
Niektórzy się cieszą z powrotu zimy

Nie będę ściemniać, że moje obecne życie jest interesujące. Zamiast tego stało się wymagające, o czym już wcześniej wspominałam. Moje obecne życie to ciągłe zmuszanie się do ćwiczeń, do aktywności, do jedzenia i picia wody (nadal nie mam apetytu), do brania leków, do ciągłego wsłuchiwania się we własne ciało, a potem zastanawiania, czy nadal funkcjonuje na tyle prawidłowo, by znieść kolejną chemię.
A tak zupełnie w bonusie, zmuszam się do szukania w tym swoim nieinteresującym życiu, optymizmu. I wiecie co? Czasem mi się udaje udawać, że wszystko jest jak dawniej.
Wczoraj na fali hurraoptymizmu poszłam nad Balaton. Zabrałam ze sobą psa, który należy do tych raczej leniwych i zrobienie z pańcią 12 tys. kroków, to dla niego większy wyczyn, niż dla mnie:-) Wiele razy w ciągu spaceru stawał na środku alejki i ostentacyjnie pokazywał mi, że ani kroku dalej. Ja cierpliwie czekałam, aż zmieni zdanie i jakoś to szło. Idzie wiosna, musi być przygotowany:-). Na szczęście potem mu się chyba spodobało, poznawał nowe zapachy, obwąchując mijane krzaczki i czworonogi.
Tak czy siak, oboje daliśmy radę!
Zdumiewające, że jeszcze kilka dni temu jeziorko było w połowie zamarznięte.
Trzecie zdjęcie zrobiłam 18 stycznia, w dzień po pierwszej chemii. Po drugiej potrzebowałam aż tygodnia, żeby nabrać sił. Już się boję kolejnego terminu (hurraoptymizmu wystarczyło mi na krótko:-).
Uwielbiam kaczuchy, czekam aż znowu pojawią się kaczki mandarynki. Są przepiękne! 🙂
Niestety wczoraj musieliśmy uśpić Bajta. Nie przypuszczałam, że bedzie aż tak smutno. Ponad 15 lat razem, a teraz pustka.
Unfortunaley, we had to put Bajt down yesterday. I didn’t think it would be so sad. Over 15 years together, now emptiness.
Pisałam kiedyś, że w moim życiu czas Covidu przyniósł dużo dobrego. Mogłam skupić się na tych sprawach, na które wcześniej brakowało czasu, albo umykały mi w tej zwykłej rzeczywistości. Lockdawn dla nas nie był taki zły. Był niemal nieograniczony czas dla rodziny, dla mocno już posuniętego w latach psa.
Bajt ciągle żyje, gdyby ktoś pytał. 🙂
Zawodowo, czas pandemii przyniósł mi bardzo dużo pracy, więcej niż normalnie, w niecodziennych, domowych warunkach. Jednak dzisiaj, po raz pierwszy od 3 miesięcy, jadę na cały dzień do biura. Dziwnie się czuję. Nie będę pomykała przez cały dzień w szlafroku i kapciach? Nie wypiję kawy z ekspresu? Będę musiała zrobić make-up i kanapki????
No i najgorsze, trzeba było wstać o 6.20 zamiast o 7.55, (zaczynam pracę o 8.00).
A co tam u Was ciekawego? Mam nadzieję, że może dzisiaj, w końcu uda mi się do Was zajrzeć, ale jeśli nie, to życzę miłego dnia i czasu dla siebie!!
PS. A jednak pojechałam bez make-upu. Zapomniałam go zrobić:-)
Czytaj dalej „Wtorek (za oknem -14)/ Tuesday (outside the window -14)”
Wczoraj było o nas, dzisiaj o naszym psie. Znowu!:)) Ale Bajt kilka dni temu skończył 15 lat!! Naprawdę braliśmy pod uwagę najgorsze, a ten mały twardziel starzeje się, choruje, traci siły, ale żyje!
Już raczej nie wychodzimy z nim na dwór, boimy się, że się przeziębi, to w końcu starszy pan, zresztą on sam też zwykle nie ma na to ochoty. Jednak, gdy pogoda jest wyjątkowo ładna, a on to wyczuwa tym swoim psim nosem, zdarza się, że jak dawniej staje przy drzwiach pokazując, że chce na spacer. A na spacerze niemal zapomina, że coś mu dolega, i chociaż łapy mu się trochę plączą, a o bieganiu w ogóle nie ma mowy, to gdy chcę go wnieść po schodach, żeby nie obciążać schorowanego serca, ucieka.
Taki samodzielny 🙂
Na koniec wrzucam Wam mój osobisty pomysł na psi pampers, to patent dla tych, którzy mają zwierzaka z nietrzymaniem moczu. Trzeba kupić podpaski urologiczne, przykleić do elastycznego bandaża i voilà:-).
