Ciężkie dni

Dzisiaj chwila oddechu, przed następnym trudnym okresem w moim życiu.  Wk…..wiają mnie słowa „co nas nie zabije to nas wzmocni”.  Chyba powinnam być już jak stal.

Ja odreaguję dzisiaj przy „Listach dla M”, a Wy? Panowie, to nic, że komedia romantyczna, zmuście się!  Nawet po raz trzeci~:)))  Choć uważam, że za wcześnie puszczają ten film. Dopiero listopad!!

Robię mały teścik. Będę tu wklejać reklamę tego filmu za każdym razem, kiedy będę go w stanie oglądać. Dopóki mi się nie znudzi:))

Tęsknie za czasem, w którym pisałam tą notkę (Listy do M).

Przewidziałam,

że „Listy do M” staną się takim samym świątecznym hitem  jak „Kevin sam w domu” :-). Właśnie znowu „lecą” na TVN.

Kevin też był, wczoraj, na Polsacie, i o ile kiedyś strasznie mnie wkurzał będąc setną powtórką, dzisiaj traktuję te emisje z humorem, trochę jak okołoświąteczną tradycję:-). Po za tym, zawsze z łezką w oku przypominam sobie, jak pierwszy raz oglądałam go z moimi, wtedy małymi, dziećmi.

Dla przypomnienia moja notka na temat „Listów do M”, na które kiedyś zostałam zaproszona przez TVN: TU.

Listy do M

Trochę mikołajkowo

Piszę znacznie mniej, bardziej jestem realna niż wirtualna (co prawda w dzisiejszych czasach te sfery się coraz częściej i na coraz dłużej przenikają), a jednak wśród przyjaciół i znajomych ciągle jeszcze kojarzę się z Caffe. I właśnie dlatego w tym roku dostałam aż trzy tematyczne prezenty, patrz poniżej:)) Każdy z nich z komentarzem  „bo pasuje do Ciebie”. Dwa kubki przyjechały z Niemiec (dzięki Poziomka!), trzeci został wykonany własnoręcznie przez bardzo zdolnego kolegę.

 

A mi z moim blogiem skojarzył się w ubiegły piątek nasz polski, świąteczny, bardzo fajny, wesoły i tylko ociupinkę odrealniony film pt. „Listy do M”. Opisywałam go dwa lata temu na łamach bloga, tuż po tym, jak skorzystałam z zaproszenia Onetu i TVN-u na przedpremierową projekcję (czytaj TU). Jak ten czas leci!!!!

Myślę, że polski film ma duże szanse, jak nieśmiertelny „Kevin sam w domu”, stać się stałym punktem świątecznych programów. Czy chcemy tego, czy nie, a na razie chyba chcemy. Oglądanie miłosnych perypetii mikołajowo – śnieżynkowych, oraz wszystkich pozostałych bohaterów, sprawiło mi ogromną radość. Próbowałam odnaleźć w sobie klimat pierwszego odbioru, moje wrażenia sprzed 2 lat. Zdziwiona zauważyłam, że film bawił mnie prawie tak samo, jak poprzednio, a nie należę do ludzi, którzy śmieją się z tego samego żartu dwa razy:)

Na koniec drobne PS.

Mam tyle tematów na notki, że nie mogę się zebrać, żeby je ogarnąć. Czy też tak czasem macie, że z nadmiaru wychodzi Wam brak?:)