Scenka rodzajowa, czyli „ale fajna suka!”

Siedzieliśmy w kawiarni leniwie sącząc kolejną, zimną już, filiżankę kawy. Rozmowa początkowo ożywiona i pełna niusów, wchodziła w ewidentny stan wygaszania. Tematów i emocji.
I właśnie wtedy, przy stoliku obok coś się zaczęło dziać. Spojrzeliśmy dyskretnie, chociaż w zasadzie nie musieliśmy być dyskretni. Parze przerzucającej się nas stolikiem soczystymi argumentami, zupełnie nie przeszkadzała widownia. A widownia niczym ława przysięgłych, w ciszy własnego sumienia, właśnie wydawała werdykt.

Moim zdaniem facet sobie nagrabił i to raczej wielokrotnie.

Nagle dziewczyna zrobiła to, na co ja, raz czy dwa razy w życiu, miałam cholerną ochotę, ale się nie zdobyłam. Ostentacyjnie głośno przesuwając krzesło wstała, wyakcentowała dobitne „pierdol się!” i chlusnęła facetowi szklanką piwa w twarz. Wyszła nie trzaskając drzwiami tylko dlatego, że ich w tym pomieszczeniu akurat nie było.

Ktoś skwitował z ewidentnym podziwem w głosie: „Ale fajna suka!”.

No i teraz puenta polonistki: mamy uzus językowy.  „Suka”- kiedyś obraźliwe, z konotacjami takimi jak wulgarność, chamstwo i arogancja, dzisiaj coraz częściej wyraz uznania dla kobiety pewnej siebie, silnej i zdecydowanej. Kobiety gotowej do natychmiastowego działania, gdy ktoś ośmieli się utrącić jej anielskie skrzydła.

Nie jest dobrze*

To wniosek wyciągnięty ze spotkania jakie miałam wczoraj, z wieki całe niewidzianą koleżanką. Spotkałyśmy się na Starym Mieście w kameralnej kawiarence „Między słowami”, gdzie mniej gadatliwi mogą przy kawie poczytać książkę, a bardziej – „wyrzygać” nagromadzone żale. My należałyśmy do tych bardziej.

Życie jest dziwne, ona ma problemy w tych obszarach swojego życia, w których u mnie jest bardzo ok, a ja w tych, którymi ona się w ogóle nie musi przejmować. Może to i dobrze, że nie obdarowuje się całym bagażem jednej osoby, bo jedna by nie podołała. A tak, z pomocą kalorycznej bomby tiramisowej i kilkugodzinnej rozmowy doprowadziłyśmy się do jako takiego poziomu, naładowałyśmy energetycznie i ustaliłyśmy, że następne spotkanie będzie za miesiąc.

Aż się boję myśleć co będzie za miesiąc, bo doświadczenia z tych, które minęły ostatnio pokazują, że zawsze może być gorzej.

Wracając obejrzałam pokaz sztucznych ogni, właśnie kończył się koncert z okazji WOŚP. Zauważyliście, że fajerwerki już nie bawią jak kiedyś? Stajemy się coraz bardziej wybredni, a może znudzeni powtarzalnością. Życie jest dziwne.

*Notka tylko nieznacznie przesadzona:)

*Kolega pali elektronicznego papierosa. Śmierdzi tylko trochę mniej niż tradycyjny!!

A wydawało mi się, że jestem asertywna.