Oczywiście już wymyślono pampersy dla psów, ale są droższe.
Jak widać, taki pampers w niczym pieskowi nie przeszkadza:-)
Czytaj dalej „Latka lecą czyli update dot. Bajta/ Time’s going by, an update about Bajt”
Można powiedzieć, że pies upodabnia się do właściciela. Mi się poprawiło i Bajtowi, po raz kolejny, też:-)
Grzecznie przyjmuje leki, ma apetyt, trochę mu się nogi plączą, ale ogonkiem merda. A jak wiadomo (albo i nie:-), merdanie jest najważniejsze.
Na filmiku nasz codzienny rytuał, wziewne leki na kardiomiopatię.
Google stworzył film, który wklejam na dole i zatytułował go „Psie dni”, ale ja uważam, że życie naszego Bajta wcale nie jest takie psie, jak by się wydawało, choć przyznaję, że przeszedł wiele. Czasem nawet myślę, że jeśli istnieje jakaś psia choroba, to on ją na 100 % złapie:-)
Dlatego tu uwaga skierowana do ewentualnych przyszłych właścicieli czworonogów. Jeśli zamierzacie kupić psa z hodowli, zróbcie dobre rozeznanie, poczytajcie opinie na forach dla psiarzy. Czy zwierzęta mają dobre geny, cieszą się dobrym zdrowiem i są krzyżowane tylko w takim zakresie, jak zalecają to związki kynologiczne. My tego nie zrobiliśmy, bo chcieliśmy już, zaraz natychmiast, a ponieważ akurat nie było w Lublinie żadnego miotu, pojechaliśmy w okolice Warszawy, ale o tej konkretnej hodowli wiedzieliśmy tyle, co nic.
Bajt przyjechał do domu z zapaleniem uszu, a do tej pory miał 5 operacji, kaszel kenelowy i zapalenie płuc. Nie wypadły mu zęby mleczne, więc trzeba było je usuwać chirurgicznie. W zasadzie od początku ma skłonność do tworzenia się kamieni w nerkach (temu zapobiegamy kupując specjalistyczną karmę), od 2 lat choruje na kardiomiopatię, ma powiększone serce i wątrobę. Niedosłyszy i niedowidzi, więc pewnie z tego powodu kilka miesięcy temu spadł z łóżka i uszkodził sobie łapę. Co najmniej raz do roku przechodzi szereg badań kontrolnych, w tym od czasu do czasu potrzebuje rtg. I najgorsze: 2 tygodnie temu zdiagnozowano u niego chorobę Cushinga.
I żeby było jasne, my nie narzekamy, jedynie cierpimy patrząc na jego postępującą nieporadność, na to jak każda kolejna choroba zabiera nam jakąś cząstkę Bajta i liczymy, że nie będzie cierpieć.
To Bajt nas wybrał. Tamtego dnia pojechaliśmy po innego pieska, ale po wejściu do pokoju szczeniaków, to on przybiegł do nas, próbował zaczepiać i wciągać do zabawy. Wiedzieliśmy, że tylko ten, żaden inny!:-)
On chyba też wiedział, tym swoim psim nosem wyczuwał, że z nami przejdzie przez każdą chorobę, jaką przyniesie mu los.
Jak to w rodzinie.
W niedzielę, korzystając z tego, że otwarte (z okna widzę rozłożony parasol:-), chciałam kupić w osiedlowym warzywniaku pomidory. Założyłam maseczkę i pewnym krokiem ruszyłam do sklepu, a tam…
„Trudne sprawy”?:-)
Pomidorów nie kupiłam, ale niewiele brakowało, a obok ziemniaków, w filmie zagrałby także mój Bajt 😉
Ale on, zamiast zostać celebrytą, wolał wrócić do domu, żeby robić to, co lubi ostatnio najbardziej.
Kupiliśmy mu takie legowisko, podobno relaksacyjne, na pewno mięciutkie. Stwierdziliśmy, a co! Niech ma na stare lata i komfort i relaks:-)
Po pierwszych godzinach totalnego ignorowania, chyba je polubił:-)
I wyjmiesz z tej kosmicznej kurtki!!
And take me out of this cosmic jacket !!
PS. Fryzjer już umówiony. Za dwa tygodnie kolejne metamorfozy!:-)
PS. Hairdresser already arranged. The next metamorphoses in two weeks! 🙂
– Nie namawiaj mnie, nie idę na żaden spacer, jeszcze nie wstaję… [zieeeew].
– Do not convince me, I am not going to go for a walk, I am not going even to get up…[yawning].