Tydzień bogaty w wiele różnych wydarzeń.

1. Odbyłam długą rozmowę z X., która chciała się pożalić, wygadać: „Miałaś rację, wydzwania do mnie jego żona z pretensjami, że rozmawiamy na fejsie, nawrzeszczała na mnie jak wariatka, rzucała mięsem niczym szewc, wcale nie dając mi dojść do głosu. Co mam robić?”

W pierwszym odruchu zaczęłam się śmiać, bo znam podobną historię sprzed lat. Poradziłam X, żeby nie wchodziła w dyskusje z przekupą, bo ktoś przysłuchujący się z boku, może nie zauważyć między nimi różnicy;-). Rozsądne tłumaczenie sprawy w przypadku krzykacza nie zdaje egzaminu, krzykacz w prostacki sposób przenosi zwykłą pogawędkę na grunt łóżkowy, rzucając utarty banał „że tłumaczą się tylko winni”. W ciasnym, nafaszerowanym zazdrością rozumku nie mieści mu się znana prawda, że tłumaczą tylko ludzie racjonalni, a nie winni. I nie się, a sytuację. Ale do takich niuansów trzeba mieć klasę i poziom. Więc poradziłam X., żeby krzykaczkę zignorowała, a niech się dowartościuje:-).

2. Pojawił się konkurs na moskaliki, w związku z tym od kilku dni szukam nazw starej broni, znanych obiektów sakralnych i pasujących do rymu państw. Jeśli kogoś w ten sposób zaciekawiłam, niech sięgnie do hasła „moskalik” a wszystkiego się dowie. Jedną z ciekawszych postaci w tym gatunku jest oczywiście Wisława Szymborska. Trzy moskaliki już napisałam, zgłosiłam, czekam. W międzyczasie wymyślam następne:) A poniżej wrzucam info o konkursie. Nie będę trzymać tej wiedzy tylko dla siebie:) Mam tylko prośbę, jeśli ktoś z Was wygra, proszę o info:) Będę gratulować!

3. Scenka rodzajowa: Zaprzyjaźniony informatyk obsługujący naszą sieć firmową wprowadził zmiany i aktualizacje do wszystkich komputerów, naprawił zgłoszone usterki, pousuwał błędy, ponaprawiał pliki itp. itd. Kiedy skończył, wchodzi do sekretariatu i pyta: „Czy ma pani jeszcze jakieś problemy?”. Dokładnie tak sformułował pytanie, więc moja koleżanka niewiele myśląc wystrzeliła: „Tak, mam cellulit, 5 kg nadwagi i w dodatku szef nie chce mi dać urlopu”:)))

 4. Dzisiaj spotkanie, na którym będziemy rozmawiać o komforcie. Tak, tak! Mam nadzieję, że będą ciekawe historyczne smaczki. W starożytnym Egipcie komfort był już na pewno znany, ale jakie były jego początki? Czy ma związek tylko z piramidą Maslova, rozwojem duchowym człowieka czy po prostu zwykłym wygodnictwem i wybujałą wyobraźnią. Chciałabym ciekawego spojrzenia na temat, wzbogaconego prezentacją, zdjęciami, sięganiem do prehistorycznych źródeł. Obym się nie zawiodła, bo idę na to spotkanie kosztem zumby:)

5. Dostałam fajny prezent, a właściwie kilka prezentów. Piękne zdjęcie, piękne perfumy i….nie, tego trzeciego nie zdradzę:)))

6. Jutro fajne babskie spotkanie. Trzymajcie kciuki, żeby wszystko się udało, a wtedy na pewno pojawi się tematyczna notka:)))

Caffe

Trochę mikołajkowo

Piszę znacznie mniej, bardziej jestem realna niż wirtualna (co prawda w dzisiejszych czasach te sfery się coraz częściej i na coraz dłużej przenikają), a jednak wśród przyjaciół i znajomych ciągle jeszcze kojarzę się z Caffe. I właśnie dlatego w tym roku dostałam aż trzy tematyczne prezenty, patrz poniżej:)) Każdy z nich z komentarzem  „bo pasuje do Ciebie”. Dwa kubki przyjechały z Niemiec (dzięki Poziomka!), trzeci został wykonany własnoręcznie przez bardzo zdolnego kolegę.

 

A mi z moim blogiem skojarzył się w ubiegły piątek nasz polski, świąteczny, bardzo fajny, wesoły i tylko ociupinkę odrealniony film pt. „Listy do M”. Opisywałam go dwa lata temu na łamach bloga, tuż po tym, jak skorzystałam z zaproszenia Onetu i TVN-u na przedpremierową projekcję (czytaj TU). Jak ten czas leci!!!!

