Kilka dni temu, korzystając z dobrodziejstw siłowni, biegłam w nierealną siną dal wyglądając przez okno.
W pewnym momencie zauważyłam, że do czarnego, nie muszę nadmieniać, że pięknego BMW, próbuje się dostać dwóch panów. Próbuje, ponieważ dostępu do auta bronią dzielnie dwie ogromne wrony (a może to były kruki?). W każdym razie wielkie bestie, o wiele większe od gołębi, w szaroczarnym kolorze upierzenia. Trzecia usadowiła się na dachu auta, prawdopodobnie uznając, że oto właśnie wybrała dogodne miejsce na gniazdo (czy to jest pora na wicie gniazd?). Kiedy tylko panowie podchodzili do drzwi, dwie pilnujące wrony pikowały ostro w dół, skrzecząc przy tym donośnie i trzepocząc gniewnie skrzydłami. Wyglądało to tak, jakby naprawdę chciały dziobnąć ich w głowę.
Naturalnie przypomniały mi się „Ptaki” Hitchcocka, chociaż sytuacja nie była tak groźna jak w filmie i panom udało się odjechać bez szwanku. Jednak kilka dni później wyczytałam w „Metrze”, że to nie jedyny przypadek takiego ataku w Warszawie. Na Saskiej Kępie mówi się o istnej pladze atakujących ptaków.
Jak zwykle winni są ludzie, którzy źle rozumieją kwestię dokarmiania ptaków i pragną pomagać im także w tych porach roku, w których powinny one szukać pożywienia samodzielnie i to poza miejscami zamieszkałymi przez ludzi. Skoro jednak podaje im się jedzenie jak na dłoni, idą na łatwiznę i z czasem zaczynają traktować osiedlowe skwerki, jako własne żerowisko, o które należy walczyć, gdy pojawi się ktoś, kogo uznają za intruza.
Gazeta podała, że niedawno podziobały i pobiły skrzydłami starszą kobietę, a administracja osiedla i straż miejska nic w tej sprawie nie mogą zrobić, bo pewnie nie ma wytycznych, natomiast mieszkańcy obawiają się o własne dzieci, które mogą nie mieć tyle siły by opędzić się od atakujących skrzydlatych „potworów”.
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…