Symbioza i kreatywność/ Symbiosis and creativity

Wczoraj byłam u mojej mamy. Mama bardzo kocha kwiaty, ale to nie przeszkadza jej traktować je w sposób, co najmniej, niekonwencjonalny. Cebula wetknięta w ziemię egzotycznej jukki, która stoi w salonie, tuż przy balkonowym oknie 😉

– No co, nie wybierałam się do ogrodniczego, a chciałam szybko wyhodować szczypiorek! – wytłumaczyła.

wp-15510970602714629316846113308862.jpg

To trochę tak, jak z pewną dziewczynką, którą poznałam, gdy miałam praktyki studenckie w jednej z lubelskich podstawówek. Nosiła bardzo zwyczajne nazwisko, np. „Cebula”*, za to z imieniem rodzice poszaleli: Penelope.

Penelope Cebula*!! Za każdym razem, gdy odczytywałam listę obecności, dzieciaki miały radochę.

* Imię i nazwisko na potrzebę notki zmienione, ale kreatywność podobna:-)

Czytaj dalej „Symbioza i kreatywność/ Symbiosis and creativity”

Notka dla psiarzy i kociarzy

Dostałam od Marka smsa „Hallo! Rusz się, weź się w garść”:) Na pytanie „Dlaczego?”, odpowiedział „Bo już za długa przerwa na blogu!”. Miał rację, równy miesiąc…

Wczoraj wyczytałam, że pewien turecki imam na czas zimowych miesięcy, otworzył meczet dla bezpańskich kotów. Symptomatyczne jest to, że artykuł opisujący wydarzenie zaczyna się od słów „Abstrahując od kwestii religijnych”, jakby autor z góry założył, że w dobie nachalnej islamizacji Europy, nawałnicy imigracyjnej, dżihadu, który coraz częściej określany jest mianem dżihadu seksualnego, czytelnicy najpierw odniosą się właśnie do tego.

W centrum katolickiego Rzymu działa dosyć prężnie schronisko dla kotów i jakoś nie trąbi się o tym na wszystkich możliwych portalach społecznościowych, choć uważam, że to akurat szkoda, bo dobre inicjatywy warto reklamować (o schronisku pisałam TU). Nie chciałabym też, żeby ktoś odniósł wrażenie, że próbuję pomniejszać gest imama, bo przecież pomógł i to się liczy.

Zawsze mnie wzrusza ludzka (dosłownie i w przenośni) wrażliwość wobec zwierząt. I nie dziwi przywiązanie oraz pragnienie spędzania czasu ze swoim pupilem tak często, jak to możliwe. To przecież wspaniałe! Sama bym chciała, ale nie liczę na wyrozumiałość mojego szefa w tym względzie:-).

W Wenecji widywałam psy nawet w kościele. Grzecznie czekały, leżąc w bocznej nawie, aż skończy się msza. Nikt nie komentował, nie prawił morałów, nie próbował wyprowadzić. Widywałam je w sklepach. Czasem dlatego, że pracowała tam ich pani, miały wtedy swoje legowisko i miseczkę z wodą, czasem wchodziły do sklepu z właścicielem robiącym zakupy (nie widziałam zakazu wprowadzania psów). A czasem, bo wiedziały, że dostaną coś smacznego:-) Tak czy siak, ludzie i zwierzęta żyją tu obok siebie i dla siebie. Wspaniała symbioza i zrozumienie, które bardzo mi się podoba. Chciałabym móc napisać to samo o Polsce.