12 tys. kroków/ 12 thousand steps

Nie będę ściemniać, że moje obecne życie jest interesujące. Zamiast tego stało się wymagające, o czym już wcześniej wspominałam. Moje obecne życie to ciągłe zmuszanie się do ćwiczeń, do aktywności, do jedzenia i picia wody (nadal nie mam apetytu), do brania leków, do ciągłego wsłuchiwania się we własne ciało, a potem zastanawiania, czy nadal funkcjonuje na tyle prawidłowo, by znieść kolejną chemię.

A tak zupełnie w bonusie, zmuszam się do szukania w tym swoim nieinteresującym życiu, optymizmu. I wiecie co? Czasem mi się udaje udawać, że wszystko jest jak dawniej.

Wczoraj na fali hurraoptymizmu poszłam nad Balaton. Zabrałam ze sobą psa, który należy do tych raczej leniwych i zrobienie z pańcią 12 tys. kroków, to dla niego większy wyczyn, niż dla mnie:-) Wiele razy w ciągu spaceru stawał na środku alejki i ostentacyjnie pokazywał mi, że ani kroku dalej. Ja cierpliwie czekałam, aż zmieni zdanie i jakoś to szło. Idzie wiosna, musi być przygotowany:-). Na szczęście potem mu się chyba spodobało, poznawał nowe zapachy, obwąchując mijane krzaczki i czworonogi.

Tak czy siak, oboje daliśmy radę!

Zdumiewające, że jeszcze kilka dni temu jeziorko było w połowie zamarznięte.

Trzecie zdjęcie zrobiłam 18 stycznia, w dzień po pierwszej chemii. Po drugiej potrzebowałam aż tygodnia, żeby nabrać sił. Już się boję kolejnego terminu (hurraoptymizmu wystarczyło mi na krótko:-).

Uwielbiam kaczuchy, czekam aż znowu pojawią się kaczki mandarynki. Są przepiękne! 🙂

Czytaj dalej „12 tys. kroków/ 12 thousand steps”

Wczoraj/ Yesterday

Przy porannej herbacie (kawa w dzień po chemii nie smakuje), oglądałam poranną transmisję meczu o brązowy medal olimpijski par mieszanych w curlingu i przypomniało mi się, że kiedyś żartobliwie przyrównałam ten sport do nadaktywności niektórych kobiet wobec swoich mężczyzn (TU: Bo ona się zmieniła,). Nie napisałam wtedy, że na szczęście w samej grze obowiązuje równouprawnienie i szczotkę szlifującą taflę lodu, może dzierżyć w dłoni zarówno kobieta, jak i mężczyzna. Moja feministyczna dusza zawsze się cieszy z tak zachowywanych proporcji:-)

W południe ta sama dusza trochę się wzburzyła. Na Netfliksie trafiłam na The Tinder Swindler, dokument opowiadający historię kobiet oszukanych przez mężczyznę, korzystającego z fikcyjnych kont na portalach randkowych. Mężczyzna rozkochiwał w sobie kobiety lub nawiązywał bliskie przyjacielskie relacje, a następnie grając na wywołanych emocjach doprowadzał do przekazania tzw. darowizny finansowej.

Jeśli ktoś jeszcze nie oglądał, polecam.

Powstało już tyle filmów o oszustach matrymonialnych, tyle programów przestrzegających przed naiwną wiarą w to, co można znaleźć w Internecie, a kobiety mimo to brną w podejrzane związki (stad to wzburzenie duszy Caffe:-). Bohaterki, dzięki udziałowi w filmie mogły ostrzec inne ewentualne ofiary, ale mam nadzieję, że udział w produkcji, pozwolił im na choćby częściową spłatę bezmyślnie zaciągniętych długów.

Wieczór spędziłam na czytaniu kolejnej części serii kryminalnej Małgorzaty Rogali. Kryminał lżejszego kalibru, dobrze napisany, wciąga, ale brakuje mi tam elementu zaskoczenia, wszystko jest zbyt przewidywalne. Czy ktoś czytał książki M. Rogali i ma inne zdanie?

Czytaj dalej „Wczoraj/ Yesterday”

2/6

Przed każdą chemioterapią najpierw odbywają się pomiary i badania biochem. Chodzi o skontrolowanie stanu zdrowia, czy delikwent w ogóle kwalifikuje się do kolejnego wlewu. Czy chemia zamiast uleczyć, nie narobi większych szkód. Wiedziałam, że waga będzie ok, kontroluję w domu na bieżąco, ciśnienie też okazało się normalnie niskie, co oznacza, że gdyby spadło jeszcze tylko troszeczkę, mogłabym obudzić się z głową na ramieniu tego pana, co siedział w poczekalni obok. 🤣

Wyniki dobre, a nawet bardzo dobre. Jeden parametr, nad którym będę musiała trochę popracować.

Po przyjęciu predykamentów (leki, podawane przez kroplówkę tuż przed cytostatykami, żeby potem nie mdliło i nie bolało) wycięło mnie na dwie godziny. Spałam jak dziecko, w tle radio Puls, mieszanka hitów z lat różnorakich.

Przestawilam fotel do pozycji półleżącej, więc zrobiło się przyjemnie, cieplutko, czas szybko płynął. Kapie już 4 godziny, zostało jeszcze pewnie ze 3 i do domu.

A jak mija Wasz poniedzialek?

Codzienność/ Daily

Pierwsza chemia nie była taka zła. Trochę mnie mdliło, łupało w kościach, niczym przy grypie, ale po tygodniu w zasadzie czułam się zdrowa.

Mimo to, jak posłuszny pacjent, i jakby nie było, rozsądna kobieta, wypełniam skrupulatnie wszystkie obowiązki, tj. zdrowo i regularnie jem (kiedyś było z tym różnie), piję ponad 2 litry wody (kiedyś było z tym słabo), i codziennie albo spaceruję, albo organizuję sobie inne ćwiczenia. Podobno chemioterapia nie lubi gnuśności:-)

Z tą wodą chodzi nie tylko o nawadnianie, ale również o to, by regularnie wypłukiwać nadmiar cytostatyków z organizmu.

No i cieszyłam się, że nie wypadają mi włosy. Zaczęły.

Czytaj dalej „Codzienność/ Daily”