„Tak żeśmy się spili w tym tygodniu…”

Jeden z lubelskich klubów tak się reklamuje na swoim profilu w jednym z portali społecznościowych:

„Tak żeśmy się spili w tym tygodniu czyli nic nowego. Natomiast mało kto wie, że to był dopiero trening przed najbliższą środą [..]”.

Rzeczywiście patrząc na zdjęcia, wrzucone na stronę klubu, ­niektórzy za kołnierz nie wylewali.

I nawet jeśli to tylko taka, według mnie nieudolna, reklama klubu, to pokazuje ona jednak zauważalny problem. Nasza młodzież nie potrafi się już bawić bez alkoholu. Bez niego impreza jest nieudana, nudna, a lokal średnio trendy. Alkohol w pubie nie jest tani, mniej zasobni organizują więc bifora. W zaciszu czyjegoś domu konsumują zakupione trunki, a potem, już na lekkim rauszu, z podniesionym poziomem samozadowolenia wyruszają w świat. Piją coraz młodsi, coraz więcej*. Piją bo tak wypada, bo najnormalniej w świecie smakują im słodkie drinki, bo wino jest mniamuśne, bo popite wódką piwo daje niezłego kopa. I właśnie o tego kopa chodzi! Nie tylko, żeby pobyć z przyjaciółmi, ale żeby się z nimi spić! Więc mieszają jedno z drugim a drugie z trzecim. To nic, że jutro kac i kibel w objęciach.

Generalizuję? Może trochę tak, ale skala tego problemu martwi mnie. I żeby było wszystko jasne, ja też naprawdę lubię dobry alkohol. W dobrym towarzystwie.

No ale skoro „tak żeśmy się spiliśmy w tym tygodniu” oznacza w sumie jakąś normę, to spicie się po raz kolejny w ciągu kilku dni, będzie klubowym wydarzeniem, super ekstrasem, powodem do dumy i nadzieją na niemałe zyski. A w takiej rzeczywistości nie ma już miejsca na zainteresowanie zdrowiem młodzieży.

I to martwi jeszcze bardziej.

*abc.zdrowie.pl; kurier lubelski

Tragedia w Klamrach

Stała się. Stała się z głupoty i zwykłej, typowej dla wieku ofiar, brawury. Zwłaszcza po spożyciu alkoholu.

Ale nie podoba mi się, że dzisiaj próbuje się oskarżać rodzica, który był właścicielem samochodu, że nie zabezpieczył przed dziećmi kluczyków. Jakimi dziećmi??? Przed nastolatkami, które wiedzą, że bez prawa jazdy za kierownicę samochodu wsiąść nie wolno. Każdy z nich musiał widzieć, że bawiący się przy ognisku, kolega driver pił!

Przepraszam bardzo, ale my nigdy nie chowaliśmy przed naszymi dziećmi kluczyków od samochodu. Nawet wtedy, kiedy wychodziliśmy z domu na dłużej, na jakieś wieczorne spotkanie ze znajomymi.  Kluczyki zostawały w swoim miejscu, razem z dowodem rejestracyjnym. Po prostu.

Zaczyna dochodzić do paranoi. My rodzice mamy zabezpieczać dom, żeby dzieciom nic złego się w nim nie stało. Ale przecież na pewno każdy z nas ma w domu barek, a w nim alkohol. Czy zamykacie go na klucz? Czy raczej rozmawiacie ze swoimi pociechami na temat skutków nadużywania, na temat efektów ubocznych, podwyższonej adrenaliny, zachowań ekstremalnych, agresji, zaburzeń w postrzeganiu rzeczywistości.

Tu widziałabym problem.

I coś takiego właśnie przytrafiło się tej grupie młodzieży, podobno uchodzącej w okolicy za normalne, fajne dzieciaki.

Tak więc prawdopodobnie chęć popisania się przed kumplami, połączona z alkoholem doprowadziła do tragedii, w której zginęło 7 osób. To nie były dzieci patologiczne czy grupa ćpunów, raczej grupa żądnych wrażeń nastolatków. A nastolatek, który ma szerokie audytorium rówieśników staje się nieobliczalny i właśnie wtedy może zrobić coś, czego nigdy by nie zrobił, o czym może nawet by nie pomyślał, gdyby był sam. W grupie puszczają hamulce, a pod wpływem alkoholu nieśmiały chłopak, czy dziewczyna, staje się gwiazdą wieczoru. Czasem szybko zachodzącą gwiazdą. Jak w sobotę w Klamrach.

Tak więc nie obwiniajmy rodzica, że zostawił kluczyki, a raczej o to, że wcześniej nie wpoił synowi żelaznej zasady: piłeś – nie jedź, nie jedź, skoro nie potrafisz, skoro nie masz prawa jazdy, bo odpowiadasz nie tylko za siebie, ale za wszystko, co się może wydarzyć na drodze.