Come back oraz kilka słów o „Ice Bucket Challenge”.

Odpoczęłam. Od Internetu, wiadomości, pisania i zmuszania się do czegokolwiek.

Najpierw było dziwnie, potem fajnie, cudowna wolność, dużo czasu, okres urlopowy, zwiedzanie, czytanie, zdjęcia i fotograficzne reportaże, a potem z jakiegoś dziwnego powodu zaczęłam odczuwać najpierw delikatną, a potem coraz mocniejszą potrzebę wyjścia z blogowej impotencji.

I jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, zaczęłam odczuwać potrzebę posiadania potrzeby pisania bloga. Nie samego pisania, potrzebę tej potrzeby. Bo ona jest mi niezbędna do tego, żeby robić to, co robiłam przez ostatnie 8 lat:)

Więc jestem.

Czy zauważyliście, że jak człowiek nie ma pełnej wiedzy na jakiś temat, a sam temat wygląda na pierwszy rzut oka dosyć osobliwie, to najpierw zaczyna od jego krytyki?

Tak było, gdy po raz pierwszy zobaczyłam filmik „Ice Bucket Challenge”. Na początku stwierdziłam, że oblewanie się lodowatą wodą w celu udowadniania czegokolwiek, to dziecinada i żenada, że jeśli już chcemy wesprzeć jakąś wartościową akcję, lepiej zasadzić drzewo, zaadoptować  zwierzaka, opłacić czyjąś naukę czy kupić przysłowiową cegiełkę.

No i otóż chyba się trochę myliłam. Co prawda w kwestii lodowatej wody nadal mam mieszane uczucia, bo co to za odwaga chlusnąć sobie w twarz, jednak wspieranie fundacji ratującej ludzkie życie jest rzeczą godną poparcia, bez względu na to, jak bezsensowne łańcuszki (bo przecież to jest łańcuszek), ją poprzedzają.  W przypadku „Ice Bucket Challenge” chodzi o to, by osoba, która nie podejmie wyzwania, zapłaciła stu-dolarowego karniaka  na rzecz fundacji ASL (stwardnienie zanikowe boczne). Tak więc twardziel, który obleje się wodą w sumie nie musi płacić, ale jaki byłby z tego wizerunkowy pożytek dla osoby znanej i cieszącej się społecznym uznaniem? I cóż to jest 100 dolców dla…. Billa Gatesa na przykład?  Dlatego każda gwiazda ekranu najpierw oblewa się wodą, a potem płaci.

I jeśli nawet ten specyficzny celebrycki show rozszerzył się także wśród zwykłych posiadaczy facebooka, to jest to nadal show charytatywny (za każdy udostępniony film podobno płaci portal)  i dlatego cierpię …… nie całkiem w pokorze.

Mam tylko nadzieję, że do mnie łańcuszek nie dotrze i nikt nie każe mi się kąpać w przeręblu ani okładać kostkami lodu. Źle znoszę krioterapię:-)

Bill Gates podejmujący wyzwanie.

A tu przygnębiający, dający do myślenia film z realizacji „wyzwania” ….. w strefie zbombardowanej Gazy. Wersja mówiąca wiele, której nie trzeba ani komentować, ani tłumaczyć.

22 Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy

No i po finale!

I jak to zwykle po, dzisiaj zaczęło się obrzucanie Owsiaka błotem, podważanie jego bezinteresowności, krytyka, złośliwości, oszczerstwa. Pełne jadu wpisy blogerów, dawnych wolontariuszy, obnażające rzekome nadużycia, przekręty finansowe, kradzież uzbieranych pieniędzy, brak rozliczeń z fiskusem. Piszę rzekome nie dlatego, że nie wierzę krytykującym, a bezgranicznie ufam Owsiakowi. Tam gdzie chodzi o pieniądze zawsze pojawia się chęć uszczknięcia czegoś dla siebie, ale może nie tu….? Ja po prostu chcę wierzyć Owsiakowi. Chcę wierzyć, że ciągle jeszcze rodzą się zapaleńcy, którym leży na sercu dobro drugiego człowieka. Że na tym pozbawionym zasad świecie ktoś głośno mówi o ludzkich potrzebach i angażuje się tam, gdzie zawodzi system.

Banalne słowa? Może i banalne, ale dzisiaj ludzie potrzebują banału!

Potrzebujemy prostych słów, jak tlenu potrzebujemy zapewnień, że komuś na nas zależy, że ktoś o nas myśli, kocha, czeka na słowo, gest, zainteresowanie. Potrafi zawalczyć o dobro i godność. Pięknie i jednocześnie w bardzo prosty sposób mówi o tym Anna Dymna w wywiadzie, który ostatnio czytałam. Ta kobieta na co dzień robi to (a może nawet wiele więcej), co na wielką skalę robi raz do roku Jerzy Owsiak.  I jest szczęśliwa, bo mimo zmęczenia pracą, robi to co lubi. Jak twierdzi: „Dopóki mamy cel i czujemy się potrzebni, dopóty mamy siłę napędową”*. Bardzo pięknie wypowiada się o ludziach niepełnosprawnych intelektualnie, o ich niezmąconych umysłach, nieskażonych wiedzą i wydumanymi pragnieniami.

I nie chcę dopuszczać gorzkiej wątpliwości, która umniejsza wartość zebranych pieniędzy, zaangażowania i ludzkiej hojności.

Wolę wierzyć:-)

Caffe


* Beata Tadla, „Kto pyta nie błądzi. Rozmowy wielkich i niewielkich”