Z dumą muszę podkreślić, że z roku na rok nasze babskie grono się powiększa. Jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie rezerwować cały rząd 🙂
Film niestety najgorszy ze wszystkich, które przy tej okazji oglądałam. Rok temu zaczynało się z lekka makabrycznie, za to skończyło bardzo wesoło. Teraz zupełnie inaczej: ani makabrycznie, ani wesoło. Na początku może i nawet z zadatkami na komedię, ale potem już tylko nuda.
W roli głównej odwieczny amant, Hugh Grant. Nie przeszkadza mi, że nadal grywa amantów. Podobają mi się mężczyźni, którzy godnie wchodzą w dojrzały wiek, bez liftingów, malowania włosów i żałosnych prób zatrzymywania młodości. Wydaje mi się, że Grant taki jest. Tu ciekawostka, ten całkiem przystojny facet, w filmie profesor scenopisarstwa, budzi się u boku brzydkiej jak noc studentki. Czyżbym miała w tej kwestii większe wymagania jako kobieta, niż Hugh Grant jako mężczyzna? Żeby chociaż duże błękitne oczy, albo nogi jak stąd do Warszawy, a tu nic!;-) No dobra, była inteligentna.
I zdziwiło mnie jego zdziwienie, że sypianie z własną uczennicą jest nieetyczne.
Co by tu jeszcze o bohaterze…. On tak w tym filmie sobie chodzi i uczy, czasem rzuci jakąś ironiczną ripostę, kogoś obrazi, kogoś wyśmieje, summa summarum przy okazji przewartościowuje całe swoje życie. A potem następuje, jak na romantyczny film przystało, całkiem przewidywalny happy end.
Dobrze, że chociaż tyle wzięli z komedii.
Na koniec muszę się pochwalić wygranym kuponem o wartości 50 zł na usługi kosmetyczne w pewnym lubelskim salonie. Kwota dupy nie urywa, jak by to powiedziała Chylińska, ale z drugiej strony darowanemu koniowi się do pyska nie zagląda.
Więc ciesz się Caffe, idź i zrób się na bóstwo!