet kolorowa tęcza nie poprawia nastroju. A wczoraj, tęcza pojawiała się nad moją głową dwa razy. Myślicie, że to coś znaczy?

Chciałabym jeszcze lata, a tu coraz zimniej, coraz ciemniej, w dodatku jak bumerang wróciły stare problemy. Dlaczego starzy ludzie odchodzą, a stare problemy nie, takie filozoficzne pytanie…?

Weekend zapowiada się fajnie, ale żeby nie zapeszyć! W sobotę będziemy mieć gości, a w niedzielę to najchętniej wybrałabym się na przystań. Na kawę, na obiad, na lenistwo:-)

Czytaj dalej „Piątkowe klimaty / Friday mood”

A propos wczorajszej notki/ A propos the last post

Wczoraj umówiłam się z koleżanką w pobliskim Green Cafe Nero, gdzie są duże odległości między stolikami i spora przestrzeń ułatwiająca zachowanie jako takiego dystansu. Obgadałyśmy ze szczegółami cały ostatni rok, bo widziałyśmy się rzeczywiście dokładnie we wrześniu 2019. Zwykle spotykamy się częściej, nawet odkąd jestem w Warszawie. A jak mieszkałam w Lublinie to starałyśmy się cyklicznie robić nasze babskie wypady na Stare Miasto. W tym roku wiadomo, Covid.

Było fajnie, Marzena ma takie poczucie humoru, które ja lubię najbardziej. A poza tym, obie przeszłyśmy przez to samo szowinistyczne piekło, zanim malutkimi krokami doprowadziłyśmy do zmiany człowieka, który wydawał się niereformowalny. Dzisiaj chyba rozumiemy się bez słów.

Tak więc bezpiecznie wypiłam kawę, obśmiałam się za wszystkie czasy, zjadłam przepyszne quiche, a potem…. pojechałam!! 🙂

Mobilność w obecnej sytuacji jest najważniejsza.

Czytaj dalej „A propos wczorajszej notki/ A propos the last post”

Ja vs. Covid/ Me vs. Covid

Od marca tego roku przeszłam przez wszystkie etapy pandemicznej żałoby. Niedowierzanie, które trwa do dzisiaj, bo ta pandemia mi się po prostu w głowie nie mieści:-)

Zaprzeczanie – niektórzy do tej pory zaprzeczają istnieniu koronawirusa, stąd tak wiele teorii spiskowych i fake newsów.

Gniew, bo Covid jak wszystkim, także i nam pokrzyżował plany wakacyjne, zawodowe, życiowe. Straciłam kilka fajnych okazji.

Po akceptację, że jest jak jest i inaczej jeszcze przez długi czas nie będzie, dlatego trzeba nauczyć się żyć w tej nowej rzeczywistości i normalnie (jak na okoliczności) funkcjonować.

Na każdym z etapów zachowywałam się inaczej. Na początku niemal obsesyjnie myłam ręce, spryskiwałam obuwie i wierzchnie ubranie preparatem dezynfekcyjnym. Zakupy stały kilka godzin w pomieszczeniu, które nazwaliśmy strefą skażenia. Po kilku godzinach wnosiłam je do kuchni czy innych pomieszczeń i myłam. Pracowałam w domu, więc maksymalnie się izolowałam, nie zapominając o zakładaniu maseczki, gdy już zmuszona byłam wyjść. Stosowałam się do zaleceń, wskazówek i wytycznych, i do różnych formy perswazji i nacisku na rodzinę by robiła to, co ja. Niesubordynowanych opieprzałam, ile wlezie:-)

Potem, tak jak prawdopodobnie wiele innych osób, odpuściłam. Nie bagatelizuję, nie ryzykuję, nie udaję, że Covidu nie ma, ale racjonalizuję swoje zachowanie i rozważam wszystkie za i przeciw dotyczące kontaktów społecznych.

