Niedawno zostałam teściową, ostatnio babcią. Teraz intensywnie się uczę, by w tych nowych rolach wypadać najlepiej, jak potrafię. A tu w jakimś sensie pojawia się konflikt interesów. Bo bycie dobrą teściową oznacza m.in to, żeby nie wpadać do dzieci z niezapowiedzianą wizytą, a bycie dobrą babcią, żeby wpadać do wnuka jak najczęściej. Tak więc trzeba wyważyć proporcje, co jest niezwykle trudne, gdy się już wie, że tam czeka taki mały, pachnący Pączuś:-)
Mój home office trwa już 3 miesiące i to są dokładnie 3 dodatkowe kilogramy! Jak ja czekam na szczepionkę, to Wy sobie nawet nie wyobrażacie. Albo chociaż na ciepełko, żeby wywlec rower z piwnicy. Akcja naprawcza związana z tymi kilogramami trwa, bo przecież w czerwcu mam wesele chrześniaka. Chcę wyglądać, co najmniej tak pięknie, jak rok temu na weselu syna naszych przyjaciół. Bo ja się wtedy sobie podobałam, i to jest ten mój punkt odniesienia:-) A muszę się przyznać, że wobec siebie jestem niesamowicie krytyczna. Jeśli więc rok temu uznałam, że wyglądam nieźle – to znaczy, że autoterapia działa. Lepiej późno, niż wcale!:))))