Wszystko co dobre szybko się kończy. 8 miesięczny home office również. Wróciłam do pracy w biurze, do wcześniejszego wstawania, robienia kanapek, przejazdów hulajnogą. Być może wróciłam też do blogowania, ale to się jeszcze zobaczy.
A propos wcześniejszego wstawania, Teddy wprowadził w naszym domu drastyczne zwyczaje. Bajt w życiu nie naraziłby swojej pańci na wychodzenie z domu przed 6 rano. Nigdy. Ten cudowny pies spał tak długo jak ja, a funkcja siku włączała mu się dopiero, gdy zaczynałam się kręcić po mieszkaniu. 🙂
Teddy natomiast budzi mnie swoim mokrym, włochatym pyszczkiem, o nieludzkich porach, czasem tuż po 5 (sic!!) dając mi do zrozumienia, że albo natychmiast wstanę, albo on sobie poradzi beze mnie. W przedpokoju lub łazience.
Ponieważ wiem, że tak będzie, zwykle błyskawicznie, jeszcze w półśnie, wypadam z łóżka, jedną ręką trzymając psa, drugą próbując się ubrać. Wiecie dlaczego trzymam go na ręce? Bo pies w powietrzu nie sika:-)
Właśnie sobie uświadomiłam, że nie było mnie tu ponad miesiąc. Mnie nie było, ale świat się dalej kręci, chociaż odnoszę wrażenie, że blogów jakby coraz mniej.
W ciągu tego ostatniego miesiąca zdążyłam przejść przez etap psiego przedszkola. Napiszę o tym trochę więcej innym razem, bo uważam, że jest to bardzo fajna sprawa. I wiecie, psie przedszkole tak naprawdę nie jest dla szczeniaczków, ono jest dla właścicieli psów. To ich trzeba edukować, co robić, żeby nie pozwolić tym słodziakom się sterroryzować, no i oczywiście, przy okazji, czegos mądrego nauczyć. Bo one na początku terrroryzują nieporadnością i szczenięcym spojrzeniem, a potem potrafią sterroryzować naprawdę.
