Powroty/ Coming back

Powroty są trudne. Dlatego przepraszam za długie milczenie, które pewnie w obecnej sytuacji mogliście zinterpretować jednoznacznie, ale to był okres, w którym próbowałam poukładać swoje życie.

Co u mnie? Skończyłam chemioterapię, nadal doświadczam neurotoksyczności, kontroluję to, co po drodze uszkodził mi nowotwór i cierpliwie czekam, aż niekorzystne objawy miną, lub aż lekarze coś na nie poradzą. Mam nadzieję, że po prostu miną:-)

Po 6 chemii w zasadzie z dnia na dzień poczułam się lepiej, dzięki temu mogłam stoczyć kolejną (wygraną) walkę z ZUS, i w którymś momencie zacząć myśleć o powrocie do pracy.

Od dwóch tygodni znowu wstaję o 6 rano i robię sobie poranny spacerek do biura.

Zdrowotnie: jestem pod ciągłą kontrolą, ale żeby nie zwariować, stosuję metodę małych kroczków, tj. zajmuję się jednym problemem naraz. Jako osoba pracująca mam znacznie mniej czasu na ogarnianie rzeczywistości i latanie po tych wszystkich lekarzach, po których muszę, ale o tym też staram się za wiele nie myśleć.

Generalnie potwierdziło się to, co już wielokrotnie obserwowałam u innych: babciowanie daje niesamowitą siłę i wolę walki:-)

Czytaj dalej „Powroty/ Coming back”

3/6

Można by więc powiedzieć, że szklanka w połowie pełna. W dodatku tym razem wzięłam leki przeciwwymiotne i aż do wczoraj rano czułam się świetnie, ale nawet wczoraj w zasadzie nie było tragedii. Ból kości, osłabienie, przespałam popołudnie. Dzisiaj podobnie się czuję, więc poza zrobieniem obiadu może skuszę się jedynie na jakiś spacer lub ćwiczenia relaksująco – rozciągające.

A propos obiadu, w dni po chemii, jak mam siłę, to robię coś na szybko, jak sił brak, zdaję się na męża lub zamawianie jedzenia z dostawą do domu. Wczoraj naszło mnie na kopytka w sosie pomidorowym. Mam fazę na pomidory, jem codziennie i do każdego posiłku. Kopytka robi się szybko, a i sos machnęłam w 15 minut. Dzisiaj będą krokiety, oczywiście dla mnie znowu z pomidorowym, mężowi urozmaicę pieczarkami !:-)

Można by więc powiedzieć, że wiosna, że idzie ku dobremu, ale wszyscy wiemy jak jest. Trudne czasy, stres, który nie pomaga nikomu, nie tylko udarowcom czy chorym w trakcie długotrwałego leczenia.

I w zasadzie nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać. Może Wy macie lepsze nastawienie, więc dzielcie się nim ze mną proszę? Ja natomiast życzę dobrego, spokojnego dnia.

Czytaj dalej „3/6”

Codzienność/ Daily

Pierwsza chemia nie była taka zła. Trochę mnie mdliło, łupało w kościach, niczym przy grypie, ale po tygodniu w zasadzie czułam się zdrowa.

Mimo to, jak posłuszny pacjent, i jakby nie było, rozsądna kobieta, wypełniam skrupulatnie wszystkie obowiązki, tj. zdrowo i regularnie jem (kiedyś było z tym różnie), piję ponad 2 litry wody (kiedyś było z tym słabo), i codziennie albo spaceruję, albo organizuję sobie inne ćwiczenia. Podobno chemioterapia nie lubi gnuśności:-)

Z tą wodą chodzi nie tylko o nawadnianie, ale również o to, by regularnie wypłukiwać nadmiar cytostatyków z organizmu.

No i cieszyłam się, że nie wypadają mi włosy. Zaczęły.

Czytaj dalej „Codzienność/ Daily”