Dlatego w lipcu byłam na weselu u moich przyjaciół, którzy żenili syna. Byłam na ślubie córki i organizowanym po tym ślubie obiedzie. I byłam też na 60 rocznicy ślubu teściów, która odbyła się w restauracji z udziałem całkiem sporej, bo prawie 40 osobowej grupy gości. Nikt nie zachorował, na szczęście, ale my to ryzyko braliśmy od początku pod uwagę. Jednak wiecie, nie wyobrażaliśmy sobie, że na tych trzech uroczystościach mogłoby nas zabraknąć.

Jasne, że staraliśmy się zachować bezpieczeństwo oraz zasady higieny, zresztą wszystkie trzy lokale zadbały o to, żeby był dystans i odpowiednie warunki, ale nie ma co udawać: w dużej grupie duże ryzyko. Nawet przy zachowywaniu zasad. Ślub syna przyjaciół i mojej córki był w lipcu i sierpniu, nikt nie zachorował. Bibka teściów odbyła się w ubiegłą sobotę, więc odliczamy dni, ale jakoś czuję, że będzie dobrze.

No, a jak to jest z tym bezpieczeństwem u Was, jak podchodzicie do kwestii dystansu społecznego? Po wakacjach i 6 miesiącach w pandemii? A może macie już koronafobię?

Czytaj dalej „Ja vs. Covid/ Me vs. Covid”

22 września – Dzień bez samochodu/ September 22 – Car Free Day

Podobno. Ten dzień kończy, obchodzony od 16 września, Europejski Tydzień Zrównoważonego Transportu. 

Ja o tym nie wiedziałam (ignorantka!:-)), a że po pracy jadę na odczulanie, to jednak wybrałam się samochodem. Miałam zostawić auto na Saskiej Kępie, dalej śmignąć na hulajnodze, a potem wrócić na Saską, wsiąść w samochód i pojechać na Wilanów, gdzie mam te swoje comiesięczne zastrzyki.

Okazało się jednak, że po mojej stronie Wisły są takie korki, że dojechałam tylko do sąsiedniego osiedla. Potem straciłam cierpliwość i przesiadłam się na hulajnogę, po raz kolejny ciesząc się, że ją w ogóle mam.

No ale to ja, a pozostali? Jaką oni mają wymówkę, że wyruszyli do pracy autem?;-)

Czytaj dalej „22 września – Dzień bez samochodu/ September 22 – Car Free Day”

Już zmierzch wieczorny na wodę opada…

Nigdy nie interesowałam się wioślarstwem, ale jakoś tak ciągle ostatnio wioślarze wchodzą mi w kadr, wpływają właściwie. Może nawet zacznę śledzić losy polskiej reprezentacji. 🙂

A dzisiaj taki widok, no po prostu zachwyt!

Niemniej jednak pod koniec mojej przejażdżki zmarzłam, zresztą już od kilku dni rano zakładam do jazdy rękawice. Cóż, pomału nadchodzi jesień.

Szybki wpis/ Quick blog post

Bo tyle się dzieje, że nie nadążam:-)

W sobotę wydaliśmy córkę za mąż, w pracy od momentu powrotu z urlopu jest szaleństwo. Wieczorami padam ze zmęczenia, nie mam czasu na czytanie książek, ani nawet na oglądanie kolejnego sezonu „The 100”:-)

Wydałam córkę za mąż, ale to na razie tylko cywilny, wiecie, spełniliśmy połowę z tego: „Oddajcie cesarzowi, co cesarskie, a Bogu, co boskie”. Druga połowa po Covidzie. Nie chcemy kolejnego wesela w stresie i maseczkach.

Bo chyba pisałam o tym, że byłam w lipcu na weselu i potem przez 2 tygodnie tylko słuchałam, czy coś mnie nie zaczynam boleć?:-)

Najbliższy weekend zapowiada się spokojnie, chyba że rezonans magnetyczny, który mam mieć jutro wieczorem wykaże jakieś zmiany. To wtedy przestanie być spokojny, bo zacznę się denerwować.

Ale póki co jest ok, czego i Wam życzę:-)

Czytaj dalej „Szybki wpis/ Quick blog post”