Myślę, że polski film ma duże szanse, jak nieśmiertelny „Kevin sam w domu”, stać się stałym punktem świątecznych programów. Czy chcemy tego, czy nie, a na razie chyba chcemy. Oglądanie miłosnych perypetii mikołajowo – śnieżynkowych, oraz wszystkich pozostałych bohaterów, sprawiło mi ogromną radość. Próbowałam odnaleźć w sobie klimat pierwszego odbioru, moje wrażenia sprzed 2 lat. Zdziwiona zauważyłam, że film bawił mnie prawie tak samo, jak poprzednio, a nie należę do ludzi, którzy śmieją się z tego samego żartu dwa razy:)

Na koniec drobne PS.

Mam tyle tematów na notki, że nie mogę się zebrać, żeby je ogarnąć. Czy też tak czasem macie, że z nadmiaru wychodzi Wam brak?:)

Nadal w tematyce świątecznej

Wiele osób nie lubi kupowania świątecznych prezentów. Myślę, że można wymienić tu trzy główne przyczyny:

  1. Kupowanie prezentów pod choinkę jest jakąś formą przymusu, a człowiek to istota z natury wolna, więc się buntuje. Choćby tylko wewnętrznie.
  2. Każdy lubi prezenty oryginalne, bylejakość nudzi i wprawia w zakłopotanie typu „ojej, znowu skarpetki?”, więc próbujemy szukać czegoś fajnego, ciekawego, a to wymaga zaangażowania i czasu, którego nam ciągle brakuje.
  3. Prezenty kosztują, w dobie kryzysu mogą być dotkliwym balastem. Często kupujący nie wie, w jakim finansowym zakresie się poruszać, żeby nie kupić zbyt taniego prezentu  i nie wyjść na sknerę, lub zbyt drogiego i nie wyjść na szpanera.

Jeśli chodzi o przymus, to jest nim w jakimś sensie również szykowanie wigilijnych potraw, pieczenie ciast czy mycie okien, a przecież wszystko to robimy. Większość kobiet podchodzi do tych czynności jak do zła koniecznego, ale trzeba pamiętać, że zrzędzenie odziera święta z magii. Osobiście też nie lubię mycia okien, dlatego staram się robić to na tyle wcześnie, by nie kojarzyło mi się ze świętami. To nic, że w Wigilię nie są już tak lśniące, jak tuż po, ale za to nie padam na twarz ze zmęczenia.

Tak więc przymus psuje przyjemność, a kupowanie prezentów, zamiast sprawiać radość obu stronom wydarzenia, staje się odrabianiem pańszczyzny. A nie o to chodzi!

Dlatego właśnie staram się robić zakupy świąteczne przez cały rok. Kiedy coś mi wpadnie w oko, trafi się fajny drobiazg kupuję i już. Mam w swojej szafie takie miejsce na świąteczne prezenty i bardzo się cieszę, gdy ich przybywa.

Oczywiście, że kupowanie prezentów uzależnione jest od zasobności portfela. Jeśli nie jestem ograniczona kwotą lubię zaszaleć, ale zdecydowanie bardziej od prezentów oszałamiających ceną, wolę te oszałamiające pomysłem.

Prezent pomysłowy odsłania duszę kupującego, świadczy o jego poczuciu humoru, wrażliwości, o zażyłości, o tym, w jakiej jesteśmy relacji z drugim człowiekiem.

Ja chyba najbardziej lubię prezenty tematyczne, nawiązujące do wspólnie przeżytych wydarzeń, jakichś rodzinnych historii, czy historii zupełnie obcych, ale związanych z odbiorcą. Kiedyś dziewczynie, która właśnie odebrała prawo jazdy, kupiłam charmsa* w kształcie kabrioletu, wręczając dodałam „masz już prawo jazdy – czas na samochód”. Było śmiesznie, a prezent się spodobał. Ładny, ale nie zabójczo drogi. Kilka lat temu, wszystkim kobietom, z którymi spotkałam się w święta, wydziergałam na szydełku ciepłe chusty. Każda miała inny wzór i kolor, dopasowany do ubrań, które nosi, w kolorystyce, jaką lubi. Myślę, że były zadowolone, a że same nie umiały szydełkować, doceniły moje starania.

Wydaje mi się, że w tym wszystkim nie chodzi o takie prezenty, które ktoś potem odstawi na półkę i zapomni (chyba, że jest to oczekiwana rzeźba), czy też spojrzy na prezent i zapomni (chyba, że jest to oczekiwany obraz). Trzeba odnaleźć dobrą, sensowną granicę pomiędzy prezentem użytecznym, a zupełnie niepraktycznym. Połączenie intencji, intuicji i wyczucia gustu drugiej osoby są kluczem do sukcesu.

Moi Drodzy, ponieważ brakuje mi jeszcze kilku prezentów rzucam hasło: szukajmy klucza!……… bo święta tuż tuż.

* informacja dla panów, charmsy to wisiorki przypinane do srebrnej (i nie tylko) bransoletki. Dopinając kolejne, można skomponować oryginalną, niepowtarzalną biżuterię.